REKLAMA
  1. bizblog
  2. Nieruchomości /
  3. Poradniki
  4. Finanse osobiste - poradniki

Kupujesz mieszkanie? Uważaj na piwnicę i balkon

Na co uważać kupując mieszkanie, żeby nie dać się zrobić w balona? Robienie w balona polega na przykład na tym, że kupujesz piwnicę za 100 tys. zł i nawet o tym nie wiesz. To znaczy, wiesz, że kupiłeś mieszkanie z piwnicą, ale do głowy ci nie przyjdzie, że zapłaciłeś za nią po 13,7 tys. zł za metr kwadratowy.

28.08.2023
4:03
mieszkanie blok
REKLAMA

Poradników, co sprawdzić, kupując mieszkanie, żeby nie dać się naciąć, jak zachować podstawowe bezpieczeństwo transakcji, jest w internecie mnóstwo, ale większość z nich to zbiór banałów i oczywistości albo opis papierologii, przez jaką musisz przejść. Dlatego ten poradnik będzie inny - pomijam podstawowe rzeczy jak to, że przed podpisaniem umowy przedwstępnej, należy poprosić sprzedającego o numer księgi wieczystej, dzięki niej można błyskawicznie sprawdzić w internecie w portalu Elektroniczne Księgi Wieczyste prowadzonym przez Ministerstwo Sprawiedliwości, czy wybrane mieszkanie jest wolne od obciążeń i bank udzieli nam kredytu. 

REKLAMA

Skoro o tym mowa, to podsuwam link. Obciążenia znajdziecie w Dziale III KW. Ale ja nie o tym. Obecne szaleństwo na rynku nieruchomości wywołane wybuchem popytu na mieszkania z powodu Bezpiecznego kredytu 2 proc. powoduje, że kupujący decydują się błyskawicznie na zakup mieszkania, bo inaczej ktoś inny nawet i za godzinę sprzątnie im ofertę sprzed nosa i w tym pospiechu mogą być nieuważni.

A sprzedający doskonale ten amok wykorzystują. Pokażę wam więc przykłady wzięte z życia z ostatnich tygodni, jak sprzedający wkręcają kupujących i co dokładnie sprawdzić, żeby nie dać się nabrać.

Piwnica za 100 tys. zł

„Na sprzedaż mieszkanie 2-pokojowe o powierzchni 44 mkw.” – jakbyście zrozumieli takie ogłoszenie? Że mieszkanie ma powierzchnię 44 mkw. Proste. Ale przeanalizujmy dokładnie tę ofertę, która wciąż jest aktualna i dotyczy mieszkania w kamienicy w Warszawie. Cena to 605 tys. zł, co przy metrażu 44 mkw daje cenę 13 750 zł za mkw. Cena jest zresztą jasno podana w treści ogłoszenia, co ma znaczenie w tej historii.

Screen ogłoszenia z serwisu adresowo.pl

Potencjalny kupujący ogląda mieszkanie i zastanawiając się nad jego ustawnością, prosi sprzedającego o plan mieszkania z wymiarami. Wcale jeszcze niczego nie podejrzewa. Sprzedający obiecuje poszukać i dostarczyć, tymczasem to wydaje się już tylko formalnością.  Strony się dogadały, ustaliły już termin podpisania umowy przedwstępnej w ciągu kilku dni. Sprzedający wysłał mailowo do wglądu szkic umowy. Wszystko dzieje się bardzo szybko.

Aż tu nagle kupujący analizując księgi wieczyste tej i jeszcze innej nieruchomości nagle orientuje się, że metraż 44 mkw. zapisany rzeczywiście w hipotece, dotyczy powierzchni mieszkania wraz z przynależnościami, czyli to łączny metraż mieszkania i piwnicy - tak traktują powierzchnię księgi wieczyste, to normalne, ale nie każdy o tym wie.

Kupujący też nie ma pewności, więc prosi po raz kolejny, zanim podpisze umowę, o plany mieszkania i mówi o wyliczeniach, że skoro piwnica ma powierzchnię 7,5 mkw., to czy mieszkanie na pewno ma powierzchnię 44 mkw, czy 44 mkw - 7,5 mkw, co daje jedynie 36,5 mkw.? Wiecie co? Sprzedający unika odpowiedzi wprost, dociskany mówi „w tej chwili nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć czy mieszkanie ma powierzchnię 36 czy 44 mkw” i udaje, że nadal szuka planów mieszkania. A teraz uzmysłówcie sobie, jaka to różnica - gdyby mieszkanie miało 44 mkw., cena za metr to 13 750 zł, ale przy metrażu 36,5 mkw to jednak ponad 16,5 tys. zł. Różnica ogromna. 

Albo od innej strony - owszem, płacisz 13 750 zł za mkw. powierzchni, z tym że tyle samo płacisz za powierzchnię ładnie wykończonego mieszkania po remoncie i tyle samo za powierzchnię piwnicy, co oznacza, że piwnica kosztuje ponad 103 tys. zł.

Screen z ogłoszenia z serwisu adresowo.pl

Słaby biznes, a najgorsze, że sprzedający doskonale wiedział, co robi i celowo wprowadzał kupującego w błąd. Do transakcji oczywiście nie doszło. To nie odosobniony przypadek, mniej uważni kupujący dość często mogą spotkać się z próbami naciągnięcia w ogłoszeniach, w których powierzchnia mieszkania podawana jest na przykład łącznie z balkonem, co czyni cenę mieszkania w przeliczeniu na metr kwadratowy atrakcyjną. Potem zwykle wyjaśnia się ten haczyk, który zastosował sprzedający w ogłoszeniu, ale przynęta zadziałała.

Rada? Zawsze, kiedy jesteście choć wstępnie zainteresowani nieruchomością, proście o plan mieszkania z wymiarami, by zweryfikować jego powierzchnię i sprawdzajcie to w księdze wieczystej. Tam podaje się rzeczywiście powierzchnię mieszkania wraz z przyległościami, czyli np. piwnicą czy komórką lokatorską. Co prawda nie podaje się powierzchni poszczególnych pomieszczeń, ale wyjątkiem jest piwnica czy komórka lokatorka, której powierzchnia jest wyszczególniona, a wtedy wystarczy od powierzchni całkowitej ją odjąć i mamy jasność, ile metrów kwadratowych samego mieszkania naprawdę kupujemy.

Zapomniałem powiedzieć, że spółdzielnia upada

Drugi przypadek, który powinien być nauczką dla kupujących teraz w pośpiechu, to zakup mieszkania spółdzielczo-własnościowego. Taka forma własności jest bardzo powszechna w Polsce i niewiele różni się od pełnej własności. Jeśli mieszkanie ma już założoną księgę wieczystą, banki bez problemu skredytują taki zakup, traktując mieszkanie jak w pełni własnościowe.

I wszystko wygląda dobrze, decydujesz się na zakup, już ustalacie z pośrednikiem oraz właścicielem mieszkania termin podpisania umowy przedwstępnej. Księgę wieczystą już przeczytałeś trzy razy wzdłuż i wszerz. Aż tu nagle w bezsenną noc coś nagle ci mówi, żeby poczytać w internecie o tej spółdzielni mieszkaniowej, w którą „wejdziesz” niczym w związek małżeński, podpisując umowę kupna lokalu.

I okazuje się, że trafiasz na informacje sprzed kilku lat, że spółdzielnia ma gigantyczne długi, wierzycieli na głowie na grube miliony złotych, sprawy w sądach, w przeszłości byli prezesi zdefraudowali pieniądze, a zaległości spółdzielni powodowały nawet okazjonalne wyłączenia ogrzewania i ciepłej wody w lokalach. Ups. Właściciel na początku uspokaja, mówiąc, że owszem, były kłopoty, ale sytuacja finansowa spółdzielni jest już uregulowana i na dowód pokazuje wyroki sądu, odsuwające roszczenia wierzycieli.

Ale taka historia to obciążenie, szukasz więc informacji dalej, żeby nie wpakować się w bagno. Owszem, jeśli kupisz prawo do mieszkania spółdzielczo-własnościowego, żaden wierzyciel spółdzielni nie będzie miał prawa zabrać ci tego mieszkania na poczet nie twoich długów.

Ale ryzyka są, choćby takie, że razie upadłości spółdzielni, syndyk automatycznie przekształci twój lokal w pełną własność na twoją rzecz, ale jednocześnie zażąda wykupienia udziałów w częściach wspólnych budynków i w gruncie. Jaki to koszt? Nie do oszacowania, nie masz więc pojęcia, w co się pakujesz. Ryzyko jest też takie, że spółdzielnia podniesie czynsz o 300 proc., żeby mieć z czego spłacać długi i nagle zamiast 600 zł przyjdzie ci płacić 1800 zł.

Co należy w takiej sytuacji zrobić? Próbujesz uzyskać informacje bezpośrednio w spółdzielni. W tym przypadku spółdzielnia nie była zbyt rozmowna i nie chciała udzielić żadnych informacji obcej osobie nie będącej członkiem. Ale jednak ktoś przez przypadek się wygadał, że jest jakiś wniosek w sądzie o upadłość, co sąd zdecyduje, nie wiadomo. 

Wracasz do właściciela, a on pokazuje jakieś kwity sądowe, że sprawa zamknięta, wyglądają sensownie. Ale nagle dodajesz dwa do dwóch, że te kwity są z lutego, a w internecie na forum piszą, że właśnie w lutym sam zarząd spółdzielni dopiero złożył do sądu wniosek o upadłość. A więc to mogą być dwie różne sprawy. Właściciel obiecuje, że to sprawdzi. Ale wierzyć w to, co ustali? Nigdy! Albo sprawdźcie sami, albo żądajcie dokumentów. Najlepiej i jedno i drugie. 

W tym przypadku okazało się, że spółdzielnia rzeczywiście jest w trakcie procesu upadłościowego, o czym kupującego nie poinformował ani sprzedający ani pośrednik nieruchomości uczestniczący w transakcji, który w dodatku pobiera prowizję również od kupującego, więc powinien działać na jego rzecz. Pośrednik zapewnia, że nic nie wiedział. Ze sprzedającym nawet nie chcesz o tym rozmawiać, bo masz niemal pewność, że wiedział doskonale i sprytnie próbował to przemilczeć. A przecież mieszkanie spółdzielczo-własnościowe to twoje prawo do dysponowania lokalem, jednak należy formalnie do zasobów spółdzielni.

Rada? Zawsze sprawdzajcie kondycję finansową spółdzielni. Najpewniejszym źródłem informacji jest sąd gospodarczy w danej miejscowości, w której zarejestrowany jest podmiot. W sądzie uzyskacie informacje, czy wobec spółdzielni nie ma jakichś roszczeń finansowych i czy nie ma wniosku o upadłość. Ale jest też szybszy sposób, choć czasem może być mniej dokładny: Krajowy Rejestr Zadłużonych. To publiczny portal prowadzony przez Ministerstwo Sprawiedliwości, gdzie znając NIP lub KRS można sprawdzić, czy spółdzielnia czy też wspólnota mieszkaniowa nie ma problemów finansowych. W tym przypadku kupujący znalazł w KRZ potwierdzenie o złożonym wniosku o upadłość. Wystarczyło, żeby wycofać się z transakcji i uniknąć potencjalnej piramidy kłopotów.

Ale warto sprawdzać też sytuację finansową wspólnot, które zarządzają mieszkaniem, które chcecie kupić. Jeśli wspólnota fatalnie zarządza nieruchomościami i ma duże długi, może się okazać, że kupicie mieszkanie w budynku, na remont którego nigdy nie będzie pieniędzy, choćby dach przeciekał jak durszlak.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA