REKLAMA

Kredyty hipoteczne powinien od banków przejąć rząd. Zaskakująca propozycja ws. Polski

Po co rząd miałby przejmować od banków kredyty hipoteczne swoich obywateli? Żeby świat nie pochłonął kolejny kryzys, a potem kolejny - i tak bez końca. Ceny mieszkań i powszechność kredytów hipotecznych świadczą o tym, że mamy permanentny kryzys mieszkaniowy na Zachodzie. Kryzys mieszkaniowy prowadzi w końcu do kryzysu zadłużeniowego, a ten do krachu finansowego - mówi ekonomista z Uniwersytetu Londyńskiego i przestrzega Polskę. Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji: długi hipoteczne rodzin powinno przejąć państwo. To uratuje same banki, obniży koszty mieszkaniowe, pomoże przenieść produkcję z powrotem z Azji do zachodniego świata i uratuje społeczeństwa przed inflacją.

Kredyty hipoteczne powinien od banków przejąć rząd. Zaskakująca propozycja ws. Polski
REKLAMA

To wszystko brzmi dość zawile, ale wizja świata, jaką przedstawił już kilka tygodni temu australijski ekonomista prof. Steve Keen w wywiadzie z Jackiem Żakowskim w tygodniku „Polityka” jest bardzo spójnym wyłożeniem powiązań gospodarczych dzisiejszego świata. I bardzo holistycznym.

REKLAMA

A jednocześnie pokazuje, jak bardzo decydenci nie chcą widzieć tych powiązań, a nadto jakimś cudem zaczęliśmy dziesiątki lat temu uważać, że wszystko się samo ułoży. Że istnieje niewidzialny machanim, który zawsze sam automatycznie w końcu przywraca świat i gospodarkę do równowagi i nie należy się w to mieszać.

Tylko że ten mechanizm wcale nie musi istnieć. To, że powszechnie uważa się, że on istnieje, to kwestia wiary, a nie dowód na jego istnienie.

Co z tego wynika? Że zachodni świat być może wierzy w bajki i sprowadza go to na manowce. Ostatecznie kryzys klimatyczny sam się nie rozwiąże, problemy z rynkiem mieszkaniowym, który nie jest zdrowy, nie tylko przecież w Polsce, ale w całym zachodnim świecie, same nie miną, mieszkania same się nie wybudują, ceny same nie spadną, światowe długi same nie znikną

Pompujemy to wszystko do oporu, licząc, że jakoś to będzie, a tymczasem w którymś momencie to wszystko może się zawalić - uważa prof. Keen.

Dlaczego wracam do tego wywiadu po kilku tygodniach? Bo liczyłam, że wywoła on w Polsce jakąś pogłębioną dyskusje, tymczasem przeszedł bez większego echa. Kto więc nie czytał tego arcyciekawego wywiadu „Polityki”, niechaj nadrobi w skrócie, bo prędzej czy później staniemy przed tym problemem - tylko nadal nie będziemy go rozumieć.

Co wspólnego ze sobą mają leki z Indii i ceny mieszkań w Polsce?

Wszystko - wyjaśnia australijski ekonomista. Bo to działa tak: 

  • zarówno świat, jak i rynek wcale nie dążą do naturalnej równowagi - przeciwnie, pozostawione same sobie dążą do nierównowagi. Przykład? Uzależnienie energetyki Europy od surowców Rosji, bo tak najtaniej, co dziś ma fatalne skutki. Albo przeniesienie produkcji do Azji, bo tak taniej, czego luki obnażyła pandemia;
  • zostańmy przy produkcji - skoro już wiemy, że dla bezpieczeństwa część produkcji należy przenieść z powrotem na Zachód, bo nie da się utrzymać tak długich łańcuchów dostaw takiej ogromnej masy tak kluczowych do funkcjonowania towarów, trzeba przenieść część produkcji z taniej Azji do drogiej Europy czy Ameryki;
  • ale pracownikom na Zachodzie trzeba płacić więcej niż tym z Chin i Wietnamu, żeby nie przymierali głodem. Co robi taką różnicę w kosztach życia? Wysokość czynszów!
  • wniosek? Jeśli chcemy relokować produkcję i nie dopuścić do urwania się inflacji ze smyczy, trzeba zadbać o obniżenie czynszów i cen mieszkań i domów;
  • inaczej ceny produktów wytwarzanych znowu na Zachodzie będą rosły, pracownikom zacznie brakować pieniędzy na spłacanie kredytów hipotecznych, a niespłacane kredyty to problemy dla banków, które znów zaczną masowo padać.

