Koniec z lataniem dla kaprysu. Linie lotnicze przerzucają pasażerów do pociągów i autobusów
Lubisz latać tak bardzo, że odległość nie ma dla ciebie znaczenia? Złe wieści - przewoźnicy zaczynają stopniowo, acz konsekwentnie, wycinać najkrótsze połączenia ze swoich ofert. Podróż samolotem na dystansie 100 km po prostu przestaje być opłacalna. Tym bardziej, że linie lotnicze już niedługo będą musiały spowiadać się Unii, jak radzą sobie z przeciwdziałaniem zmianom klimatu.
To być może pierwszy efekt nowej polityki klimatycznej, jaką UE narzuciła przewoźnikom, choć niewykluczone, że linie lotnicze do takich działań zmusza też coraz większa świadomość ekologiczna pasażerów. W wypowiedzi przedstawicieli Finnair pobrzmiewają w każdym razie oba te wątki.
Finnair zamierza wyrzucić z listy połączeń loty między Helsinkami a Turku i Tampere. Do tego pierwszego miasta można się dostać pociągiem ze stolicy w dwie godziny, do drugiego - w półtorej godziny. Warto zresztą nadmienić, że lotnisko w Turku robi za zaplecze dla Helsinek, jeśli chodzi o linie niskokosztowe. To trochę tak, jakby PLL LOT latał z Okęcia do Modlina.
Połączenie rzeczywiście było dość ekstrawaganckie
Ze słów pana Jolmy wynika, że pasażerowie nie do końca złapali ideę przemieszczania się samolotem na tak krótkim dystansie i frekwencja była dość słaba. Współczynnik wypełnienia sięgał raptem 35 proc. Dla porównania w lowcostach typu Ryanair przekracza zazwyczaj 90 proc.
Finnair policzył sobie do tego emisję CO2 na jednego pasażera i uznał, że te trasy się nie spinają. Biznesowo, wizerunkowo ani klimatycznie. Nie oznacza to jednak, że linia zrezygnowała z zarabiania pieniędzy. Latem 2023 r. między wspomnianymi miastami będą kursować autobusy należące do fińskiej linii.
Finnair nie jest jedyny przewoźnikiem, który wpadł na pomysł przerzucenia pasażerów z samolotów do transportu naziemnego.
W Niemczech Lufthansa weszła w sojusz z Deutsche Bahn
Przewoźnik sprzedaje bilety lotniczo-kolejowe pod nazwą Lufthansa Express Rail .Miało to zachęcić do przesiadki w pociąg 4,3 mln osób. Efekt? Deutsche Bahn ogłosiło na początku tego roku, że na trasach wiodących na lotniska odnotowało dwucyfrowe wzrosty. Podróżni docierają więc do hubów lotniczych drogą naziemną i dopiero później wsiadają w samolot, by udać się w długą podróż.
Holenderski KLM zniechęcanie pasażerów do latania kultywuje natomiast od 2019 r. Linie pytały wówczas klientów: czy wiesz, że lot z Amsterdamu do Brukseli trwa dłużej niż podróż pociągiem? Rok temu linia nawiązała współpracę z przewoźnikiem kolejowym Thalys, wykupując u niego miejsca w samolotach. Karta pokładowa stała się w ten sposób biletem na pociąg, a KLM obciął jedno połączenie między Holandią i Belgią, przenosząc samolot na inną, bardziej dochodową trasę.
Tego typu działania to miód na serce unijnych urzędników. Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans twierdzi, że loty do 600 km nie powinny mieć miejsca, bo możemy je zastąpić wygodnymi, szybkimi połączeniami koleją. UE będzie z pewnością odchodzić od krótkich tras lotniczych.
Dobrze, by Polska była na to przygotowana. Na razie nie jest. W trakcie afery z podwyżkami cen biletów PKP Intercity, PLL LOT zachwalał... promocje na trasy krajowe. No ale w tym przypadku należałoby pewnie zacząć od poprawy jakości samych kolei, które są stosunkowo drogie, niepunktualne i na niektórych połączeniach po prostu wolne. Bez zmiany tego stanu rzeczy, żadna rewolucja nie ma u nas racji bytu.