Osoby, które zainwestowały w maju 2022 r. w detaliczne obligacje skarbowe, czeka niemiła niespodzianka. Według wyliczeń HREIT oprocentowanie papierów może spaść nawet kilkukrotnie. A wszystko to przez inflację, która gwałtownie wyhamowała. Gra toczy się łącznie nawet o kilkaset milionów złotych.
Jeśli ktoś kupował w ostatnich latach detaliczne obligacje skarbowe, to powinien mieć rękę na pulsie. Należy bacznie przyglądać się temu, jaką stawkę zaproponuje nam rząd po aktualizacji oprocentowania - ostrzega Bartosz Turek, główny analityk HREIT.
Według wstępnych zapowiedzi HREIT posiadacze detalicznych obligacji skarbowych, którzy w odpowiednim momencie zamienią posiadane papiery na te z nowych emisji, mogą zarobić o ok. 350-400 mln zł więcej. Kwota ta będzie jeszcze pewnie rosła w kolejnych miesiącach.
Sprawa dotyczy posiadaczy detalicznych papierów o terminie zapadalności co najmniej czteroletnim.
Przykład? Czteroletnia obligacja skarbowa kupiona w maju 2022 r. cieszyła w ostatnich miesiącach inwestora oprocentowaniem na poziomie 17,1 proc., ale od maja 2024 r. będzie to już tylko 3 proc. - tłumaczy ekspert.
Rozwiązania, które pozwolą zarobić więcej
Z danych wynika, że tylko w pierwszym roku inwestowania oprocentowanie tych obligacji jest stałe. Potem odsetki zależą od inflacji.
Ta niespodziewanie i gwałtownie wyhamowała. W efekcie, jeśli akurat w maju wypada nam moment aktualizacji oprocentowania, to Minister Finansów weźmie pod uwagę najnowszy odczyt inflacji opublikowany przez GUS. Najnowsze dane pochodzą z marca - zauważa Bartosz Turek.
Wtedy, jak wyliczył urząd, roczny wskaźnik inflacji CPI wyniósł 2 proc. Trzeba jeszcze pamiętać, że czteroletnia detaliczna obligacja skarbowa emitowana w maju 2022 r. kusiła inwestorów marżą zysku na poziomie 1 p.p. W efekcie sumując marżę i marcową inflację otrzymujemy wynik na poziomie 3 proc. Jak na papier czteroletni jest to, delikatnie rzecz ujmując niewygórowane oprocentowanie.
Nie brakuje dziś rozwiązań, które pozwolą zarobić więcej. A gdyby i tego było mało, to nawet Minister Finansów kusi inwestorów wyższym oprocentowaniem obligacji. Jest jednak jeden warunek, musimy kupić papiery nowej emisji - komentuje Bartosz Turek.
I dodaje, że w takim wypadku trzyletnie papiery kuszą inwestorów stałym oprocentowaniem na poziomie 6,4 proc. Czteroletnie obligacje detaliczne w pierwszym roku pozwalają zarobić 6,55 proc., a potem 1,25 p.p. ponad inflację. Dziesięciolatki natomiast w pierwszym roku dają obietnicę 6,8 proc. odsetek, a potem 1,5 p.p. ponad inflacje.
Trudno się więc dziwić, że część posiadaczy tych papierów zdecyduje się na przedterminowy wykup i w zamian kupią obligacje nowych emisji. Powinno się to opłacać osobom, które w ten sposób zainwestowały w latach 2015-2023 w sumie nawet ponad 15 mld zł, a to najpewniej jeszcze nie wszystko, o ile inflacja nie planuje znowu gwałtownie przyspieszyć – zaznacza analityk HREIT.
Więcej wiadomości o inwestowaniu można przeczytać poniżej:
Czy opłaca się inwestować w dziesięcioletnie obligacje?
Jak podaje ekspert, oczywiście każdy indywidualnie powinien przeliczyć czy zamiana posiadanych papierów na nowe mu się opłaca. Musimy uwzględnić tu koszy, potencjalne zyski i to kiedy zainwestowane w obligacje pieniądze będą nam potrzebne.
Najlepiej pokazać drogę do znalezienia odpowiedzi na to pytanie biorąc pod uwagę konkretny przykład. Załóżmy, że mamy dziesięcioletnią obligację skarbową, która została wyemitowana w maju 2021 r. Papier ten w maju 2024 r. zacznie być oprocentowany na poziomie zaledwie 3 proc. Dla porównania dziesięciolatki z nowej emisji oferują w pierwszym roku 6,8 proc. To już w pierwszym roku daje nam 3,8 proc. dodatkowych odsetek. Ale to nie wszystko - wskazuje Bartosz Turek.
I wyjaśnia, że posiadana obligacja jest bowiem tak słabo oprocentowana nie tylko ze względu na hamującą inflację, ale też przez niską marżę dodatkowego zysku. W tym konkretnym przypadku jest to tylko 1 p.p. W ramach nowej emisji ta marża dodatkowego zysku ponad inflację jest o połowę wyższa i wynosi 1,5 p.p.
Efekt jest taki, że zamieniając posiadany papier na nowy, nie tylko zarobimy więcej w pierwszym roku, ale też we wszystkich kolejnych będziemy do przodu o 0,5 p.p. Zakładając, że nasza inwestycja miałaby się zakończyć w pierwotnie zakładanym terminie, czyli w 2031 r., to w sumie z tego tytułu zarobilibyśmy dodatkowe 3 proc. – komentuje Bartosz Turek z HREIT.
W praktyce nie da się obliczyć wyniku z dokładnością do drugiego miejsca po przecinku, bo nie znamy przyszłej inflacji, a więc nie jesteśmy też w stanie oszacować dokładnie efektów działania procentu składanego, który jest jednym z atutów dziesięcioletnich obligacji skarbowych.
Minusy posiadania dziesięcioletniej obligacji
Analitycy informują, że minusem zamiany posiadanej obligacji dziesięcioletniej na nową jest konieczność poniesienia opłaty. Przy przedterminowym wykupie tego typu papierów mówimy o 2 zł za sztukę (równowartość 2 proc., bo pojedyncza obligacja ma wartość nominalną 100 zł). Jest to jednak znacznie mniej niż suma potencjalnych zysków, którą w omawianym przykładzie szacować można w bardzo uproszczony sposób na 6,8 proc. Dla porządku warto dodać, że w przypadku obligacji czteroletniej opłata jest znacznie niższa i wynosi maksymalnie 0,7 zł w przeliczeniu na jedną obligację.
Przy tym musimy zaznaczyć, że poziom skomplikowania przedstawionych przez nas szacunków ograniczyliśmy do niezbędnego minimum. Aby otrzymać dokładny wynik z dokładnością do drugiego miejsca po przecinku, musielibyśmy wskazać konkretny dzień złożenia dyspozycji odkupu, a potem realizacji zlecenia zakupu nowych papierów – podsumowuje Bartosz Turek.
Turek podkreśla też, że należałoby też znać przyszłą inflację, bo w przypadku obligacji dziesięcioletnich miałoby to wpływ na działanie mechanizmu procentu składanego, oraz że ich szacunki uprościli też poprzez nieuwzględnianie opodatkowania tzw. podatkiem Belki.