REKLAMA

Rząd do Polaków: budujcie domy bez zezwoleń. To nic, że wpadniecie w bagno większe niż WIBOR

Okrutniej nie dało się już przestrzelić. Rząd ogłaszając zamiar likwidacji pozwoleń na budowę domu chciał, by Polacy mogli uniezależnić się od złych i chciwych deweloperów i zbudować sobie gniazdko na swoich zasadach. Ha, zero kupowania dziur w ziemi i doradców przekonujących, żeby brać, bo taniej nie będzie. Ale czy na pewno? Bo ja mam wrażenie, że premier Morawiecki wsadza nas właśnie na jeszcze większą minę.

Rząd do Polaków: budujcie domy bez zezwoleń. To nic, że wpadniecie w bagno większe niż WIBOR
REKLAMA

Własny dom to marzenie milionów Polaków aspirujących do bycia klasą średnią. Własny garaż, ogródek i SUV zaparkowany na podjeździe to obrazek rodem z amerykańskich filmów familijnych, który mocno wrył się w głowę naszych rodaków, na długie lata definiując, jak powinno wyglądać dostatnie i beztroskie życie. Drugim takim archetypem był Jędrula z „Rodziny Zastępczej”, ale jego postać pomińmy ze względu na element promocji trunków o dużym woltażu.

REKLAMA

Wracając do domów – wyciągnięcie ich przez Prawo i Sprawiedliwość w tym momencie wygląda na próbę załagodzenia kryzysu, jaki narasta wokół branży mieszkaniowej. Pisaliśmy w Bizblog.pl, że bez 10 tys. zł na rękę trudno dzisiaj myśleć o kupnie nowego lokum w dużym mieście. I mówimy tu ledwie o kawalerce. Czyli zadłużamy się na resztę życia, żeby mieć na własność apartament (tak to będzie nazwane w folderze reklamowym), który posłuży nam na kolejne kilka lat życia. Potem w głowie pojawi się pewnie powiększenie rodziny. I zonk. Przydałby się kolejny większy kredyt na większe mieszkanie.

Jeśli nie zarabiamy pieniędzy w tempie Rafała Zaorskiego, to nie wchodzi raczej w rachubę. Rząd zaczął nieśmiało podchodzić do rozwiązania tego problemu, znosząc od 1 stycznia tego roku konieczność zdobywania zezwoleń na budowę domów do 70 metrów kwadratowych. A dokładniej rozszerzył zakres wolności przy budowie, bo wcześniej limitem było 35 metrów kwadratowych. Teraz Ministerstwo Rozwoju i Technologii uznało, że takimi drobiazgami jak metraż w ogóle nie ma sensu zawracać sobie głowy. Budujesz, to buduj. Nas to nie obchodzi.

Wygląda fajnie, prawda? Każdy kto budował kiedyś dom wie, że większą cnotą od zarabiania pieniędzy jest tylko umiejętność poruszania się po korytarzach urzędów. I ten problem ma Polakom spaść z głowy. Już od stycznia 2023 r., bo to wtedy nowe przepisy powinny wejść w życie.

Przenieśmy się w czasie pół roku do przodu. Co widzimy? Trochę wątpię w to, że tabuny Polaków rzucających się do budowy 350-metrowych willi. Problem może być nawet z takimi po 100-120 metrów. W zasadzie już dzisiaj koszty budowy domów przekroczyły możliwości finansowe wielu kupujących.

Na portalach z ogłoszeniami furorę robi fraza: „sprzedam, stan surowy”. „Rzeczpospolita” pisała, że ceny zaczynają się od 200 tys. zł. To nie molochy budowane przez milionerów, raczej smutny finał zmagań osób z dopiętymi na styk budżetami z szalejącymi cenami materiałów budowlanych.

