Zamiast poważnej strategii energetycznej rząd Koalicji Obywatelskiej stawia na działania z doskoku. Tak też będą traktować emisje z transportu. Trzeba je szybko ograniczać i potrzebny jest jakiś wieloletni plan. Ale na razie władza ograniczy się jedynie do dopłat do samochodów elektrycznych, żeby w ten sposób zmniejszyć liczbę spalinówek na polskich drogach. Bardzo możliwe, że przy tej okazji najbogatsi obejdą się smakiem. Decyzje podejmie resort klimatu i środowiska.
Jak dowiedzieliśmy się od Jana Szyszko, wiceministra funduszy i polityki regionalnej, pomysł na to, żeby Polska dopłacała do używanych samochodów elektrycznych, przyszedł z Brukseli. Rząd w rozmowach z Komisją Europejską na ten temat zaznaczył jednak, że nie chce doprowadzić do sytuacji, w której taki system dopłat wykorzystywany będzie głównie przez osoby najbardziej majętne. Z przeprowadzonych przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska analiz wynika zaś, że przekazywanie publicznej kasy na używane e-auta niesie ze sobą spore ryzyko.
Nie chcemy, by dopłaty wykorzystywane były do sprowadzania do Polski używanych elektroaut gorszej jakości - zaznacza w rozmowie z PAP Jan Szyszko.
Samochody elektryczne i dopłaty: decyzja klimatu i środowiska
Co więc zrobi rząd? Postawi na powszechne dopłaty do samochodów używanych i też nowych? Ostateczną decyzję ma w tej sprawie podjąć resort klimatu i środowiska. Nie jest tajemnicą, że rząd chce, żeby ten program dofinansowań był jak najbardziej powszechny i żeby był dostępny przede wszystkim dla klasy średniej i osób mniej zamożnych. Z pewnością nie ma mowy o furtce dla najbogatszych, żeby dzięki temu mogli sobie kupić jeszcze bardziej luksusowe auta. Dlatego bardzo możliwe, że MKiŚ postawi na „sufit cenowy”, żeby tego typu mechanizm ominąć jak najszerszym łukiem.
Więcej o samochodach elektrycznych przeczytasz na Spider’s Web:
Z tego, co wiem, resort klimatu i środowiska skłania się ku maksymalnemu ograniczeniu dopłat do aut używanych i koncentracji na dopłatach do aut nowych - zdradza Szyszko.
Mówi się, że dopuszczenie do tych dopłat też jedno lub dwuletnich samochodów elektrycznych nie poprawi w żaden sposób efektywności programu, a zamiast tego zwiększą się dodatkowo biurokratyczne zawiłości. A to wszystko wydłuży w czasie.
Po 40 tys. zł na 40 tys. e-aut?
Przypomnijmy: z wcześniejszych szacunków MKiŚ wynika, że już w 2030 r. po polskich drogach będzie jeździć ok. 1,5 mln samochodów elektrycznych. Obecnie jest ich raptem 127,9 tys. Tym samym spuchnie też nasze transportowe zapotrzebowanie energetyczne: z 581 GWh w 2024 r. do 6433 GWh na koniec tej dekady. Pieniądze na dopłaty do e-aut mają pochodzić z naszego KPO. Tym samym w grze jest 373 mln euro (ok. 1,6 mld zł). Przy maksymalnym dofinansowaniu na poziomie 40 tys. zł, powinno to pozwolić na współfinansowanie w sumie co najmniej ok. 40 tys. samochodów elektrycznych. Cały czas nie wiadomo jednak co z używanymi pojazdami. Wcześniej mówiło się, że dopłaty będą dotyczyć tylko tych nie starszych niż cztery lata. W przypadku leasingu, czy wynajmu długoterminowego wsparcie miało nie być wyższe niż 225 tys. zł dla nowych pojazdów i do 150 tys. jeżeli chodzi o używane. Teraz wszystko zależy od decyzji resortu klimatu i środowiska.