Wysokość płacy w ofercie pracy to tabu - ledwie 4 proc. ogłoszeń zawiera konkretne warunki finansowe. Wydaje wam się, że zaraz to się zmieni? Niestety, nic się nie zmieni.

To wszystko jest ważne dla obu stron - i dla kandydatów do pracy i dla pracodawców, bo wkrótce i co drudzy nie będą już mogli robić, co chcą.
Rozmawiamy o tej jawności wynagrodzeń, bo Unia Europejska wymaga wdrożenia dyrektywy Gender Pay Gap Transparency. Kiedy? Najpóźniej w czerwcu 2026 r. Ale my już mamy zmiany w przepisach, prawda? I to takie, które wejdą w życie już za pół roku.
Nowa praca jak kot w worku
Ha! No właśnie, te zmiany to pić na wodę, pisałam o tym już w Bizblog, że zmiana Kodeksu pracy, która wejdzie w życie już za kilka miesięcy, jest przyklepana przez Sejm i podpisana przez prezydenta, a dotyczy niby jawności płac, zupełnie nic nie zmieni.
Dlaczego? Bo przyjęta nowelizacja mówi, że że pracodawca powinien przekazać informacje o wynagrodzeniu już w ogłoszeniu o naborze. A jak nie przekaże w ogłoszeniu, to przed rozmową kwalifikacyjną. A jak nie przekaże przed rozmowa kwalifikacyjną, to przed nawiązaniem stosunku pracy. Czyli i tak wychodzi na to, że informacje o wynagrodzeniu mogą spokojnie zostać przekazane kandydatowi na samym końcu procesu rekrutacji, a wcale nie w ogłoszeniu o pracę.
I tu wracamy do badań przeprowadzonych przez Grant Thornton, bo firma przeanalizowała 356,4 tys. ofert pracy opublikowanych na portalach rekrutacyjnych Pracuj.pl, Praca.pl i Rocketjobs.pl w II kwartale 2025 r. I wyszło jej, że tylko 21 proc. ogłoszeń zawierało informację o oferowanym wynagrodzeniu i zwykle i tak były to widełki kwotowe i to bardzo szerokie.
Więcej wiadomości na temat rynku pracy
Patrząc bardziej szczegółowo, wśród tych ofert, których w ogóle jakkolwiek mowa była o wynagrodzeniu, 83 proc. Mówiło o widełkach płacowych, a jedynie 17 proc. to była konkretna kwota. Inaczej mówiąc, spośród 356,4 tys. ofert pracy jedynie 4 proc. Zawierało konkretne oferowane wynagrodzenie.
Efekt? Kandydat i tak niewiele się dowiaduje, więc musi tracić czas na oślep.
Piszę o tym, bo biorąc pod uwagę, że Sejm niedawno uchwalił bubel, który wcale tej sytuacji nie zmieni, a z unijnymi dyrektywami wiadomo jak jest - Polska często ma spore opóźnienia w ich wdrażaniu - to może oznaczać, że ten kot w worku może z nami zostać jeszcze na długo, choć w mediach czytacie, że jawność wynagrodzeń jest tuż tuż.
Gdzie zarobki są naprawdę jawne?
Z analizy Grant Thornton wynika, że różne branże i zawody mają swoją specyfikę i w niektóry jest znacznie lepiej, w innych fatalnie. Lepiej jest głównie, kiedy mowa o ofertach na pracę tymczasową lub prostych pracach fizycznych.
Co do zasady, im mniejsza odpowiedzialność w pracy, a więc im bardziej powtarzalna praca, tym częściej ujawniane jest w ogłoszeniach wynagrodzenie. W przypadku pracowników fizycznych aż 38 proc. publikowanych ofert o pracę posiadało podane wynagrodzenie (punktowe lub widełki), natomiast w przypadku prezesów tylko 11 proc., a dyrektorów – 15 proc.

Badania pokazały, że jednak zdarzają się jednak wyjątki od tej reguły - na niekorzyść pracowników niestety. Przykładem mogą być oferty praktyk i staży, gdzie – mimo niewielkiej odpowiedzialności – wynagrodzenia są ujawniane relatywnie rzadko. W badaniu Grant Thornton były one ujawnione tylko w 16 proc. ofert praktyk i staży.
Wpływ na to, czy pracodawcy ujawniają oferowane wynagrodzenie na etapie ogłoszenia, czy nie, ma forma zatrudnienia. Wspomniałam, że w przypadku pracy tymczasowej zarobki najczęściej są jawne - nawet połowa ofert zawierała oferowaną kwotę.
Ale w przypadku umowy o pracę tylko rzadziej niż co piąte ogłoszenie zawierało taką informację.

A teraz najciekawsze: w jakich branżach macie największe szanse na to, że podczas rekrutacji nie stracicie czasu, bo ogłoszenie będzie zawierało informacje o wynagrodzeniu? Dużo tego, więc szkoda pisać, lepiej zobaczcie na wykresie:
