Nakręcani politycznie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego przeciwnicy Zielonego Ładu właśnie uzupełnili swój arsenał o dodatkowe działo. A to dlatego, że Unia Europejska klepnęła regulacje, które w najbliższych latach mają mocno ograniczyć emisje z samochodów ciężarowych i autobusów. Ale Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) stawia sprawę jasno: to się może udać, ale tylko pod pewnymi warunkami.
Nie jest żadną tajemnicą, że wybory w Polsce do Parlamentu Europejskiego zaplanowane na pierwszą połowę czerwca br. koncentrować się będą wokół unijnej polityki klimatycznej. Najbardziej polaryzującym tematem bez wątpienia jest Europejski Zielony Ład, który dla jednych jest konieczną serią reform, prowadzących nas do neutralności klimatycznej w 2050 r., a dla drugich czymś najgorszym, z czym może kojarzyć się Bruksela, czyli z narzucaniem swojego zdania, nie dbając o rację poszczególnych państw członkowskich. I właśnie ci ostatni dostali do rąk kolejny argument, po tym jak UE ustaliła przepisy mające na celu ograniczenie emisji dwutlenku węgla z ciężarówek. Branża w Polsce przyjęła to dosyć sceptycznie. I wylicza, że realizacja tych celów oznacza wydanie góry pieniędzy.
Aby zrealizować cele określone w uchwalonych przepisach, europejscy przewoźnicy będą musieli wziąć na swoje barki (a raczej kieszenie) do 2040 r., inwestycje o wartości 1 bln 746 mld euro - twierdzi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska (TLP).
Ciężarówki bez emisji. Polska głosowała przeciw
Głosowanie w tej sprawie wcale nie było jednogłośne. Wstrzymały się Czechy, a przeciwne były: Włochy, Słowacja i Polska. Maciej Wroński zwraca uwagę, że u nas Ministerstwo Klimatu i Środowiska nawet nie zadbało przed tym glosowaniem o przeprowadzenie stosowanych konsultacji z reprezentantami branży transportu drogowego.
Nasze polskie przymusowe wydatki w tym samym okresie to 162 mld euro. Branża tych pieniędzy nie ma, więc skutki nowych przepisów będą dla firm transportowych opłakane - przestrzega szef TLP.
Więcej o ciężarówkach przeczytasz na Spider’s Web:
Co zakładają uzgodnione przepisy? Do 2040 r. nowe ciężarówki muszą ograniczyć swoje emisje o 90 proc. Producenci muszą więc przestawić się na pojazdy elektryczne i wodorowe. To jeszcze nie wszystko. Producenci ciężarówek muszą też zmniejszyć emisje ze swoich flot o 45 proc. do 2030 r. i o 65 proc. do 2035 r. A od 2030 r. dodatkowo 90 proc. autobusów miejskich, sprzedawanych na terenie UE, będzie musiała być wolna od emisji gazów cieplarnianych. Pięć lat później ma to dotyczyć wszystkich autobusów. Te międzymiastowe mają być wyłączone z tego rygoru.
ACEA: więcej punktów ładowania
Nie jest żądną tajemnicą, że sektor ciężarówek odpowiada za ponad 25 proc. emisji gazów cieplarnianych pochodzących z transportu drogowego w UE. Podążając więc w kierunku neutralności klimatycznej w 2050 r., trzeba się tym tematem prędko zająć. Ale ACEA zwraca uwagę, żeby przy tej okazji nie wylać dziecka z kąpielą. Dlatego akcentuje warunki, które muszą być spełnione, żeby o tych celach redukcji emisji móc myśleć na poważnie.
Nie możemy w dalszym ciągu odważnie wyznaczać ambitnych celów producentom pojazdów i oczekiwać szybkiej i sprawnej ich realizacji. Bez ram umożliwiających zwiększenie popytu na modele bezemisyjne osiągnięcie celów będzie niemożliwe, zwłaszcza w przewidzianym terminie - stawia sprawę jasno Sigrid de Vries, dyrektor generalny ACEA.
Co musi się więc zmienić? ACEA mówi m.in. o publicznych punktach ładowania ciężarówek. Chcąc zgodnie z wytycznymi Brukseli redukować emisje, trzeba do 2030 r. uruchomić co najmniej 50 tys. takich miejscówek. Do tego musi jeszcze dojść nie mniej niż 700 stacji uzupełniania wodoru. Inna sprawa, że chcąc osiągnąć ten nowy cel klimatyczny dla ciężarówek, do 2030 r. po unijnych drogach będzie musiało poruszać się więcej niż 400 tys. pojazdów o napędzie akumulatorowo-elektrycznym i wodorowym.