REKLAMA

Rentierzy mają ból głowy, ceny najmu spadają

Spadki cen najmu z pierwszej połowy roku to nie była anomalia. Anomalią było to, że się zatrzymały w oczekiwaniu na coroczną falę studentów. Ale studenci już się przetoczyli przez rynek i wracamy do normalności - do spadków cen. W Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Trójmieście jest już taniej niż rok temu.

Rentierzy mają ból głowy, ceny najmu spadają
REKLAMA

Jak spojrzeć na całą Polsce całościowo, to w sumie nie jest tak słabo - ceny najmu spadają tylko w sześciu z 16 analizowanych przez Otodom miastach, a liczba oferowanym do najmu mieszkań się kurczy.

REKLAMA

Tylko że takie spojrzenie to jak analiza, ile nóg średnio macie ty i twój pies - dość łatwo stwierdzić, że to chyba nie do końca prawdziwy obraz sytuacji, jeśli wychodzi, że ty masz trzy nogi.

A więc spójrzmy nieco bardziej szczegółowo. A wtedy okaże się, że liczba ofert najmu rok do roku bardzo mocno spadła w Szczecinie (-32 proc.), w Bydgoszczy (-38 proc.) czy w Lublinie (-14,7 proc.) i te miasta zaburzają średnią, bo z kolei na największych rynkach mieszkaniowych, jak w Warszawie, oferta jest większa o 6,5 proc., w Krakowie o 2,9 proc., a w Katowicach wręcz o 65 proc.

Co to robi z cenami?

Gdzie ceny najmu nadal rosną?

Owszem, są takie miasta, gdzie ceny najmu wręcz rosną. I to mimo, że szczyt sezonu mamy za sobą. Odpuśćmy sobie zmiany miesięczne, bo to lekkie wahania i lepiej spojrzeć na dłuższy trend. 

Według danych Otodom na koniec października ceny najmu były wyższe niż rok wcześniej w Zielonej Górze (o 13 proc.), w Olsztynie (o 6,9 proc.), a w Bydgoszczy o 5,3 proc.

To jednak miasta, gdzie rynek najmu jest płytki.

Więcej wiadomości na temat nieruchomości:

Doskonały czas na negocjacje stawek najmu

We Wrocławiu jest już taniej o 4 proc. rok do roku, w Warszawie, gdzie mieszkań kupionych na wynajem jest najwięcej, jest taniej o 1,9 proc., a w Krakowie o 0,6 proc.

Niedużo? Owszem, ale przyjrzyjmy się stolicy, bo tam rynek szarpie się z trendem najmocniej. Podzielmy dostępne mieszkania na kilka segmentów - kawalerki, mieszkania średnie o metrażu 40-59 mkw i mieszkania duże o metrażu 60-89 mkw.

Jak przyjrzeć się dokładnie cenom w poszczególnych segmentach, widać, że Warszawa walczy wokół psychologicznych poziomów - 3 tys. zł za kawalerkę, 4 tys. zł za mieszkania średnie i 6 tys. zł za mieszkania powyżej 60 mkw.

Ale listopad i grudzień będą wyzwaniem, bo ruch w interesie wtedy marny. Najemcy mogą wykorzystać ten czas na przeprowadzkę, bo będzie to okazja do negocjacji cen, szczególnie z wynajmującymi, których ogłoszenia wiszą już kilka miesięcy - a takich ofert jest niemało.

Wystarczy, że stawki najmu zostaną zamrożone

A teraz kubeł zimnej wody: można się cieszyć, że ten absurdalnie wywindowany rynek w czasie fali imigrantów z Ukrainy zaczyna wracać do normy i spadki wiosną tego roku nie były jednorazową mini korektą, ale ciągle jesteśmy na grubo podwyższonych poziomach. Cofnijmy się o trzy lata do czasów sprzed wojny w Ukrainie. Jest styczeń 2022 r. W Warszawie kawalerka do 40 mkw. kosztuje średnio 2160 zł, dziś 2971 zł - o 37 proc. więcej. Za mieszkanie 40-59 mkw. trzeba było zapłacić w styczniu 2022 r. średnio 2775 zł, dzisiaj prawie 3899 zł - o 40 proc. więcej. We Wrocławiu średnie mieszkania podrożały w tym czasie z 2337 zł do 3041 zł - o 30 proc., a kawalerki w Krakowie z 1745 zł do 2472 zł - o 42 proc.

REKLAMA

Te poziomy cenowe sprzed trzech lat można wspominać z rozrzewnieniem, ale nie łudźmy się - one już nigdy nie wrócą. Dość wspomnieć, że skumulowana inflacja z ostatnie trzy lata to 29 proc., a przeciętne wynagrodzenie od stycznia 2022 r. wzrosło o 34 proc. Wystarczy, żeby ceny najmu zatrzymały się na jakiś czas, nawet nie muszą spadać, żeby przestało być na tym rynku tak strasznie dla przeciętnego Polaka.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA