Mamy przekichane. Bruksela uderzy w Polskę podatkiem węglowym
Trwa walka o stołki unijnych komisarzy. Podczas przesłuchania estońska kandydatka na stanowisko komisarza ds. energii mówiła o konieczności działań zmierzających do neutralności klimatycznej w UE. Jej zdaniem podatek węglowy ma być tym mechanizmem, który się do tego bardzo przyczyni.
Już prawie rok minął od założenia zakładającego, że Unia Europejska ma być neutralna względem gazów cieplarnianych w 2050 r. Wtedy już 80 proc. wytwarzanej energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Po drodze, w 2030 r., emisja dwutlenku węgla ma spaść o 45 proc.
Od początku tak rozpisana strategia klimatyczna szczególnie małe wrażenie wywoływała w Polsce - kraju z gospodarką uzależnioną od węgla w ok. 77 proc. Ale planów Brukseli nikt nie traktował w Warszawie poważnie. Na tyle że gości Szczytu Klimatycznego ONZ w Katowicach witała orkiestra górnicza, a przemawiający do przybyłych z całego świata prezydent Andrzej Duda stwierdził, że Polska węglem stała, stoi i stać będzie.
Koniec końców Polska, w towarzystwie Węgier, Czech i Estonii, europejską strategię neutralności klimatycznej zawetowała. Nasz rząd z samymi założeniami raczej nie dyskutuje. Zastanawia się skąd na to wszystko znaleźć pieniądze.
Podatek węglowy zmieni wszystkie reguły gry
Klimatyczny kierunek UE wyznaczy już nowa Komisja Europejska, ale wsłuchując się w słowa najważniejszych jej przedstawicieli - z Ursulą von der Leyen na czele - trudno przypuszczać, że albo będzie obrany zupełnie inny cel, albo droga do tego określonego wcześniej - jakoś będzie się wydłużać.
Absolutnie nie ma też takich nadziei po przesłuchaniu najpoważniejszej kandydatki na urząd komisarza ds, klimatu - Kadri Simson z Estonii. Chociaż nie brakuje przeciwników tej nominacji, którzy przypominają, że to właśnie Estonia (obok Polski) była wśród 4 krajów wetujących neutralność klimatyczną Wspólnoty. Oponenci Simson podkreślają także, że Estonia ponad trzy czwarte swojej produkcji energii opiera na paliwach kopalnych, w tym łupkach naftowych.
Ale sama Kadri Simson to złe wrażenie bardzo chce zetrzeć. Podczas czwartkowego przesłuchania przekonywała, że jest zaangażowana w realizację celów klimatycznych. I przy okazji jak najbardziej poparła założoną od 2050 r. unijną neutralność klimatyczną. Jednym z mechanizmów, który miałby w tym pomóc - byłby podatek węglowy.
Danina, która musi być zgodna z zasadami handlu
Temat podatku węglowego wcale nie jest nowy. Potrzebę wprowadzenia takiej regulacji mocno akcentował swego czasu były prezydent Francji Nicolasa Sarkozy. Za emisję CO2 mieli płacić sami mieszkańcy UE, a towary spoza UE obarczone byłyby węglowym cłem.
Rzecz jasna wszystkie te zapowiedzi pozostały przynajmniej na razie w sferach domysłu. I część obserwatorów podobnie ocenia propozycje estońskiej kandydatki na stanowisko komisarza ds. energii, które zresztą wpisują się w postulaty samej szefowej KE Ursuli von der Leyen.
Za wprowadzeniem takiego podatku miałaby stać ochrona europejskich przedsiębiorstw przed konkurentami w krajach, w których nie obowiązują ich własne ceny emisji dwutlenku węgla. Nikt też nie ukrywa, że kolejna danina byłaby solidnym wsparciem dla unijnego budżetu po odejściu z Unii Wielkiej Brytanii.
Tyle, że wprowadzając podatek węglowy Unia Europejska wypłynęłaby na wody, na których jeszcze nigdy nikogo nie było. Zdecydowanie największą przeszkodą będzie więc pogodzenie nowej daniny z panującymi zasadami światowego handlu.
Tylko europejski przemysł płaci za emisję CO2
Zespołowi pracującemu nad unijnym podatkiem węglowym przewodzić ma Paolo Gentiloni, włoski komisarz ds. gospodarki, który jednak zdaje sobie sprawę, jak trudne przed nim zadanie.
Unijni politycy uważają za wysoce niesprawiedliwy fakt, że europejski przemysł - przez system handlu uprawnieniami do emisji - za emisję dwutlenku węgla płaci określoną stawkę, która od połowy września maleje i obecnie wynosi ok. 23,5 euro za tonę CO2. Tymczasem konkurencyjny przemysł spoza Unii na takie wydatki nie musi się przygotowywać. I właśnie dzięki podatkowi węglowemu, płaconemu na granicach UE - importerzy płaciliby taką samą cenę za węgiel jak producenci krajowi.
UE będzie musiała przygotować się na odwet
Jednym z pomysłów na podatek węglowy w UE jest wykorzystanie średniej rocznej ceny emisji dwutlenku węgla, płaconej przez konkretny sektor Unii - jako punktu odniesienia dla taryfy podatkowej. Mogłyby być z niego zwolnione produkty wytwarzane w procesach mniej emitujących CO2 lub obarczonych podobnymi opłatami jak europejski system handlu emisjami.
Pomimo, że światowe zasady handlu zakazują dyskryminacji między importem a towarami krajowymi; podatek węglowy mógłby być dozwolony ze względu na ochronę środowiska. O ile nie jest to ukryty protekcjonizm a danina jest równoważna ze środkami nałożonymi na produkty krajowe. W innym przypadku głos sprzeciwu może zabrać Światowa Organizacja Handlu i z pewnością UE musiałaby się liczyć na działania odwetowe ze strony USA, czy Chin.
Unia uderzy też sama w siebie
Wprowadzenie podatku węglowego sporo namiesza też w systemie handlu emisjami CO2. A to główny winowajca podwyżek cen prądu w Polsce. Obecnie jest możliwe (i jak najbardziej praktykowane) przyznawanie bezpłatnych uprawnień do emisji dla energochłonnych gałęzi przemysłu. Po wprowadzeniu podatku węglowego takie rozwiązanie nie miałoby racji bytu. Wszystkie podmiotu musiałyby płacić tyle samo.