REKLAMA

Płaca minimalna dobije Pocztę Polską? Pracownicy żądają srogich podwyżek

Znowu tyrpią rząd w sprawie podwyżek. Nie, tym razem nie górnicy, chociaż ci jeszcze mogą przed wyborami wyciągnąć ręce po swoje. Ale teraz mocniej akurat nogą tupnęli pracownicy Poczty Polskiej. I ze względu na rosnące koszty życia chcą odczuwalnych podwyżek pensji w wysokości 1000 zł. Tak skorygowane wypłaty powinny, zdaniem pocztowców, obowiązywać już od września. Tyle, że Poczta nie ma pieniędzy, żeby spełnić te żądania.

poczta-polska-podwyzki-cen
REKLAMA

Szef aktywów państwowych Jacek Sasin ma kolejny problem. Ale tym razem nie chodzi o podpisaną ponad dwa lata temu umowę społeczną z górnikami, która miała być notyfikowana przez Komisję Europejską, ale do tej pory to się nie stało. Ból głowy niedawnego wicepremiera nie związany jest też z Narodową Agencją Bezpieczeństwa Energetycznego, która ma odciążyć spółki wydobywcze z węglowego balastu. Teraz o gorszy humor ministra Sasina zadbali pracownicy Poczty Polskiej. „Rzeczpospolita” donosi, że reprezentanci 26 związków zawodowych (tak 26!, działających w państwowej spółce, dogadali się i wystąpi ze wspólnymi żądaniami. W związku z kolejną podwyżką płacy minimalnej, chcą podwyżek pensji: nawet o 1000 zł miesięcznie.

REKLAMA

Ponad 70 proc. pracowników Poczty otrzymuje wynagrodzenie na poziomie minimalnym. Ten wzrost jest niezbędny - nie ma cienia wątpliwości Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej.

Poczta Polska: albo podwyżka albo spór zbiorowy i strajk

Pocztowi związkowcy planują wykorzystać kampanijną gorączkę. Chcą, żeby te podwyżki zaczęły obowiązywać od zaraz, czyli od 1 września. I stawiają sprawę bardzo jasno: albo rząd spełni ich oczekiwania, albo będą musili wszcząć spór zbiorowy, ze wszystkimi jego konsekwencjami, a więc także ze strajkiem. Solidarność chce o tym rozmawiać z Jaciem Sasinem. I szef aktywów państwowych musi szybko kombinować, jak wyjść z tej podbramkowej sytuacji.

Na razie zarząd Poczty Polskiej żądania związkowców zignorował. Planowane jest w tej sprawie spotkanie, ze Wspólną Reprezentacją Związkową. Ta chce podwyżki pensji w wysokości 800 zł brutto, ale dla wszystkich objętych zakładowym układem zbiorowym, czyli dla jakiś 70 tys. pracowników. Mowa jest więc o kosztach w skali roku od 600 (przy podwyżce na poziomie 800 zł) do ok. 840 mln zł (przy wzroście wynagrodzeń o 1000 zł). Na razie Poczta takich pieniędzy nie ma i nie wiadomo, czy będzie je kiedykolwiek mieć.

Rząd rzuci koło ratunkowe warte 400 mln zł, albo pomoże Orlen?

Być może część niezbędnych funduszy na podwyżki pracowników Poczty Polskiej uda się pozyskać z Ministerstwa Aktywów Państwowych. Resort ma już rozmawiać o rekompensacie strat, jakie Poczta poniosła w latach 2021–22, przy okazji realizacji tzw. usługi powszechnej (przyjmowanie, sortowanie, przemieszczanie i doręczanie listów o wadze do 2 kg, przesyłek dla ociemniałych, paczek o masie do 10 kg). Po zeszłorocznej nowelizacji Prawa pocztowego taka rekompensata ma być wypłacana z budżetu państwa. 

REKLAMA

Chodzi o 400 mln zł. Ale takie pieniądze i tak mogłyby sprawy nie załatwić. I byłyby szybko skonsumowane przez wzrost płacy minimalnej, zaplanowany od stycznia 2024 r. Jest jeszcze jedno wyjście z tej patowej informacji, o czym resort aktywów państwowych myślał już wcześniej. To połączenie Poczty z Orlenem. Ale taki ruch też oznaczałby ciężką przeprawę ze związkowcami, którzy na taki mariaż nie wyrażają zgody.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA