REKLAMA

Cwany plan Polski ws. podatków. Chce wystrychnąć na dudka resztę świata

Nie cieszcie się, że na tym skorzystacie, skorzystają raczej duże, międzynarodowe firmy. Całkiem niedawno razem ze 140 krajami zgodziliśmy się, że powinny one płacić podatki nie mniejsze niż 15 proc., a teraz sami pracujemy nad rozwiązaniami, żeby w Polsce mogły tego topora uniknąć.

Cwany plan Polski ws. podatków. Chce wystrychnąć na dudka resztę świata
REKLAMA

Kilka lat trwało dogadanie się całego świata w sprawie globalnego podatku minimalnego. Chodzi o to, żeby międzynarodowe firmy nie uciekały przed opodatkowaniem, a kraje nie konkurowały ze sobą stawką podatkową, tworząc tzw. raje podatkowe.

REKLAMA

Nie mówimy tylko o Bermudach czy Kajmanach. Nawet w Europie mamy wewnętrzne raje podatkowe, a kilka lat temu Komisja Europejska wskazała na Belgię, Cypr, Holandię, Irlandię, Luksemburg i Maltę jako te kraje, które celowo wdrażają takie regulacje podatkowe, by nakłaniać międzynarodowe firmy do sztucznego transferowania do nich zysków. To zwyczajnie nieuczciwe i inne kraje na tym dużo tracą.

I to się miało skończyć. Ponad 140 krajów na świecie porozumiało się w sprawie globalnego podatku minimalnego na poziome 15 proc., który już jest wdrażany w życie, a w Polsce ma zacząć obowiązywać od 2025 r.

Polska sama ukręciła bat, a teraz przed nim ratuje

No i oczywiście robi się problem, bo Polska przyznaje firmom ulgi w podatku dochodowym w ramach specjalnych stref ekonomicznych czy Polskiej Strefy Inwestycji po to, żeby ściągać je do kraju i zachęcać zagranicznych inwestorów do inwestowania u nas.

Ale kiedy globalny podatek minimalny wejdzie w życie w przyszłym roku, te ulgi się po prostu zniwelują i firmy nic z tego nie będą miały, zniknie więc powód, który dotychczas kusił je, by spoglądać na Polskę.

Ale w sumie, trochę właśnie o to chodziło. Z drugiej strony, rządowi się to nie podoba i boi się, że straci inwestorów i zaszkodzi to gospodarce, więc wymyślił, jak to obejść. Czytam właśnie w „Rzeczpospolitej”, że rząd chce system ulg podatkowych zamienić na system dotacji, „by nie narażać firm na nowy podatek globalny”. I to już brzmi bardzo źle. Nie „narażać” na podatek, który sami chcieliśmy wprowadzić?!

Bo co, zgodziliśmy się, że każda firma powinna płacić w każdym cywilizowanym kraju nie mniej podatku niż 15 proc., a teraz sami chcemy to prawo obchodzić? Teraz to już nawet nie dziwię się, że państwo nic nie robi sobie z tego, że samo jest okradane cwaniackimi metodami jak udawanie prowadzenia firmy, by płacić niższe podatki i składki, kiedy ewidentnie mamy do czynienia z etatem. Państwo od przyszłego roku chce zrobić dokładnie to samo innym krajom. 

Rozdajmy korporacjom trochę pieniędzy

Ten nowy plan publicznie ujawnił się podczas spotkania Business Centre Club z kierownictwem Ministerstwa Finansów 4 lipca, jak pisze „Rzeczpospolita”. A dyrektor departamentu podatków dochodowych w MF Jarosław Szatański zapowiedział, że pracuje na „quasi-dotacjami” razem z Ministerstwem Rozwoju.

Sprawa nie jest łatwa, bo te nowe dotacje będą miały „poważny skutek dla budżetu”. Czytaj: szarpną budżet po kieszeni, czyli nie tylko chcemy zrobić w konia inne kraje, z którymi niby zawarliśmy jakieś porozumienie, ale też samych siebie, a właściwie swoich obywateli.

Bo z jednej strony musimy szukać przecież oszczędności ze względu na procedurę nadmiernego deficytu, a z drugiej strony właśnie chcemy rozdać przedsiębiorcom trochę pieniędzy z budżetu.

Z jednej strony mówi się o zmianach w 800+, uzależnieniu tego świadczenia od tego, czy rodzic pracuje albo wprowadzeniu kryterium dochodowego, z drugiej strony mielibyśmy rozdawać pieniądze dużym i bogatym międzynarodowym spółkom.

Więcej o podatkach przeczytacie w tych tekstach:

Coś zyskamy, ale czy tego dziś potrzebujemy?

Oczywiście to nie jest tak, że nic w zamian za to nie mamy. Ten deal z firmami polega na tym, że dostają ulgi podatkowe, a w zamian zobowiązują się do określonych inwestycji i utworzenia nowych miejsc pracy. Według MRiT od jesieni 2018 r. do końca 2023 r. wydano decyzje o takim wsparciu dla firm, które skutkowały 117 mld zł deklarowanych inwestycji i 48 tys. nowych miejsc pracy.

Jednocześnie według UOKiK wartość takiej pomocy publicznej wynosiła w ostatnich latach 4-6 mld zł rocznie.

To by znaczyło z grubsza, że dzięki ulgom powstawało średnio 9 tys. miejsc pracy rocznie, a skoro kosztowało to 4-6 mld zł rocznie, stworzenie jednego miejsca pracy kosztowało 450-660 tys. zł.

REKLAMA

Ale nie to jest kluczowe. Dzisiaj, w przeciwieństwie do 1998 r., kiedy specjalne strefy ekonomiczne zaczęły funkcjonować, Polska nie boryka się wysokim bezrobociem, przeciwnie, brakuje nam rąk do pracy.

Dla gospodarki zaś kluczowe jest nietworzenie nowych miejsc pracy, a tworzenie miejsc pracy przynoszących wyższą wartość dodaną niż skręcanie śrubek. Stąd właśnie moje wątpliwości, poza tym, że po prostu chcemy uciec spod topora, jakim jest globalny podatek minimalny mający przywrócić elementarną uczciwość w relacji firma-państwo i państwo-państwo.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA