Sytuacja w PLL LOT gęstnieje. Zarząd firmy ostrożnie dawkuje informacje na temat przyszłości, a załoga pokładowa więcej czasu spędza na ziemi niż w powietrzu. Wraz z ilością pracy spadają uposażenia. A to, zarabiający dzisiaj niemal minimalną krajową personel, obserwuje z dużym niepokojem.
PLL LOT mówi, że nie ma dla nas pracy. To tylko częściowo prawda
– wskazuje w rozmowie z Bizblog.pl Agnieszka Szelągowska, wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
Największy polski przewoźnik jest dzisiaj rozdarty między pracownikami etatowymi a osobami pracującymi w jego spółkach-córkach na podstawie kontraktów i umów B2B.
Prezes Rafał Milczarski nie ukrywa, że jego zdaniem ta druga forma zatrudnienia „lepiej pasuje” do zawodu pilota i stewardessy. W ciągu ostatnich lat współpraca B2B rozrosła się do takich rozmiarów, że do niedawna pracowało w ten sposób ok. 1700 osób. I choć postępujący kryzys w branży lotniczej wskazywałby, że osoby spoza firmy jako pierwsze tracą pracę, LOT nie zamierza się ich pozbywać.
Inna sprawa, że rozmowy z tą grupą poszły dość gładko. 21 maja LOT poinformował, że na mocy porozumienia w sprawie warunków płacowych piloci i stewardessy będą otrzymywać między 2500 a 7200 zł niezależnie od liczby przepracowanych godzin.
W firmie wciąż pozostaje jednak przeszło 560 pracowników na etatach, z którymi LOT do porozumienia nie doszedł. Przewoźnik jednostronnie zadecydował więc o ścięciu etatów o połowę. Konflikt tli się do tej pory.
W tej chwili najwyższa stawka płacy podstawowej to 5,5 tys. zł brutto. To oznacza, że na pół etatu można zarobić 2750 zł brutto. Firma dba, by nikt nie przekroczył liczby godzin i nie dostał dodatkowego wynagrodzenia
– tłumaczy Szelągowska.
LOT-em ku depresji
Pracownicy przewoźnika żyją w ciągłym stresie. LOT nie zdecydował się na zagwarantowanie związkowcom, że po obniżkach pensji nikt nie zostanie zwolniony. Pojawiają się wątpliwości, czy ścięcie wynagrodzeń nie ma na celu zmniejszenia wysokości ewentualnych odpraw.
Coraz bardziej absurdalne stają się również warunki pracy, szczególnie jeśli chodzi o obowiązujące procedury bezpieczeństwa. Przykład? Szkolenia z materiałów niebezpiecznych, które są ważne przez rok, niektóre stewardessy zrobiły trzykrotnie na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy.
Załoga musi na nowo uczyć się raportowania wykonania czynności do przełożonych. W formułkach zmienia się jedno słowo. Firma zdecydowała się również wydać nowy podręcznik, kazać zaliczać go pracownikom, by po chwili stwierdzić, że przestał on obowiązywać.
LOT wciąż nie wytłumaczył, dlaczego zdecydował się na utworzenie spółki-córki LOT Polish Airlines. Po jej powstaniu eksperci zaczęli głośno zastanawiać się, czy PLL LOT nie szykuje miękkiego lądowania dla swoich aktywów po tym, jak ogłosi upadłość. Niepewna jest również pomoc ze strony państwa, na którą zgodę będzie musiała wyrazić Komisja Europejska. Polski przewoźnik domaga się jednego z najwyższych transferów gotówki w przeliczeniu na pasażera w całej Europie.
Część moich koleżanek i kolegów ocierała się w ostatnim czasie o stany depresyjne
– potwierdza Szelągowska.
