Będzie nowy abonament RTV. Nowoczesny, dyskretny, który zapłacimy wszyscy bez wyjątków
Koniec abonamentu? Bzdura! Nie wierzcie w to, że relikt dawno minionej epoki zostanie całkowicie zlikwidowany. Ma zastąpić go nowa opłata. Od obecnej różnić się będzie tym, że zapłacą ją wszyscy, bo nie da się jej uniknąć. Ale fakt, możemy nawet nie zauważyć, jak nas skroją.
Media obiegła ostatnio informacja, jakoby dni abonamentu RTV są policzone, a Polacy lada chwila uwolnieni od przykrego obowiązku łożenia na media publiczne. Wszystko za sprawą wystąpienia wiceministra kultury Pawła Lewandowskiego konwencji programowej PiS w Katowicach.
– Mam nadzieję, że uda nam się w przyszłej kadencji stworzyć system finansowania mediów publicznych, który nie byłby dolegliwy dla Polaków, a najlepiej w ogóle nieangażujący obywatela – zapowiedział.
Rozmówcy z „kręgu władzy” przekonywali autorów publikacji wieszczącej rychły koniec abonamentu, że mentalność ludzi nie pozwoli na wprowadzenie kolejnego podatku, jakim miałaby być opłata za abonament z PIT lub CIT. Telefony, mejle i komunikatory poszły w redakcji Bizblog.pl w ruch i co się okazało?
Czytaj też: Jak wstrzymać egzekucję komorniczą?
Fakt, jeśli PiS wygra wybory, to rzeczywiście chce abonament w obecnej postaci zlikwidować. Wprowadzi jednak całkiem nową opłatę, która będzie z nas ściągana „automatycznie”. W jaki sposób, nadal nie wiadomo, ale największe szanse dwóch z trzech naszych rozmówców nadal daje powiązaniu nowego abonamentu z rozliczeniem podatku PIT.
– Takie rozwiązanie ma tę zaletę, że obejmie wszystkich podatników, należność będzie niewysoka, a więc niemal niezauważalna, a nie da się jej żadnym sposobem uniknąć. W praktyce nie trzeba nawet nazywać tego abonamentem ani opłatą audiowizualną – wyjaśnia nam anonimowo jeden z posłów PiS.
Z tego wynika, że PiS wykrystalizowanego pomysłu na nowy abonament wciąż nie ma, na razie prowadzone są dyskusje, ale na pewno prace nad nowym rozwiązaniem zostaną podjęte. Oby nie było tak jak ostatnio.
Bizblog.pl poleca
Gorący przedwyborczy kartofel
Temat abonamentu zawsze wypływa w gorącym okresie przedwyborczym ku rozpaczy rządzących koalicji i radosnych pokrzykiwaniach opozycji, bez względu na obowiązującą konfigurację polityczną.
Dość przypomnieć liberalne wcielenie Donalda Tuska, który przekonywał Polaków, by nie płacili abonamentu, ale potem, gdy dorwał się do władzy, nagle zmienił zdanie i przez osiem lat nic z abonamentem nie zrobił. Wypominał mu to oczywiście PiS przed wyborami w 2011 roku i w 2015 roku. Cztery lata temu ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego również zapowiadało zmiany w finansowaniu mediów publicznych, ale potem podobnie jak wcześniej Platforma Obywatelska uznało, że nie warto walczyć z tą hydrą. Raz, że wynik starcia niepewny (bo co będzie, jak z nowej opłaty wpłynie mniej kasy niż z abonamentu?), a dwa – wyborcy cholernie nie lubią, jak się toczy wojny, ciągnąc kasę z ich kieszeni. A gdyby jeszcze się okazało, że ta hydra jest wiatrakiem, to już w ogóle.
Obstrukcja i kunktatorstwo
Dokładnie z tego samego powodu Platforma tyle czasu grała na zwłokę, kombinując, co począć z finansowaniem mediów. Pomysłów pojawiło się sporo, w tym nawet niezależne od polityków. Zawsze jednak zwyciężało polityczne kunktatorstwo i sprawa była przekładana na kolejną kadencję, żeby broń Boże, nie rozdrażnić wyborcy. Aż wreszcie Platforma przegrała wybory.
Z problemem obiecał się zmierzyć PiS. Zabrał się za temat z animuszem, ale sprawa coraz bardziej się przeciągała, aż mniej więcej w połowie kadencji, rząd Beaty Szydło uznał, że sprawa finansowania mediów może poczekać. Wiadomo było, że w budżecie kasy na TVP i Polskie Radio styknie, a było coraz bliżej do wyborów, więc – wiadomo – lepiej zrobić ukłon w stronę wyborców, rozszerzyć 500+ albo obniżyć PIT, niż drażnić ich nowymi podatkami, których na dodatek nie da się uniknąć.
Koniec myziania, czas wciąć się do roboty
Zgodnie z prastarym prawem Salomona, że z próżnego nie da się nalać i całkiem nieantycznym Margaret Thatcher, że rząd nie ma własnej kasy tylko szasta tym, co uda się wyciągnąć od podatników, po jesiennych wyborach zwycięzca będzie musiał zapłacić rachunek.
Kasy do rozdawania będzie zdecydowanie mniej, sytuacja finansowa raczej bardziej skomplikowana niż przed wyborami (inflacja, nie wiadomo co PKB, deficytem finansów publicznych itd.). A to oznacza, że trzeba będzie szukać pieniędzy. Wrócą wszystkie pomysły, które mogą dostarczyć środków do państwowej kasy, w tym oczywiście nowy abonament – powszechny, łatwy do ściągnięcia i którego żadnym sposobem nie da się uniknąć.
I nawet jeśli wszystko zostanie po staremu i dalej Polacy będą mogli ciąć w bambuko z KRRiT-em i Pocztą Polską, to się zastanówcie, skąd się wezmą te miliony, które popłyną z "budżetu" na konta TVP i Polskiego Radia?