Rząd szykuje prawdziwy hit. Chce dopłacać Polakom do zakupu mieszkań
Ciągle wielu Polaków nie stać na mieszkanie. I wbrew pozorom problemem jest nie tyle sama cena, a te ciągle, mimo pandemii rosną, ale wymagany przez banki wkład własny. PiS wymyślił więc dotacje do wkładu własnego, by ułatwić dostęp do kredytu bankowego tym, którzy nie mają wystarczających oszczędności.
Nad nowym rozwiązaniem, które miałoby zwiększyć dostępność mieszkań pracuje Ministerstwo Rozwoju.
Rząd najwyraźniej zrozumiał, że niewiele może zrobić, by wybudować Polakom tańsze mieszkania, postanowił więc dopłacać ich do tych drogich - to znaczy tych w cenach rynkowych.
Pomoc zostanie skierowana do tych, dla których cena stanowi istotną barierę w zakupie mieszkania
– powiedziała Anna Kornecka, podsekretarz stanu ds. budownictwa w Ministerstwie Rozwoju w rozmowie z prawo.pl.
Przypomnę, że w kwietniu 2018 r. premier Mateusz Morawiecki obiecywał, że do końca 2019 roku powstanie 100 tys. mieszkań w programie Mieszkanie Plus. Do końca października 2020 roku powstało ich niewiele ponad 1,1 tys., a w budowie jest ponad 13,5 tys. Rząd najwyraźniej zmienia strategię i nie ma zamiaru udawać, że deficyt na rynku mieszkaniowym zasypie sam, budując tanie mieszkania.
Nowy pomysł resortu rozwoju polega na tym, by dopłacać Polakom do wkładu własnego. Dziś często brak wystarczających oszczędności jest barierą w dostępie do kredytu hipotecznego. Szczególnie w czasie pandemii, kiedy banki zrobiły się nieco bardziej ostrożne.
Rośnie wymagany wkład własny
Niby od trzech lat prawo wymaga min. 20 proc. wkładu własnego - to efekt Rekomendacji S wydanej przez KNF. W praktyce jednak w wielu bankach można było otrzymać kredyt hipoteczny, mając zaledwie 10 proc. własnych środków pod warunkiem wykupienia dodatkowego ubezpieczenia od wkład własnego.
Pandemia wiele zmieniła. Banki zaczęły zaostrzać kryteria przyznawania kredytów i dziś już niewiele z nich zezwala na 10-proc. wkład własny. Większość trzyma się 20 proc., cześć wymaga 30 proc., a wiosną jeden z banków podniósł ten próg nawet do 40 proc., ale szybko się z tego pomysłu wycofał.
Efekt jest taki, że kredyty bankowe są dziś mniej dostępne dla tych, którzy nie mają dużych oszczędności. Zakładając, że klient chce kupić ok. 50-metrowe mieszkanie w Warszawie, które kosztuje 450 tys. zł, musi mieć 90 tys. zł w gotówce, przy wymaganym przez bank 20 proc. wkładzie własnym.
Dane pokazują, że w pierwszych trzech kwartałach 2020 roku banki udzieliły blisko 151 tys. kredytów - o 18,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2019 roku. Wpływ na to miała też niepewność, jaką wywołała pandemia i wielu Polaków po prostu wstrzymało się z kupnem mieszkania, czekając, co będzie dalej. Ale wyższe limity wkładu własnego na pewno nie pomogły.
Tylko pierwsze mieszkanie plus komponent prorodzinny
Ile do wkładu własnego gotów jest dopłacać rząd? I na jakich warunkach? Tego jeszcze Anna Kornecka nie chciała zdradzić. Jak jednak ustalił HRE Investments rozważane jest wsparcie dla osób kupujących tylko pierwsze mieszkanie. Dodatkowo planowane jest wbudowanie do tego rozwiązania komponentu prorodzinnego, a warunkiem brzegowym będzie to, by koszty nowego pomysłu udźwignął budżet.
Czy jest szansa, że że rząd zaproponuje bezpośrednie dopłaty do kredytów, tak jak kiedyś w ramach programu „Mieszkanie na swoim”?
Z punktu widzenia budżetu byłoby to wciąż rozwiązanie opłacalne, bo opodatkowanie zakupu mieszkań jest tak duże, że i tak dochody budżetu z pojedynczej transakcji powinny być wyższe niż koszty dopłat. Chodzi o to, że PIT, CIT czy VAT płacone przez deweloperów, pośredników, dostawców materiałów budowlanych, wykończeniowych, wyposażenia czy ostatecznie ekipy remontowe. Jednym z największych zarzutów pod adresem systemu dopłat jest to, że lokalnie mógłby on prowadzić do wzrostu cen nieruchomości
– uważa Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
A może lepiej gwarancje zamiast bezpośrednich dopłat?
Zdaniem Bartosza Turka lepszym rozwiązaniem byłby jednak system gwarancji kredytowych, która działa np. w Wielkiej Brytanii czy Nowej Zelandii.
W Nowej Zelandii obywatele, którzy posiadają w gotówce 5 proc. ceny nieruchomości i chcą kupić relatywnie tanie mieszkanie, mogą otrzymać gwarancję na brakujące 15 proc. ceny - o tyle więcej bank pożyczałby na zakup nieruchomości, ale robiłby to chętnie, bo tę część kredytu gwarantowałoby państwo.
Podobnie mechanizm ten mógłby działać w Polsce.
Bez wątpienia taki system gwarancji byłby kilka lub nawet kilkanaście razy bardziej efektywny niż dopłaty do kredytów realizowane w Polsce w latach 2014-18 w ramach programu „Mieszkanie dla młodych”. Chodzi po prostu o to, że gwarancje są rozwiązaniem wielokrotnie tańszym niż bezpośrednie dopłaty
– podkreśla Bartosz Turek.
A to w czasie, kiedy budżet z powodu pandemii i tak ma rekordowy deficyt, z pewnością nie jest bez znaczenia.