Przeciwnicy Zielonego Ładu zacierają ręce. Ten raport ośmiesza Brukselę
Nie jest tajemnicą, że jednym z głównych filarów polityki klimatycznej UE jest redukcja emisji gazów cieplarnianych, w głównej mierze dwutlenku węgla i metanu. Przeciwnicy promowanego przez Brukselę samoograniczenia twierdzą, że Europa przez to już ledwo zipie, a reszta świata ma to w głębokim poważaniu. Grając zaś na dwa fronty żadnych zmian klimatu nie wyhamujemy, wręcz odwrotnie. Właśnie pojawiła się analiza, która pogłębia te wątpliwości.
Bruksela co chwilę grzebie w Zielonym Ładzie i niekiedy podkręca w ten sposób i tak już w miarę ambitne cele klimatyczne na następne lata, czym doprowadza do apopleksji nerwowej przeciwników takiej a nie innej polityki klimatycznej UE. Właśnie w ten sposób w lutym 2024 r. KE ogłosiła nowy poziom wymaganej redukcji gazów cieplarnianych: o 90 proc. do 2040 r. - względem poziomów z 1990 r. Temu ma też służyć unijnym system handlu emisjami ETS, który przez odpowiednią cenę emisji ma wywierać coraz większą presję na narodowych gospodarkach. Przeciwnicy neutralności klimatycznej wytykają, że to nie ma żadnego sensu. Bo i może Europa będzie faktycznie w kolejnych latach coraz mniej emitować CO2 i metanu. Ale reszta świata nie podaży tym tropem i ten unijny tylko trud po prostu pójdzie na marne. Najnowsza analiza ekspertów z Biura Maklerskiego Pekao S.A. sugeruje, że coś może być na rzeczy.
Polityka klimatyczna UE kontra reszta świata
Trudno sobie wyobrazić pilniejszego prymusa jeżeli chodzi o redukcję emisji gazów cieplarnianych niż Europa. Jak wyliczają to eksperci z Biura Maklerskiego Pekao S.A.: przez ostatnie 23 lata, od 2000 do 2023 r., UE udało się zredukować emisję CO2 o 28,5 proc. Polska jest jednak daleko z tyłu, u nas w tym czasie udało się zmniejszyć emisję dwutlenku węgla tylko o 10 proc. Po wzrostach w 2019 i 2020 r., redukować zaczęliśmy w 2021 r. Dla porównania: w Stanach Zjednoczonych zmniejszone te emisje o 19 proc.
Więcej o polityce klimatycznej przeczytasz na Spider’s Web:
Ale na drugiej szali są nowe elektrownie węglowe, przez które owe emisje CO2 podążają w odwrotnym kierunku i puchną jak szalone. W tym czasie (23 lat) najbardziej urosły w Chinach - o +237 proc., w Indiach - o +193 proc., a także w Turcji - o 100 proc. Oceniając w ten sposób całe kontynenty prym rzecz jasna wiedzie Azja, gdzie w analizowanym czasie emisje wzrosły o +145 proc., a w Ameryce Łacińskiej - o +41 proc. Jak wynika to z najnowszego raportu Global Energy Monitor: tylko w Chinach w 2023 r. uruchomiono 47,4 GW mocy elektrowni węglowych. Wzrost ten stanowił dwie trzecie globalnego wzrostu mocy elektrowni węglowych, które spuchły o 2 proc. - do 2130 GW.
Cena emisji, czyli świat z rekordowym zarobkiem
Zgodnie z ustaleniami raportu Banku Światowego „Stan i trendy w zakresie cen emisji dwutlenku węgla 2024”: w 2023 r. padł absolutny rekord. Jeszcze nigdy do tej pory nie zarobiliśmy na emisji CO2. Przychody z tytułu sprzedaży uprawnień do emisji dwutlenku węgla osiągnęły rekordowy poziom 104 mld dol., z czego ponad połowę udało się przeznaczyć na finansowanie programów klimatycznych i przyrodniczych. I to wszystko przy dosyć umiarkowanej cenie wyemitowania tony CO2 - obecnie na poziomie ok. 67–68 euro. Dobrze jednak pamiętać, że w zeszłym roku ta cena dobiła prawie do 98 euro. I bardzo możliwe, że właśnie obraliśmy taki kierunek cenowy. Jak twierdzą analitycy z Banku Światowego: do 2030 r. cena emisji CO2 powinna oscylować w przedziale między 63 a 127 dol. za tonę CO2.