REKLAMA

PiS ponoć kombinuje, jak ładnie opakować kataster. Chodzą plotki, że nowy podatek wejdzie już niebawem

To chyba pierwszy taki przypadek w historii, że ludzie domagają się wprowadzenia jakiegoś nowego podatku, a Ministerstwo Finansów pozostaje niewzruszone. Tak mniej więcej wygląda sytuacja z podatkiem katastralnym, o którym ostatnio mówi również coraz szersze grono polityków przekonanych, że PiS na pewno wprowadzi w końcu podatek od drugiego lub trzeciego i kolejnego mieszkania. Może tylko nie nazwie go katastrem, żeby nie wywoływać paniki.

PiS kombinuje ponoć, jak ładnie opakować kataster. Chodzą plotki, że wkrótce zapłacimy nowy podatek
REKLAMA

Mogę się założyć, że jeszcze w tej kadencji PiS przeforsuje podatek katastralny. Ale w przypadku podatnika płacony nie od jednego mieszkania, bo tutaj rząd strzeliłby sobie w stopę. Podatek katastralny będą płacić właściciele - drugiego czy trzeciego mieszkania

– powiedział kilka dni temu w rozmowie z „Gazetą Wyborczą" senator Jacek Bury, senator.
REKLAMA

I tym samym polityk ponownie ożywił dyskusję na temat wprowadzenia podatku katastralnego, a więc naliczanego corocznie od wartości nieruchomości, która toczy się w Polsce od kilku miesięcy.

Władza boi się nawet mówić o katastrze

Spora część Polaków - o dziwo! - popiera takie rozwiązanie z zastrzeżeniem, że podatek nie byłby nakładany na każde mieszkanie, ale dopiero na drugie lub trzecie i kolejne. To mogłoby powstrzymać inwestycyjne zakupy mieszkań pod wynajem, które rozgrzewają rynek nieruchomość do czerwoności.

Tymczasem rząd udaje, że nie o katastrze od każdego mieszkania od miesięcy toczy się dyskusja, a Ministerstwo Finansów ciągle zaprzecza, że nad podatkiem katastralnym nie pracuje.

Wiceminister infrastruktury Marcin Horała przekonywał pod koniec maja na antenie Radia Zet, że według rządu kataster jest podatkiem społecznie niesprawiedliwy, bo uderza w seniorów żyjących we własnych, wartych setki tysięcy złotych mieszkaniach. To jeszcze nie oznacza, że są oni bogaczami, a danina obliczona od wartości ich nieruchomości nierzadko przekraczałaby wysokość świadczeń wypłacanych im rocznie przez ZUS. Wielu z nich musiałoby się z tego powodu wyprowadzić z mieszkań, w których mieszkali całe życie.

I oczywiście rację ma pan wiceminister. Tylko nie o tym przecież mowa, nikt w Polsce dziś nie domaga się opodatkowania każdego mieszkania, seniorzy i wszyscy inni, którzy mają jedno mieszkanie na własny użytek, nie zostaliby dotknięci. Niesamowite, jak politycy ciągle w tej sprawie odwracają kota ogonem i nie chcą się odnieść do koncepcji zatrzymania spekulacji na rynku nieruchomości.

20 tys. podatku co roku? Lekka przesada

Fakt, że opodatkowanie każdego mieszkania od jego wartości byłoby dla Polaków bardzo bolesne. Senator Bury wskazywał, że coroczny podatek od mieszkania wartego 600 tys. zł mógłby wynosić 20 tys. zł.

To oczywiście medialna wrzutka i straszenie PiS-em, bo dyskusja o wysokości katastru wcale się w Polsce nie toczy. Bury najwyraźniej założył, że podatek katastralny miałby wynosić 3,5 proc., a to bardzo dużo, wręcz absurdalnie dużo. W wielu krajach europejskich podatek katastralny obowiązuje do dawna, ale jest znacznie niższy, średnio wynosi 1 proc. wartości nieruchomości. W Niemczech sięga nawet 1,9 proc, ale z kolei na Łotwie stawka jest progresywna i wynosi 0,2-0,6 proc. od wartości budynków mieszkalnych.

Senator Bury twierdzi również, że taki podatek na pewno zostanie przez PiS wprowadzony przed końcem kadencji Sejmu, a więc do 2023 r.

Ale w tym straszeniu senator zachowuje na tyle umiar, że przyznaje, że jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby opodatkowanie dopiero drugiego lub trzeciego i kolejnego mieszkania. Choć akurat argumentuje to względami politycznymi, a nie logiką czy społeczną odpowiedzialnością:

Mimo to Ministerstwo Finansów nadal deklaruje, że tego elektoratu katastrem nie zamierza szczuć. Część komentatorów jednak nie wierzy, twierdząc, że MF może nawet mówić uczciwie: „my nad podatkiem nie pracujemy”, ale przecież nieraz rząd wprowadzał nowe prawo nie w formie projektu ustawy przedkładanego przez któryś resortów, ale jako projekt poselski. A wtedy cios może przyjść z każdej strony.

A może po prostu najpierw dowalić podatek od zakupu?

Politycy na pewno szybko tego nie zrobią, nawet gdyby chcieli. Żeby wprowadzić podatek katastralny, najpierw trzeba stworzyć kataster, czyli publiczny rejestr wszystkich gruntów i budynków w Polsce oraz ich właścicieli. To potężna baza danych, która nawet ze wsparciem wdrożonych już cyfrowych ksiąg wieczystych oraz zaprzęgniętych do pracy algorytmów niemożliwa jest do stworzenia z dnia na dzień.

Radio Zet spekuluje nawet, że fakt, że MF twierdzi iż:

Nie oznacza wcale, że nie pracuje nad jakimkolwiek innym podatkiem od nieruchomości.

Można by na przykład wyżej opodatkować dopiero kupowane mieszkania, żeby zahamować kolejne zakupy inwestycyjne. Dziś już płaci się taki podatek od czynności cywilnoprawnych (PCC) i wynosi on 2 proc. wartości nieruchomości. Podnoszenie go dla wszystkich byłoby uderzeniem w tych, którzy kupują pierwsze mieszkanie, a o tych PiS chce dbać. Ale gdyby podnieść go dla kupujących drugie i kolejne mieszkanie? Irlandia właśnie poszła tym tropem, bo też ma problem ze spekulantami na rynku mieszkań i podniosła stawkę opłaty skarbowej od zakupu nieruchomości z 1-2 proc. aż do 10 proc. Auć!

REKLAMA

Dam sobie rękę uciąć, że żadna z opcji politycznych, jeśli kiedykolwiek zdecyduje się na podatek katastralny, nigdy go tak oficjalnie nie nazwie. Polacy, słuchając o katastrze, myślą od razu „katastrofa”. Potrzebne będzie jakieś inne opakowanie. Lubiący teorie spiskowe twierdzą, że PiS właśnie nad takim opakowaniem na pewno pracuje. Ja teorii spiskowych nie lubię, ale wiem, że nawet jeśli MF takich prac nie prowadzi, to powinno zacząć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA