Polska wchodzi do pancernej ekstraklasy. Zgodnie z umowami już podpisanymi i zapowiadanymi, do 2030 r. Wojsko Polskie będzie dysponować 1100 czołgami – w tym 360 K2, 366 Abramsami, 235 Leopardami 2 i ponad setką PT-91 Twardy. To więcej niż mają razem Francja i Niemcy. Więcej maszyn będą mieć tylko Turcja i Grecja, choć w ich arsenale dominują przestarzałe już Leopardy 1 i M60.

W podpisanej umowie z południowokoreańskim Hyundai Rotem chodzi nie tylko o kolejne 180 czołgów K2, ale o coś znacznie ważniejszego – przeniesienie produkcji do Polski. W zakładach Bumar-Łabędy pod Gliwicami mają powstawać czołgi w wersji K2PL oraz wozy inżynieryjne i mosty towarzyszące. Będzie transfer technologii, szkolenia załóg i pełen serwis w Polsce.
To więcej niż relacja sprzedawca–klient, to strategiczne partnerstwo – podkreślał Ahn Gyu-back, minister obrony Korei Południowej.
Budujemy zakłady zbrojeniowe w całej Polsce. Przemysł zbrojeniowy ma być kołem zamachowym polskiej gospodarki – mówił Władysław Kosiniak-Kamysz.
Wartość umowy to blisko 7 mld dolarów, a kontrakt jest częścią szerszego planu, który zakłada docelowo zakup nawet 1000 czołgów K2.
Bez logistyki i amunicji to tylko stalowe makiety
Brzmi imponująco. Ale historia – i teraźniejszość – uczą pokory. Ukraina pokazała, że nawet najbardziej zaawansowane systemy broni są bezużyteczne, jeśli nie stoją za nimi zapasy amunicji, systemy rozpoznania (zwłaszcza bezzałogowe), skuteczna logistyka, integracja z innymi rodzajami sił zbrojnych.
Czołgi bez rozpoznania są ślepe. Bez dronów (zobacz raport) – wystawione na odstrzał. Bez inżynierii polowej i systemów zaopatrzenia – zakopią się w błocie. Bez amunicji staną się drogimi pomnikami porażki na froncie.
Rosyjski sprzęt pancerny jest dziś niszczony masowo nie przez ukraińskie czołgi, lecz przez tanie drony FPV, które kosztują mniej niż zestaw gąsienic Abramsa. W odpowiedzi Ukraińcy stworzyli przemysł dronowy praktycznie od zera – wspierany przez państwo, otwarty na startupy, szybki w dostosowywaniu się do potrzeb frontu.
Gdzie są polskie drony?
A Polska? W ostatnich latach MON podpisał kilka umów, między innymi na zestawy FlyEye, Gladius i Warmate z Grupy WB, ale tempo rozwoju krajowego przemysłu dronowego pozostaje frustrująco powolne.
Brakuje jasnej strategii, pieniędzy i zaufania do mniejszych producentów. Spółki skarbu państwa często same tłumią oddolne inicjatywy – a to właśnie tam powstają innowacje.
W efekcie wciąż nie mamy w Polsce rodzimego systemu wykrywania i neutralizacji dronów (anti-UAV), nie mamy masowej produkcji FPV, nie mamy powszechnej integracji dronów z jednostkami liniowymi. A to właśnie drony stają się języczkiem u wagi nowoczesnego pola walki. Być może coś się zmieni w najbliższych miesiącach. Partnerstwa techniczne i produkcyjne z producentami z Ukrainy są już w toku.
Więcej wiadomości o przemyśle obronnym
Czołgi to siła. Ale ze wsparciem
I tak, czołgów będziemy mieć więcej niż niemal cała Europa razem wzięta. Ale jeśli nie zbudujemy wokół nich systemu rozpoznania, łączności, amunicji i logistyki – to przegramy nie przez ich brak, tylko przez brak synergii.
Zwycięża nie ten, kto ma najwięcej stali. Zwycięża ten, kto wie, jak jej użyć, gdzie i kiedy. I kto potrafi połączyć ją z elektroniką, informacją i precyzją. A to dziś znaczy jedno: drony, dane i decyzje w czasie rzeczywistym.