No i mamy światowy kryzys. Kolejny. Według prof. Keena jesteśmy właśnie na tym kursie. Jego zdaniem, patrząc właśnie na ceny mieszkań na Zachodzie i liczbę gospodarstw domowych uwieszonych na kredytach hipotecznych, mamy permanentny kryzys mieszkaniowy, który co rusz wywołuje kolejne kryzysy zadłużeniowe, a w wyniku tego krachy. Żeby więc całą światową gospodarka przywrócić w stan równowagi i nie zmierzać do kolejnego kryzysu, trzeba zająć się problemem mieszkaniowym.

Kredyty hipoteczne rodzin powinno przejąć państwo

I co teraz? Profesor podkreśla, że skoro żaden mechanizm, który samoistnie przywraca równowagę światu - nie istnieje (po prostu wygodnie nam w to wierzyć, bo to zwalnia polityków z odpowiedzialności, a niektórym grupom interesu po prostu przynosi korzyści), to czas zacząć działać, by równowagę przywrócić.

Jak? Po pierwsze radykalnie zmniejszając w gospodarkach dług prywatny, bo ten prowadzi do inflacji. Po drugie - zabezpieczając potrzeby mieszkaniowe społeczeństwa bez dmuchania tego długu prywatnego. Rozwiązanie?

Kredyty hipoteczne rodzin powinno przejąć państwo - mówi prof. Keen. Skąd na to pieniądze? Państwo sprzedaje obligacje obywatelom, którzy mają nadwyżki. W ten sposób się zadłuża i rośnie dług publiczny, ale on, zdaniem ekonomisty nie jest groźny, a na pewno nie tak, jak dług prywatny.

Dlaczego właściwie ten drugi jest niebezpieczny? Bo obywatele, zadłużając się w bankach, generują nowe pieniądze, które nie mają pokrycia i wybucha inflacja. Bo przecież bankowość od dawna już nie działa tak, że banki pożyczają pieniądze od jednych i pożyczają je innym i jest to gra o sumie zerowej (choć wielu nadal w to wierzy).

Kredyt generuje nowe pieniądze, bo banki mogą pożyczać wielokrotnie więcej, niż mają własnych kapitałów i pieniędzy klientów. Bank komercyjny może też pożyczać pieniądze od banku centralnego (który ich nie ma - to tylko zapisy w komputerze), ale potem od banku komercyjnego te wykreowane pieniądze pożyczają klienci i powstają już realne pieniądze, które wydajemy w sklepach, podbijając inflację. 

Natomiast, jeśli generujemy dług publiczny, bo państwo zadłuża się u swoich obywateli, to najpierw zbiera pieniądze z rynku, żeby za chwilę je na tym samym rynku wydać. Nie powstają nowe pieniądze. Nie rośnie inflacja, płace zatrzymują się na rozsądnym poziomie, koszty mieszkaniowe są okiełznane, a banki uratowane przed złymi długami, które przy jakiejś masie krytycznej doprowadzają sektor bankowy do załamania.

Ma sens? Ma. 

Ale wyobrażacie sobie, że państwo zabiera cały hipoteczny tort bankom, żeby samemu go sfinansować? Brzmi jak totalna abstrakcja. 

Tylko że bez tego nie zatrzymamy spirali, która nakręca się od lat. Bez tego nie uciekniemy od drogich mieszkań, inflacji i kolejnych krachów kredytowych.

REKLAMA

I niestety po lekturze prof. Keena można odnieść wrażenie, że niczego w gospodarce nie naprawimy, jeśli nie postawimy na głowie wszystkiego, w co od lat wierzyliśmy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA