Górnicy poczuli krew. Grożą strajkami pod ziemią
Obejmując resort z siedzibą w Katowicach, Marzena Czarnecka w pierwszej kolejności chciała uspokoić górniczych związkowców. I rzeczywiście: ci tylko się coraz szerzej uśmiechali, jak słyszeli kolejne obietnice od przedstawiciela rządu, że umowa społeczna - zakładająca fedrowanie węgla do 2049 r. - jest święta i tym samym nie do ruszenia. Ale jak tylko okazało się, że za chwilę możemy być świadkami zmiany sternika w resorcie przemysłu, górnicy zaczęli straszyć strajkami.
Z górnikami już tak jest. Może się wydawać, że jest z nimi wszystko dogadane, ale za chwilę pojawiają się kolejne żądania i słowo „strajk” zaczyna być odmieniane na wszystkie przypadki. Przekonali się o tym kolejni ministrowie mający piecze nad polskim górnictwem. Odczuli to też na swojej skórze czterej pełnomocnicy byłego premiera Mateusza Morawieckiego, którzy tak po prawdzie nie mają na swoim koncie żadnych sukcesów, wbrew szumnym zapowiedziom. A teraz o tej zmiennej sympatii górników przekonuje się też minister przemysłu Marzena Czarnecka, która obiecała zablokować import węgla do Polski.
Na razie do tych zapewnień podchodzimy ostrożnie, bo od poprzednich rządów już wielokrotnie otrzymywaliśmy podobne zapewnienia, a rzeczywistość była całkiem inna. Dlatego jak to się mówi, dopiero po owocach ich poznacie - komentuje Bogusław Hutek, szef górniczej Solidarności.
Ministerstwo Przemysłu podpadło blokadą importu
A przecież jeszcze parę tygodni temu mogło się wydawać, że minister Czarnecka i górniczy związkowcy to zgrany duet, który w końcu doszedł do porozumienia. Co takiego się stało w takim razie w tzw. międzyczasie? Otóż szefowa resortu przemysłu w wywiadzie z Rzeczpospolitą wypaliła, że rząd planuje przypisać poszczególne kopalnie do elektrowni. A do tego zablokuje import węgla i w ten sposób nie będzie już problemu z odbiorem rodzimego opału, przez co przy kopalniach mamy 4,7 mln t węglowych zapasów - najwięcej od lipca 2021 r. (4,92 mln t). W odpowiedzi na te słowa akcje spółek energetycznych runęły, a w rządzie Donalda Tuska zaczęły pojawiać się głosy, że być może wybór na fotel ministry przemysłu nie był fortunnym pomysłem. I do razu pojawiły się plotki, że szef rządu wykorzysta te wątpliwości przy okazji zbliżającej się rekonstrukcji.
Pojawiające się co jakiś czas wypowiedzi polityków i związkowców o zablokowaniu granic dla importu węgla to przykład niekompetencji. Decyzje o środkach ochrony rynku węgla czy też innych towarów w Europie podejmuje Komisja Europejska - twierdzi Janusz Steinhoff, były minister gospodarki i wicepremier w rządzie Jerzego Buzka.
Górnicy znowu straszą strajkami
Jak tylko okazało się, że pozycja Czarneckiej nie jest aż tak mocna, jak się to mogło pierwotnie wydawać i rekonstrukcja rządu nie ominie Ministerstwa Przemysłu, górnicy poczuli krew.
To, co teraz się dzieje, zaczyna przypominać 2019 rok. Wtedy też energetyka przestała realizować kontrakty i nie odbierano węgla. Skończyło się to protestami, a przede wszystkim strajkiem pod ziemią w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej. Dziś sytuacja wygląda tak samo z tą różnicą, że problem dotyczy wszystkich spółek, a nie tylko PGG, no i wtedy nie mieliśmy umowy społeczne - nie owija w bawełnę Hutek.
Więcej o górnikach przeczytasz na Spider’s Web:
Szef górniczej Solidarności tłumaczy jednocześnie, że sprowadzanie przez ostatnie lata węgla z zagranicy przez dwie spółki: Węglokoks i PGE Paliwa było niejako wymuszone sytuacją wewnętrzną i geopolityczną. Tyle tylko, że można było to zrobić zdecydowanie bardziej z głową. Niestety, nikt przy tej okazji nie zrobił żadnych bilansów i nie weryfikował na bieżąco, ile rzeczywiście tego węgla potrzebujemy.
Wiadomo było, że potrzebujemy sortymentów grubych, ale w efekcie trafiły do nas w większości miały dla energetyki, których nie potrzebowaliśmy, bo to zapotrzebowanie potrafiły pokryć krajowe kopalnie - twierdzi Bogusław Hutek.