REKLAMA

Słynie z milionowych zarobków i ciętego języka. Teraz uznał, że „niższe warstwy nie powinny żreć tyle mięsa”

Prof. Janusz Filipiak, prezes Comarchu i właściciel MKS Cracovia, w 2022 r. wypadł z Listy Najbogatszych Polaków „Forbesa”, ale i tak cieszy się opinią najlepiej zarabiającego menedżera w Polsce. W 2021 r. jego pensja przekroczyła 25 mln zł, co oznacza podwyżkę rok do roku o blisko 35 proc. Dlatego postanowiłam porozmawiać o katastrofie klimatycznej właśnie z nim, dyżurnym medialnym milionerem? Bo to właśnie milionerzy są tą grupą w społeczeństwie, która jest najbardziej winna ociepleniu klimatu. Co na to prof. Janusz Filipiak?

Słynie z milionowych zarobków i ciętego języka. Teraz uznał, że „niższe warstwy nie powinny żreć tyle mięsa”
REKLAMA

Kryzys klimatyczny jest tuż za rogiem. A właściwie już do nas przyszła, bo jak twierdzą specjaliści, wielu destrukcyjnych dla środowiska zmian nie da się odwrócić.

REKLAMA

Prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery z Polskiej Akademii Nauk, twierdzi, że jeśli się nie otrząśniemy, wyginiemy już w następnym pokoleniu i zniknie nasza cywilizacja. Już za 30 lat będziemy się smażyć na potęgę zamiast żartować, że w sumie to fajnie, że jest ciepło, bo można uprawiać w Polsce winogrona, oliwki i pomarańcze.

Co wspólnego mają z tym najbogatsi? Otóż najbogatsze 10 proc. populacji odpowiada za prawie połowę światowych emisji CO2, które do tej katastrofy prowadzą. Z kolei ta biedniejsza połowa odpowiada za zaledwie 12 proc. światowych emisji.

Powiecie, że to manipulacja i to nie tak, i właściwie to chodzi o to, że to biedna Afryka nie emituje CO2, bo jest biedna, a w reszcie cywilizowanego świata nie ma podziału na biednych i bogatych pod tym względem.

Prof. Filipiak też tym danym nie dowierza. 

Z danych World Inequality Lab (Światowe Laboratorium Nierówności) wynika, że również w krajach rozwiniętych najmniej zamożni obywatele spełniają wymogi porozumienia paryskiego, za to 1 proc. najbogatszych generuje 17 proc. globalnych emisji.

Kto jest zorientowany, natychmiast wykrzyknie, że tym paryskim think-tankiem World Inequality Lab kieruje Thomas Piketty, światowa sława, która dla jednych jest progresywnym ekonomistą, ale dla innych lewakiem nienawidzącym bogatych. Komunista po prostu.

No to z innej strony.

Niedawno Paweł Śliwowski, kierownik zespołu strategii Polskiego Instytut Ekonomicznego opowiadał mi, że w Wielkiej Brytanii już w latach dwutysięcznych analizowano zużycie energii i tworzenie śladu węglowego przez gospodarstwa domowe według osiąganych dochodów.

Chodziło o to, by sprawdzić, jaki wpływ na poszczególne grupy społeczne miałoby wprowadzenie dla wszystkich jednakowych limitów zużycia energii właśnie z powodu zmian klimatycznych. Każdy dostaje ten sam budżet śladu węglowego do zużycia. Komu na koniec roku zostanie, może odsprzedać prawa do emisji na giełdzie i jeszcze na tym zarobić. Komu zabraknie, może dokupić.

Okazało się, że ok. trzy czwarte gospodarstw domowych o niskich dochodach wyrabiało się w budżecie i jeszcze mogło zarabiać na sprzedaży praw. Z kolei ok. 50 proc. gospodarstw z wyższymi dochodami notorycznie przekraczało wyznaczony budżet węglowy i żeby utrzymać poziom konsumpcji, musiało iść na giełdę, by dokupić prawa emisji CO2.

World Inequality Lab w jednym ze swoich raportów pisze wprost:

Politycy powinni drastycznie podnieść ceny mięsa

A może najbiedniejsi i klasa średnia sami są sobie winni?

Tak to widzi prezes Comarchu. Bo według niego najbardziej winnym emisji CO2 sektorem jest hodowla zwierząt i produkcja mięsa, a to „niższe warstwy społeczne konsumują kolosalne ilości mięsa – powiedział mi w podcaście Forum IBRiS. Jak dodał:

Ale chodzi nie tylko o zmianę nawyków. Olbrzymia jest tu też rola polityków, którzy po prostu powinni doprowadzić do drastycznych podwyżek cen mięsa. Tylko politycy zamiast zrobić to, co trzeba, boją się rozgniewać elektorat i powiedzieć ludziom prawdę.

Co jeszcze należy zrobić, żeby ratować klimat? Atom! Atom! I jeszcze raz atom - uważa prof. Filipiak, który jest wielkim zwolennikiem elektrowni atomowych. A latanie samolotami? 

Ja muszę latać, bo robię biznes w 90 krajach

– przekonuje prof. Filipiak.

I broni się, że robienie mu zarzutu z posiadania prywatnego samolotu jest bez sensu, bo gdyby go nie miał, latałby wielkim starymi Boeingami, które mają dużo większą emisję CO2 na pasażera niż jego samolot.

Równie dobrze mógłbym odbić piłeczkę jako milioner i powiedzieć: ludzie, lecicie na Kretę na urlop i zanieczyszczacie planetę. Niech ktoś wytłumaczy tej niższej warstwie społecznej, żeby nie latała na wakacje

– mówi prof. Filipiak.

Prof. Filipiak: Bulwersują mnie wysokie zarobki bankierów

REKLAMA

W tej rozmowie pojawia się przeciekawy wątek ograniczania wysokości zarobków prezesów, by nie były 200-300 krotnie wyższe niż pensje ich pracowników. Co to ma wspólnego z klimatem? To jeden z postulatów idei dewzrostu, która zakłada nie tylko celowe spowolnienie gospodarek w walce o klimat, ale też zmniejszanie nierówności.

Możecie się domyślić, że prezes Comarchu jest przeciwnikiem ograniczania zarobków prezesów. Dotyczy to prawie wszystkich szefów dużych spółek z jednym wyjątkiem: bankowcami. Ich wysokie pensje prof. Filipiaka akurat bulwersują i według niego należałoby je ustawowo ograniczyć. Dlaczego? Sami posłuchajcie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA