Czy podatek katastralny zatrzyma szalony wzrost cen mieszkań? Jego przeciwników nie brakuje
Podatek katastralny żyje swoim życiem. Rząd się zaklina, że nie chce go wprowadzić, a prawie 40 proc. pytanych Polaków się go domaga dla właścicieli więcej niż jednego mieszkania. Wrogów katastru jest jednak więcej, jak wynika z naszej sondy. No to tym razem wyjątkowo dam im do ręki broń do walki z katastrem. Choć nie gwarantuję, że ona wypali. Ale spróbujmy, na początek postraszmy uderzeniem w biednych emerytów.
Kiedy kilka miesięcy temu po raz kolejny rozpętaliśmy publiczną awanturę o podatek katastralny, przed którym Polacy drżą od lat, zapytaliśmy Was na Twitterze, czy jesteście „za” czy „przeciw” wprowadzeniu podatku od wartości nieruchomości. Nie od każdej nieruchomości, ale od drugiej lub trzeciej i kolejnej, by zahamować spekulacyjne zakupy mieszkań, które windują ceny nieruchomości w kosmos.
Tak, twitterowa sonda to nie profesjonalne badanie społeczne, ale i tak wiele mówi, tym bardziej że swój głos w niej oddało ponad 6 tys. osób - to próba większa niż w wielu profesjonalnych badaniach.
Co nam powiedzieliście? Prawie 39 proc. jest za wprowadzeniem podatku katastralnego, 56 proc. jest „przeciw”, a 5 proc. nie ma zdania.
Tym razem, zamiast udowadniać, że kataster mógłby nam zrobić w Polsce wiele dobrego, wyjątkowo dam do ręki kilka argumentów tym, którzy katastru nie chcą. A właściwie nie tyle ja, ile Instytut Badań Strukturalnych, który w kwietniu przygotował raport na temat potencjału tego specyficznego podatku.
Podatek katastralny jest nieuzasadniony, bo…
Wpływ podatku majątkowego na nierówności majątkowe byłby niewielki, podobnie jak przychody z jego wprowadzenia. Płaciłoby go stosunkowo niewielu płatników, a ponadto jego pobieranie jest kosztowne i administracyjnie skomplikowane. Stosunek korzyści do kosztów jest więc niekorzystny. Wprowadzenie podatku majątkowego jest zatem raczej nieuzasadnione
- pisze autor raport Marcin Wroński, doktorant w Szkole Głównej Handlowej.
Popatrzmy na szczegóły. Wroński przyjął dwa hipotetyczne warianty wprowadzenia podatku katastralnego.
Pierwszy polega na nałożeniu podatku od wartości nieruchomości na gospodarstwa domowe, których majątek, licząc nie tylko nieruchomości, ale również spółki i instrumenty finansowe, jest większy niż 1 mln zł. W drugim wariancie poprzeczka zawieszona jest wyżej - na poziomie 5 mln zł.
Stawka podatku katastralnego miałaby być progresywna i zaczynać się od 0,5 proc. lub 1 proc., a kończyć na 2 proc. dla tych najbogatszych Polaków, którzy mają aktywa o wartości powyżej 50 mln zł.
Jakie byłyby efekty tak skalibrowanego podatku? W pierwszym wariancie zapłaciłoby go niespełna 7 proc. gospodarstw domowych w Polsce, z czego dużą część stanowiliby emeryci. To najczęściej podnoszony argument przeciwników katastru, bo emeryci, choć wcale nie zamożni, a nawet ledwo wiążący koniec z końcem, od pokoleń są właścicielami całkiem niemałych mieszkań w centrach miast. Nałożenie na nich dodatkowej daniny w wysokości kilku czy kilkunastu tys. zł rocznie mogłoby się dla nich skończyć dramatycznie - wpadnięciem w sidła chwilówek albo wyrzuceniem z mieszkań, w których mieszkali od pokoleń.
W drugim wariancie, w którym poprzeczka jest zawieszona przy 5 mln zł, podatek płaciłoby zaledwie 0,3 proc. wszystkich gospodarstw domowych w Polsce.
Ucieczka przed katastrem za granicę?
Ekonomista w swoim opracowaniu twierdzi, że rzeczywiste wpływy z podatku katastralnego byłyby nawet o 25 proc. niższe niż zakładane, ponieważ najbogatsi uciekliby zwyczajnie ze swoim i aktywami za granicę.
Jak to? Z mieszkaniem za granicę? Nie zapominajcie, że ekspert tak sobie wymyślił ten hipotetyczny podatek, że do limitu majątku wliczałyby się nie tylko nieruchomości, ale też spółki czy inne aktywa finansowe, a te przenieść teoretycznie można do innego kraju.
Wracając do rzeczy, gdyby ten podatek majątkowy był wprowadzony już w 2016 r., przyniósłby polskiemu budżetowi od 4 do ok. 7 mld zł w zależności od wariantu. To zaledwie od 0,2 do 0,4 proc. ówczesnego PKB. Mało. Dla porównania, z VAT i PIT do budżetu wpływa ponad 5 proc. PKB. No faktycznie gorsze. Tylko czy w katastrze chodzi o to, żeby zgarnąć jak najwięcej pieniędzy do kasy państwa? Dla mnie zupełnie nie w tym rzecz.
Potrzebna fortuna, żeby zebrać kilka marnych groszy
Pobór podatku majątkowego jest kosztowny i skomplikowany administracyjnie. Jego rozliczenie oraz kontrola są trudniejsze niż w przypadku większości podatków. Wycena wielu aktywów jest skomplikowana, co utrudnia funkcjonowanie podatku majątkowego. Problem ten dotyczy w szczególności firm. Ma on duże znaczenie, ponieważ firmy stanowią znaczną część majątków najbogatszych
- twierdzi Marcin Wroński.
I ma rację, że wprowadzenie podatku katastralnego byłoby trudne i kosztowne. Bo żeby go wprowadzić, trzeba najpierw stworzyć ów kataster, a więc publiczny rejestr wszystkich nieruchomości w Polsce wraz z informacją, kto jest ich właścicielem, a także każdą nieruchomość wycenić, skoro ma to być podatek od wartości. To bardzo czasochłonne zadanie.
Nie ma jednak racji, pisząc o trudnościach w wycenie aktywów firm. No bo po co mieszać wartość nieruchomości z wartością pozostałych aktywów ludzi zamożnych? Tu jednak będę się upierać, że założenia, jakie na samym początku poczynił ekonomista na potrzeby tego intelektualnego ćwiczenia, są jak trafienie kulą w płot. Właściwie to mam wrażenie, jakby Wroński tak sobie wymyślił koncepcję podatku katastralnego, żeby wydawał się on bez sensu.
No i wydaje się bez sensu w tym wydaniu. Bo według propozycji Wrońskiego, to nie podatek katastralny, ale jakiś tam pomieszany podatek majątkowy dla najbogatszych. A nie o to tu chodzi.
Z katastrem nie chodzi również o to, żeby przyniósł jakieś wielkie wpływy do budżetu państwa. Chodzi w nim przede wszystkim o to, żeby zahamował spekulacje na rynku nieruchomości z korzyścią dla zwykłych Polaków, którzy chcą kupić mieszkanie na własne potrzeby.
Jak więc podatek katastralny skonstruować, by pomagał, zamiast szkodzić? O tym wkrótce. A na razie cieszcie się tym, że dostaliście broń, by krzyczeć „precz z katastrem”. A że ta broń to niewypał, nieważne, może nikt nie będzie się tak uważnie przyglądał.