Kliencie, nie drażnij Ryanaira. Jeden się poskarżył i ośmieszono go na oczach całej Europy
Ryanair nie jest linią, w której warto awanturować się o swoje prawa albo domagać się zmian w regulaminie. No chyba że chcecie wystawić się na publiczny ostrzał, bo o ile w obsługę klienta lowcost radzi sobie średnio, to w chamskich ripostach trudno go przebić.
Po czym poznać, że pandemia się skończyła? Moim zdaniem najlepszym miernikiem jest zachowanie działu komunikacji Ryanaira. Jeszcze rok temu osoby obsługujące social media chodziły przy internautach na paluszkach, rozsyłając neutralne komunikaty w odpowiedzi na zapytania o zwrot pieniędzy za odwołane loty.
W ostatnich miesiącach 2021 r. linii wyraźnie zaczęło się jednak powodzić, bo liczba pasażerów wracała powoli do standardowych wartości. I uprzejmy ton rozpłynął się we mgle. Choć właściwie to mało powiedziane.
Ryanair wrócił do sarkastycznego-obraźliwego tonu
Właśnie przekonała się o tym pewna pani z Wielkiej Brytanii, która na Twitterze ośmieliła się zaczepić przewoźnika o miejsce na nogi.
Samo pytanie było skądinąd zasadne i dotyczyło tego, jak wysocy pasażerowie mają radzić sobie z mikroskopijną przestrzenią, jaką Ryanair zostawia między końcem siedziska jednego fotela a oparciem następnego. Znam ten ból. Sam mam niecałe 185 cm i podróż dłuższa niż godzinę to dla mnie droga przez mękę. Nie chce nawet myśleć, co muszą wtedy czuć wyżsi ode mnie współtowarzysze podróży.
Lowcost jest jednak chyba nieco znużony takimi zaczepkami. Kobiecie odpisało biuro prasowe.
Zegnij kolana
-– przeczytała użytkowniczka „Chantelle"
Nie ma co, boki zrywać. To znaczy mnie autentycznie takie riposty śmieszą, bo chamski humor to wciąż humor, ale udzielanie takiej odpowiedzi w social mediach to balansowanie na krawędzi.
Po pierwsze tego typu żarty raczej rzadko śmieszą osoby, które stają się ich ofiarami. W tym wypadku możemy chyba spokojnie powiedzieć, że Irlandczycy drą łacha z inteligencji swojej klientki, sugerując że jest jej ciasno, bo siadając zapomniała opuścić łydki prostopadle do powierzchni podłogi. Do tego publicznie, bo na Twitterze tego typu posty rozchodzą się zazwyczaj lotem błyskawicy.
Dosłownie dwie godziny wcześniej Chantelle otrzymała zresztą odpowiedź z głównego konta Ryanaira. Była ona bardziej hmm... merkantylna.
Mamy kilka smakowitych miejsc dla wertykalnie wzbogaconych pasażerów przy wyborze miejsc w trakcie rezerwacji lub odprawie
– napisał przewoźnik.
I znów. Niby zabawnie, ale w gruncie rzeczy przekaz jest jasny: odczep się od nas, bo miałaś wybór. Skoro jesteś za wysoka na nasze fotele, mogłaś wyskoczyć z dodatkowych euro i zafundować sobie bardziej komfortową podróż.
Idźmy dalej. Adresatka tych głupio-mądrych uwag może unieść się honorem albo zdystansować od całej sprawy. Nie zmienia to faktu, że Ryanair po raz kolejny rozbudzi pewnie dyskusję o braku miejsca w samolotach i zostanie zasypany całą litanią skarg.
Ale wiecie co? Myślę, że kompletnie go to nie obchodzi, bo bycie chamskim dla pasażerów to część modelu biznesowego tego lowcostu. Linia od dawna urabia klientów takimi uwagami, starając się ich przyzwyczaić do tego, że niski komfort podróży i totalne lekceważenie potrzeb podróżujących to normalna sprawa. Skoro płacimy tak mało, to niby dlaczego mielibyśmy oczekiwać lepszego traktowania?
Ryanair może teraz testować cierpliwość pasażerów do woli
Ostatnio głośno było o pomyłkach klientów, którzy wsiadali do nieswoich samolotów. Reakcja?
Obowiązkiem każdego klienta jest upewnienie się, że wchodzi na pokład właściwego samolotu
– skwitowała linia w odpowiedzi na pytania „Daily Mail"
Ryanair po prostu nie przepada za reklamacjami. Dobrą dekadę temu prezes Michael O'Leary zwyzywał nawet jedną z klientek od idiotek. O co poszło? Pani Suzy McLeod zapomniała wydrukować kart pokładowych. Na lotnisku okazało się, że uruchomienie drukarki będzie kosztować ją i jej rodzinę po 60 euro od łebka. Łącznie 300 euro za pięć kartek papieru.
Uważamy że pani McLeod powinna zapłacić 60 euro za bycie tak głupim
– odparł O'Leary
Szef Ryanaira wcale na tym nie poprzestał, stwierdzając, że pasażerka nie była w stanie wydrukować swojej karty pokładowej, ponieważ, jak wiesz, w Alicante nie ma kafejek internetowych, nie ma hoteli, w których mogliby to dla niej wydrukować.
Historia zatacza koło. Minęło 10 lat, Ryanair uruchomił miliony nowych kierunków, unowocześnił flotę. Jedno pozostaje jednak niezmienne. Masz problem, lepiej zachowaj go dla siebie. No chyba, że władasz biegle ciętą, błyskawiczną ripostą i nie wahasz się jej używać.