„Szukam nowych wyzwań”
Rozwiązaniem, ku któremu coraz częściej skłaniają się pracownicy pokładowi, jest zmiana zawodu. Wiceprzewodnicząca ZZPPiL zauważa, że stewardessy i stewardzi mają kompetencje, jeśli chodzi o umiejętności miękkie. Potrafią również działać pod presją czasu, zarządzać zespołem i rozwiązywać sytuacje kryzysowe. Po krótkim przeszkoleniu mogliby z łatwością odnaleźć się na dzisiejszym rynku pracy, który tego typu umiejętności szczególnie pożąda.
ZZPPiL zdecydowało się na wyłożenie własnych środków. Bizblog.pl widział treści szkolenia. Znajdują się w nim takie punkty jak praca nad samooceną, asertywnością, rozpoznawanie swoich mocnych punktów na rynku pracy, czy nauka pisania CV.
Część osób pracuje u nas od 20-30 lat. Trzeba im pomóc
– opowiada Szelągowska.
LOT nie podjął tematu. Zapytaliśmy biuro prasowe PLL LOT czy przewoźnik zamierza dofinansowywać szkolenia, które pomogłyby pracownikom w przekwalifikowaniu. Firma tłumaczy, że inwestuje w rozwój załogi w ramach wykonywanej pracy.
Obecnie w LOT podejmujemy szereg działań związanych z szerzeniem wiedzy na temat profilaktyki zdrowotnej w związku z COVID-19 - czytamy w komunikacie.
LOT w ramach rozwoju kompetencji oferuje takie szkolenia i warsztaty takie jak „Organizacja pracy własnej”, „Zarządzanie sobą w czasie”, „Komunikacja interpersonalna”. Są one organizowane w ramach platformy MS Teams.
„Dodatkowo prowadzimy wewnętrzne procesy rekrutacyjne, dzięki którym m.in. członkowie personelu pokładowego mogą odnaleźć dla siebie nowy obszar działania w spółce” - tłumaczy LOT.
Czytaj także: Związki zawodowe - jakie dają korzyści, jak przystąpić?
Stewardessy i stewardzi oczekują jednak innej pomocy. Firma rozrzuciła bowiem grafiki pracujących na pół etatu pracowników w taki sposób, by ich czas pracy rozciągnął się na cały miesiąc.
„Firma, która zatrudnia 1500 osób, musi je trzymać »pod parą« przez cały miesiąc? Rozumiem, że chcą nas zniechęcić do pracy. Ale można było to zrobić prościej. Wystarczy dać czas na przekwalifikowanie się, wiele osób odejdzie wówczas bez dodatkowych »zachęt«” – podsumowuje wiceszefowa związku.
Na nasze pytanie o możliwość zmiany grafików odpowiedź spółki brzmiała: Niestety ze względów operacyjnych jest to niemożliwe
LOT biznesowym trendsetterem
Pod względem wykorzystania samozatrudnionych PLL LOT przecierał w Polsce szlaki. Ich „zatrudnianie” zaczęło się jeszcze w 2014 r. za czasów prezesa Sebastiana Mikosza. Po uzyskaniu pomocy publicznej prezes PLL LOT zobowiązał się, że nie będzie zatrudniał nowych pracowników. Zakaz ten postanowił obejść za pomocą outsourcingu. Obiecywano, że kiedy sytuacja wróci do normy, „niezależni przedsiębiorcy” trafią na etat.
Po przyjściu prezesa Rafała Milczarskiego okazało się jednak, że LOT nie ma zamiaru tego robić. W ślad za naszym narodowym przewoźnikiem poszedł Ryanair. W 2018 r. Michael O’Leary wypchnął polskich pracowników etatowych na kontrakty. Przez kraj przeszła fala oburzenia. Jak to? Dlaczego? A okazało się, że ot tak, po prostu.
– Robimy to według modelu, który jest stosowany na rynku polskim
– wyjaśnił portalowi Rynek Lotniczy Michał Kaczmarzyk, prezes spółki Ryanair Sun