Rządzący nie znoszą bankowców co najmniej tak samo jak prof. Filipiak. I nawet miliardy, które banki odprowadzają do budżetu go nie skuszą polityków Zjednoczonej Prawicy, by zrezygnować z zaoferowania wakacji kredytowych wszystkim kredytobiorcom, niezależnie od tego, czy naprawdę wpadli w kłopoty, czy tylko zamierzają skorzystać z okazji, by nie zapłacić kilku rat.
Wakacje kredytowe ruszą od 1 sierpnia i choć mamy już początek lipca, a ustawa przeszła już przez Sejm i Senat, bankowcy wcale nie odpuszczają. Nadal walczą o to, by ograniczyć wakacje kredytowe, tak aby nie przysługiwały wszystkim, a jedynie tym, którzy naprawdę mają kłopoty z obsługą swoich kredytów. Chcą również, by przy przyznawaniu wakacji obowiązywały takie kryteria, jak w przy Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, czyli masz ratę przekraczającą 50 proc. twoich zarobków, masz wakacje.
Inaczej z wakacji skorzysta niemal każdy. Bankowcy szacują, że na wakacje skusi się aż 80 proc. wszystkich kredytobiorców, bo jak dają, to się bierze. Tu solidaryzuję się z bankami. Wakacje kredytowe dla wszystkich to zły pomysł, choć moje motywacje są zupełnie inne niż prezesów banków.
KNF z kolei szacuje, że wakacje kredytowe dostępne dla wszystkich będą kosztować banki 20 mld zł. Stratę bankowcy będą musieli rozliczyć od razu zamiast rozłożyć ją w czasie – to jeszcze większy cios.
Dlatego właśnie banki nie odpuszczają. Business Insider przekonuje, że z jego informacji wynika, że w tej walce do ostatniej chwili wspiera ich prezes Narodowego Banku Polskiego, który ponoć spotkał się z bankowcami i obiecał, że spróbuje przekonać premiera i posłów z różnych klubów poselskich, by przynajmniej wysłuchali ich argumentów,
A te są nie tylko takie, że wakacje kredytowe jeszcze podbiją inflację, choć we wtorek wiceminister Piotr Patkowski stwierdził, że Ministerstwo Finansów wcale nie widzi takiego ryzyka.
Argumentem prof. Adama Glapińskiego ma być fakt, że wakacje dla wszystkich zmniejszą zyski banków, a jak zyski będą mniejsze, to i do budżetu wpłynie mniej pieniędzy z podatków.
Ale to raczej nie ruszy decydentów, choć pieniądze by się przydały. To po prostu decyzja polityczna, nie ekonomiczna. I decydować nie będą tu posłowie, minister finansów czy premier, ale raczej sam Jarosław Kaczyński. Ten natomiast znany jest z tego, że dobro Polaków jest dla niego na pierwszym miejscu.
Wakacje kredytowe jak salceson i wołowina Kobe
Najsłabsi nie mają kredytów hipotecznych, bo ich na to nie stać. Najsłabsi z tych, którzy jednak je mają, i tak dostaliby pomoc w formie wakacji kredytowych, bo załapaliby się nawet na limity wyznaczone choćby pod postacią raty przekraczającej 50 proc. miesięcznego wynagrodzenia.
No i jeszcze ta wołowina, co jest jak salceson.
Prof. Robert Gwiazdowski napisał w „Rzeczpospolitej”, że PiS uderza najmocniej w najbiedniejszych, nie w najbogatszych. Bo polityka podatkowa zawsze bardziej szkodzi ludziom biedniejszym. Ci naprawdę bogaci nie płacą progresywnych podatków, bo uciekają do rajów podatkowych. Ci trochę mniej bogaci płacą podatek liniowy, a podatki konsumpcyjne, czyli VAT i akcyza, dotykają ich mniej niż biedniejszych.
Taka specyfika podatków – pisze prof. Gwiazdowski, ale według niego za rządów PiS to jeszcze wyraźniejsze. Przykład? Profesor wskazuje, że PiS bardziej podniósł akcyzę na tanie papierosy niż na te droższe, które kupują zamożniejsi. A jak obniżył stawkę VAT na żywność do zera, żeby ratować społeczeństwo przed drożyzną, to obniżył ją równo na salceson, który kosztuje 10 zł za kilogram, jak i na ekskluzywną wołowinę Kobe, która kosztuje 1000 zł za kilogram.
Tylko co z tego, skoro Jarosławowi Kaczyńskiemu ani wołowina Kobe, ani porzucenie Polskiego Ładu, który miał wprowadzić większą sprawiedliwość podatkową, zupełnie nie przeszkadzają w snuciu opowieści, że tak zależy mu na biednych.
Za dwie kadencje już żaden Polak nie będzie biedny
Ostatnio nawet nakreślił horyzont, kiedy w Polsce zupełnie nie będzie biedy.
Jeśli zagłosujcie na PiS jeszcze dwa razy, nikt z was już nie będzie biedny - mówił kilka dni temu na spotkaniu z mieszkańcami Grudziądza Jarosław Kaczyński.
Tylko że to bajki. Prezes PiS sugerował, że tak dobrze mu idzie i potrzeba tylko więcej czasu, tymczasem Michał Brzeziński, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego specjalizujący się w badaniu nierówności i biedy wytknął prezesowi, że bieda w Polsce wcale się w ostatnich latach rządu PiS nie zmniejsza. Przeciwnie, jest wyższa niż w 2016 r.
Gdyby więc prezes naprawdę mówił serio i chciał tę biedę zlikwidować do zera, PiS musiałby TOTALNIE zmienić politykę gospodarczą i społeczną. Dzisiejsze transfery socjalne, którymi lubi chwalić się Kaczyński to zdecydowanie za mało na prawdziwą zmianę.
Musiałby zmienić zasady przyznawania wakacji kredytowych zgodnie z tym, czego oczekują bankowcy. Inaczej salceson i wołowina będą leżeć na jednej półce.