Wzrost płac w 2025 r. będzie najwolniejszy od pięciu lat! Ale to bardzo dobrze, dzięki temu będziecie bogatsi. Nie, niczego nie pomyliłam, choć brzmi to jak absurd. Bo przecież lepiej, jeśli płace rosną w tempie 7 proc., a inflacja 4,5 proc. Niż w sytuacji, gdy płace pędzą, rosnąc o 13,6 proc., ale inflacja o 18,4 proc. Brzmi sensownie?
Te szybko rosnące płace to sól w oku ekonomistów, tych z RPP też. Wszyscy postrzegają je jako bombę, która może rozsadzić gospodarczo Polskę, jeśli w końcu się nie zatrzymają. Na szczęście jest szansa, że się zatrzymają - wynika z najnowszych kwartalnych prognoz PKO BP. W tym roku będzie jeszcze ryzykownie. W pierwszym kwartale bieżącego roku dynamika wynagrodzeń wyniosła 14,4 proc. rok do roku i była wyższa niż się spodziewano. To głównie zasługa wielkich powyborczych podwyżek w budżetówce, przecież podwyżki tam skokowo wyniosły 20 proc., a nauczyciele dostali nawet 30 proc.
Spowolnienie podwyżek to powód do świętowania
Z tego samego powodu ostatecznie bilans tego roku może być taki, że płace w całej gospodarce narodowej będą rosły średnio o 13,6 proc., a w sektorze przedsiębiorstw 11,4 proc.) - uważają analitycy PKO BP. Dużo. Bardzo dużo.
Ale według nich w przyszłym roku dynamika wynagrodzeń zwolni do wartości jednocyfrowych. Pomoże w tym rząd, który w założeniach do projektu budżetu na 2025 r. zaproponował ograniczenie podwyżki płacy minimalnej do 7,6 proc., podczas gdy w ostatnich latach zbliżała się przecież do 20 proc. A do tego wzrost płac w sferze budżetowej ma być ograniczony jedynie do 4,1 proc.
Więcej wiadomości na temat polskiego rynku pracy
W efekcie w 2025 r. przeciętne wynagrodzenie w Polsce wzrośnie o niecałe 7 proc. - dokładnie o 6,9 proc. - prognozuje PKO BP. To najmniej od pięciu lat.
I to bardzo dobrze - nie tylko dla ekonomistów, ale również dla pracowników, bo to jednocześnie wystarczy, żeby ich siła nabywcza rosła. A w ostatnich latach nie zawsze tak było, mimo dwucyfrowych podwyżek, bo inflacja je prześcigała.
No właśnie, bo w czasie, gdy w 2025 r. płace urosną o 6,9 proc., inflacja średnio rocznie ma wynieść 4,5 proc. To znaczy, że Polacy będą do przodu. A przypomnę, że na przykład w szczytowym momencie inflacyjnej fali, w lutym 2023 r., inflacja wynosiła 18,4 proc. Wzrost płac sięgał wtedy w sektorze przedsiębiorstw 13,6 proc. Kalkulacja jest prosta - Polacy biednieli o 4,8 proc.
W przyszłym roku, mimo dużego spowolnienia podwyżek, powinniśmy się bogacić o 2,4 proc.
To wyjaśnia, dlaczego w gruncie rzeczy powinniście się cieszyć z tego, że tegoroczny prognozowany wzrost płac na poziomie 13,6 proc., który jest najszybszym wzrostem co najmniej od lat 90. ubiegłego wieku, w 2025 r. już pożegnamy.
Dane o zarobkach. Co przemilczałam?
Ktoś może zarzucić mi, że manipuluję, bo pokazałam dane za luty 2023 r., kiedy inflacja była wyższa niż wynagrodzenia. Ale te same prognozy PKO BP mówią, że w 2024 r., kiedy wynagrodzenia w gospodarce narodowej wzrosną o 13,6 proc., inflacja średnio rocznie wyniesie 3,5 proc. - to znaczy, że pracownicy wzbogacą się statystycznie aż o 10,1 proc.
To porównanie dotąd przemilczałam. I co, nie mogłoby tak zostać?
Otóż nie - taki stan jest nie do utrzymania, bo rosnące płace wzmagają presję inflacyjną. Gdyby się utrzymał, w końcu znów moglibyśmy dojść do momentu jak w lutym 2023 r., gdy galopujący wzrost płac i tak nic nam nie daje, biedniejemy, bo inflacja jest jeszcze wyższa.
Dlatego znacznie lepiej zadowolić się jednocyfrowymi podwyżkami - wtedy i ekonomiści i wy będziecie spać spokojniej.