Rzut dyskiem twardym, pchnięcie monitorem. Polak zamienił rekrutację programistów w show
Jeszcze kilka lat temu Piotr Nowosielski mieszkał w niewielkim pokoiku, dzieląc kawalerkę ze swoim kolegą. Dzisiaj założony przez nich serwis rekrutacyjny Just Join IT robi się sławny w całym kraju. Dlaczego? Polscy przedsiębiorcy stwierdzili po prostu, że rekrutacja programistów nie może polegać wyłącznie na nudnym dodawaniu ofert do systemu.
Adam Sieńko, Bizblog.pl: Serwisów takich jak Just Join IT na polskim rynku mamy kilka. Czemu akurat o was jest tak głośno?
Piotr Nowosielski, CEO Just Join IT: W Just Join IT wykorzystujemy nowoczesne rozwiązania technologiczne wyznaczające standardy branżowe jak mapę ofert pracy czy funkcję Matchmakingu. Jednak aby przyciągnąć i zatrzymać odbiorcę, sama technologia nie byłaby wystarczająca. Po zbudowaniu portalu postanowiliśmy stworzyć społeczność skupioną wokół rozwoju kariery w branży IT. Zaczęliśmy pisać bloga Just Geek IT, robić prasówki, livestreamy czy nawet eventy – w zeszłym roku zorganizowaliśmy olimpiadę dla polskich programistów.
Olimpiadę?
Tak, Just Join Olimpics. Zamiast rzutu dyskiem był rzut dyskiem twardym, pchnięcie monitorem, składanie klawiatury na czas. Takie działania wspierały budowę społeczności wokół portalu pracy. Dzisiaj miesięcznie zagląda do nas 200 tys. osób. To mniej więcej połowa rynku.
Just Join IT staje się pierwszym wyborem programistów szukających pracy. Pod względem interakcji w social media wyprzedzamy konkurencję dziesięciokrotnie.
Brzmi, jakbyście robili z rekrutacji zwykłe show.
Bawimy, cieszymy, sprawiamy, że programista się uśmiechnie. Codziennie wrzucamy memy, robimy konkursy. Rozwijamy grupy na Facebooku, łącznie mamy już na nich 150 tys. osób.
To cały ekosystem, dzięki któremu mamy mandat, by ściągać do siebie naprawdę mocne brandy - największe firmy IT na świecie. Już teraz na naszym job boardzie można znaleźć ogłoszenia od takich gigantów jak Google, Ericsson, Intel, Lufthansa, Devire, Allegro, Ten Square Games, 7N, Netguru, Spartez, 360 Code Lab czy Nokia.
Ściągniecie te firmy nad Wisłę, wydrenują nam rynek, a polskie firmy zostaną z niczym?
Programistów i tak ciągnie na Zachód. Nie zmienimy tego. Możemy za to stać się pomostem między Wschodem a Zachodem. Wielu polskich programistów chce pracować dla niemieckich czy amerykańskich firm. Z drugiej strony, do Polski przyjeżdżają pracownicy IT z Białorusi i Ukrainy. Jako najczęściej wybierany branżowy job board mamy moralny obowiązek, by ściągać programistów ze Wschodu, by polskie firmy nie miały problemów kadrowych.
Sami też ruszyliście na ekspansję zagraniczną?
Mamy ją w planach. Chcemy stać się największym serwisem rekrutacji IT na świecie. Na razie skupiamy się jednak na Polsce, co nie zmienia faktu, że pierwsze firmy z USA, Europy Zachodniej i Afryki już kupują u nas ogłoszenia. Chcemy dawać polskiej społeczności globalne możliwości, być technologiczną wizytówką tego kraju.
Odważne słowa.
Mamy bardzo uniwersalny brand. Za 20-30 lat każda firma będzie firmą technologiczną. Zamiast 3 tys. ofert, będziemy mieli 30-40 tys. Chcemy się skalować 2-krotnie w ciągu roku.
W swoim życiu chwytałeś się już różnych zajęć. Wcześniejsze doświadczenia pomagają ci dzisiaj w budowaniu firmy?
Dzięki wielu branżom mam szersze doświadczenie, jeśli chodzi o sprzedaż, marketing, ale też pracę nad samym produktem i jego tworzeniem. To kombinacja, która pomaga na pierwszym etapie, kiedy jesteś one-man army.
I na pewno jestem mądrzejszy o różne potknięcia.
To znaczy?
Wcześniej zajmowałem się projektowaniem kuchni na wymiar. To nie był przestrzelony pomysł. Po prostu w momencie, w którym byłem w firmie, popełnialiśmy wraz ze wspólnikiem wiele błędów wynikających z braku doświadczenia. Na przykład nie zdawaliśmy sobie sprawy odnośnie weryfikacji poprawności przygotowanych projektów i często różne wymiary kuchni nie zgadzały się z rzeczywistością, gdy przychodziło do montażu.
Ty wyszedłeś z firmy. A twój kolega?
Nauczył się dobrze projektować i zaczął zarabiać. (śmiech)
Po drodze było też rolnictwo.
Tak, chciałem stworzyć pierwsze polskie centrum agrobiznesu i przenieść do sieci, przykładowo handel trzodą, maszynami rolnymi czy sprawdzanie cen w skupach, lecz wiązało się to z bardzo dużą edukacją rynku. Dlatego zdecydowałem się wystartować w jednym z konkursów organizowanych przez pewien fundusz Seed Capital, który zaproponował klasyczne 800 tysięcy złotych za 49 proc. udziałów.
Prawie rozpoczęliśmy współpracę, lecz gdy sam fundusz zaczął mieć problemy, zdecydowałem, że nie podpiszę umowy i temat wylądował w szufladzie.
Zniechęciło cię to do finansowania zewnętrznego?
Na pewno zaczęłam podchodzić do tego z dystansem. Dzisiaj Just Join IT nie jest finansowane z zewnątrz. Na rynku jest bardzo dużo dobrych funduszy i czasami prowadzimy z nimi rozmowy, jednak DNA naszej firmy i każe nam na koniec dnia powiedzieć: damy sobie radę sami.
Jeżeli nie masz kroplówki w postaci finansowania, jesteś cały czas głodny. A sytość usypia czujność. Founder musi cały czas chcieć czegoś więcej. Nie mam rodziny, nie odcinam kuponów od tego, co już udało nam się osiągnąć.. Koncentruje się na ciągłym rozwoju firmy.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tego, co było wcześniej. W wieku 20-paru lat miałeś za sobą dwa nieudane podejścia do budowy własnej firmy. Co działo się dalej?
Wyjechałem do Trójmiasta. Zamieszkałem w kawalerce ze swoim kolegą…
Zaraz, zaraz, kiedy to było?
Na początku 2016 r. Wiem, o czym myślisz. Nie wygląda to najlepiej, jak 27-latek po SGH ląduje w kawalerce i pokoju 2 × 2 metry u swojego kumpla.
Tam narodził się pomysł na JJIT?
Zawsze czułem się blisko startupów. Przez pewien czas prowadziłem bloga Startup Cribs, gdzie opisywałem historie startupów z całego świata. Gdy miałem złamaną nogę i siedziałem na turnieju szachowym w Kowalewie Pomorskim, z nudów stworzyłem 20 takich sylwetek. Cały czas myślałem jednak o tym, aby stworzyć coś własnego, dlatego zacząłem suszyć Tomkowi głowę, żebyśmy zrobili coś razem. Świetnie się uzupełnialiśmy i czułem, że tkwi w tym niewykorzystany potencjał.
On znał się na programowaniu, ja miałem żyłkę przedsiębiorcy. To komplementarne umiejętności. Miałem zostać u niego na chwilę, a mieszkaliśmy i pracowaliśmy razem dwa lata. Choć Tomek na początku miał wątpliwości. Postawił job board poświęcony IT na podstawie mapy, mimo że sam miał w tym czasie dobrą, stabilną pracę. Rozkręcaniem Just Join IT zająłem się sam, ale bez niego nie dałbym rady. Tomek jest prawdziwym one man army - odpowiadał za samodzielne napisanie całego portalu, testy, konfigurację serwerów, support.
Od czego zacząłeś?
Wiedziałem, że najważniejsi są programiści i powinniśmy stworzyć dla nich miejsce, w którym będą mogli znaleźć interesujący ich content i wymienić się doświadczeniem, zarówno Ci na wysokim poziomie, jak i stawiający pierwsze kroki w świecie IT. Czegoś takiego nie było na polskim rynku. Dlatego pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, było pokazywanie realiów życia na całym świecie, w ciekawej interaktywnej formie.
Siedziałem sobie w kawalerce na Żabiance i łączyłem się z naszymi rodakami w Nowym Jorku, San Francisco czy Australii, pytając, ile tam zarabiają. Były to pierwsze livestreamy pokazujące realia pracy i życia polskiego programisty. To wpłynęło na początek popularności Just Join IT, bo pierwsze dwie serie obejrzało kilkadziesiąt tysięcy osób.
Musieliście zabiegać, by firmy się u was ogłaszały?
Sami dodawaliśmy ogłoszenia, o czym informowaliśmy mailowo każdą firmę, ale wszyscy to ignorowali. Gdy wracali z pytaniem, skąd biorą się one u nas, odpowiadałem, że wysłaliśmy informację, ale mogę je pousuwać. - Nie, nie, zostaw, to daje świetne efekty – słyszałem w odpowiedzi i często chcieli dorzucić kilka nowych ofert.
Dało się z tego wyżyć?
Tak, ale w tym biznesie najpierw trzeba dawać efekty, na które pracowaliśmy rok. Żyłem z oszczędności. Pięć razy w tygodniu chodziłem do baru mlecznego, wszystko, co miałem szło w firmę. Pod koniec 2017 powiedzieliśmy „sprawdźmy to” i rynek przyjął to pozytywnie, co pozwoliło otworzyć biuro i zatrudnić pierwszych stażystów.
A propos stażystów, jak dzisiaj, w trakcie pandemii, wygląda sytuacja programistów?
Co miesiąc robimy barometr polskiej branży IT na wzór amerykańskiego indeksu PMI. Przepytujemy menedżerów o zmianę zatrudnienia, przychód, średnie wynagrodzenie. Początek pandemii wprowadził małe wątpliwości, ale sytuacja programistów jest stabilna, na tym rynku wciąż jest luka między popytem a podażą. Znam firmy, które cofały wypowiedzenia dla programistów. Uświadomiły sobie, że lepiej ich przytrzymać w trudnych czasach, niż po kryzysie szukać nowych.
To może lepiej było zostać programistą?
Zawsze byłem bardziej skuteczny w organizowaniu pracy. Trudno mi wysiedzieć przed komputerem. Z perspektywy czasu cieszę się, że tak się to wszystko ułożyło. (śmiech)