Rynek polskiego bikesharingu jest w opłakanym stanie, a główna przyczyna wciąż nie jest znana. Chociaż rowery miejskie cieszą się wielką popularnością w Polsce, to liczby nie kłamią - nadszedł kryzys. Już w zeszłym roku rowery miejskie zaliczyły poważny dołek finansowy, ale dopiero teraz wiadomo, jak bardzo był on dotkliwy.
Systemy wypożyczania jednośladów w postaci rowerów konkurują ostatnio z innym - coraz popularniejszym e-hulajnogami. Nie jest to mimo wszystko głównym powodem milionowych strat. Na dobrą sprawę to ciężko stwierdzić, co stanowi największy problem, a czas ucieka. Nowy sezon rozpoczyna się tragicznymi statystykami.
W ciągu dekady systemy wypożyczania rowerów wprowadziły aż 100 polskie miasta. Dostęp do 26 tys. jednośladów miało w ubiegłym sezonie w swoim miejscu zamieszkania blisko. 12 mln osób. W całej Polsce zarejestrowanych użytkowników jest już ponad 2,6 mln.
Dlaczego nie chcemy już wypożyczać rowerów?
Raport „Ostre hamowanie roweru miejskiego”, opublikowany przez stowarzyszenie Mobilne Miasto, uwydatnia skalę kryzysu, w jakim po zeszłym sezonie znalazło się 15 największych systemów bikesharingu
Wynika z niego m.in., że:
- 87 proc. systemów zanotowało zmniejszenie liczby wypożyczeń. W warszawskim Veturilo złożonym z 5,5 tys. rowerów, wypożyczenia spadły o 18 proc., a jest to największy z systemów zajmujących się wypożyczaniem rowerów na terenie Polski. W niektórych miastach spadki przekraczają nawet 30 proc.
- Wszystkie systemy bikesharingowe zanotowały spadek liczby wypożyczeń. Średnia efektywność spadła aż o 1/4.
Już od jesieni bez roweru miejskiego pozostały Kraków oraz Trójmiasto, gdzie problemy biznesowe doprowadziły do sytuacji bez wyjścia. Ten rok będzie być albo nie być dla Warszawy posiadającej jeden z największych systemów rozprowadzających rowery miejskie w całej Europie. Władze stolicy są tuż przed przetargiem na operatora rowerów w latach 2021-2028.
W ubiegłym tygodniu, władze Krakowa rozpoczęły dialog w sprawie nowego bikesharingu w swoim mieście.
Kto jest winny?
Przed zimą uważano, że za kryzys rowerów miejskich odpowiedzialne są hulajnogi elektryczne. Jak się jednak okazuje, nie znajduje to potwierdzenia w danych. Spadek liczby wypożyczeń wynosi średnio 19 proc. dla wszystkich „zniżkujących” trzynastu miast z grupy TOP 15, - zarówno z e-hulajnogami, jak i bez.
Innymi przyczynami mogą być:
- Powolny przyrost infrastruktury rowerowej w miastach,
- Obawy rowerzystów o bezpieczeństwo,
- Niska jakość systemów bikesharingu, zniechęcająca do korzystania z nich
- Niewydolne postępowania przetargowe.
Równie dobrze winna mogła być zbyt atrakcyjna dotychczasowa polityka
W Polsce praktykowany jest rzadko spotykany na świecie model, w którym użytkownicy nie płacą za korzystanie z roweru (najczęściej 20-30 min jazdy jest „darmowe”). Stoi to w pewnej sprzeczności, z tym że wszelkie inne środki transportu, w tym publicznego są odpłatne – komunikacja miejska, wypożyczalnie e-hulajnóg, e-skuterów czy samochodów „na minuty”. Czy rower miejski nie powinien także w większym stopniu uwzględniać płatności od użytkowników? Niewykluczone, że taki model, wzmacniający fundamenty ekonomiczne, przełożyłby się na wyższą jakość i lepsze doświadczenia użytkowników - zauważają autorzy raportu.
Jeżeli słowa te znajdą swoje potwierdzenie w praktyce, to być może już niebawem większość systemów zacznie wymagać od nas wykupowania comiesięcznych abonamentów lub uiszczania opłat już w momencie wypożyczania jednośladów. Będzie to koniec darmowych rowerów w miastach.
Pamiętajmy, że część osób po 1-2 latach korzystania z roweru publicznego zdecydowała się na zakup własnego jednośladu. To naturalny kierunek zmian i rozwoju świadomości społecznej, ma jednak wpływ na ograniczenie używania rowerów publicznych. Ale potencjał rozwoju wciąż jest
– zauważa Jakub Giza, dyrektor ds. rozwoju systemów rowerowych Nextbike Polska S.A