Żeby nie pozostać przy snuciu przypuszczeń spójrzmy zresztą na liczby. W ankiecie Oferteo.pl 77 proc. głosujących przyznało, że przekroczyło zakładany budżet. To samo w sobie oczywiście nic strasznego. Niedoszacowywanie kosztów budowy to klasyk klasyków. Sęk w tym, że respondenci mylili się średnio.. aż o 20 proc. Trudno im się zresztą dziwić, bo koszty budowy domu wzrosły głównie przez pnące się w górę ceny materiałów budowlanych. Konia z rzędem temu, kto przewidział, że na przestrzeni roku średnio wzrosną one o jedną trzecią.

W pełni jednak rozumiem budujących. Grubo ponad połowa z nich dostała zapewnienia, że dom uda się wybudować do 600 tys. zł. Co znowu pokazuje, że do ich stawiania nie brała się wcale elita finansowa kraju tylko ludzie, którzy widząc co dzieje się na rynku nieruchomości stwierdzili: dobra, wysiadam, wolę mieć ładny dom na przedmieściach niż bić się pod biurami deweloperów o dostąpienie zaszczytu kupna dwóch pokoi w wieżowcu.

Deweloperzy mają jednak tę jedną przewagę, że po podpisaniu z nimi umowy deweloperskiej cena mieszkania się nie zmienia. A koszty budowy domu zmieniają się w zasadzie z dnia na dzień. Oczami wyobraźni widzę jak Kowalski z Nowakiem stoją przed swoimi rozgrzebanymi inwestycjami i głowią się, jak spiąć budżet bez wizyt w firmach pożyczkowych. Bo to, że bank, który dopiero dał im kredyt na budowę domu, nie będzie się kwapił do wyskakiwania z pieniędzy jest pewne jak dwa razy dwa.

Jak prosty trik, jak oszczędzić na budowie

O czym obaj panowie będą myśleli, tak sobie stojąc? No pewnie nad tym, jak by tu „wiecie panie majster, taniej coś dało by się zrobić”. Pan majster z pewnością pójdzie na rękę, bo i dlaczego by nie. W końcu to nie jego dom. A jeżeli nie pójdzie to szybko znajdzie się w jego zastępstwie ktoś kto pójdzie. W końcu klient nasz pan.

Z ciekawości popytałem w branży na czym Polacy najczęściej oszczędzają i z czym to się wiąże. No i wyszło, że przeciętny budujący technologiami za bardzo się nie interesuje. Ma być szybko i tanio. Zdarza się, że najtańsza wybrana ekipa budowlana przyjeżdża bez własnego sprzętu, a zamawiający jeździ po mieście szukając dla nich taczek i betoniarek.

Potem jest już tylko gorzej. Na dachach pojawia się znana z polskich stodół blacha trapezowa. Ale nawet nie to jest zdaniem moich rozmówców problemem, bo poza wątpliwą wartością estetyczną nie stanowi ona żadnego zagrożenia. Gorzej, że inne oszczędności poczynione na etapie budowy mogą odbić się głośną czkawką kilka-kilkanascie lat później.

Dodatkowe pieniądze na docieplanie to jednak dopiero początek. Weźmy na tapet hydraulikę. Klienci mając do wyboru polskie lub chińskie zawory wybierają te drugie, nawet gdy słyszą, że fachowiec nie chce dać gwarancji na efekt montażu. W kuchni decydują się na zasilanie jednofazowe zamiast trójfazowego. Ekipy łapią się za głowę ale robią. To, że instalacja elektryczna może spłonąć to przecież kłopot zamawiającego. Przyciąć koszty można też na płycie fundamentowej. I to również się dzieje.

W efekcie niektóre domy po 5-8 latach nadają się do generalnego remontu. Cena?

REKLAMA

Jarosław Kaczyński skrytykował w ostatni weekend deweloperów, a rząd drugą ręką kusi Polaków budową domów. Oj, żeby nasi rodacy się na tym nie przejechali, bo jak widać przez nieumiejętną budowę można wkopać się w większe koszta niż li tylko biorąc niekorzystny kredyt.

Żeby się nie okazało, że za kilka lat będziemy mieli „wkopanych w domy bez pozwoleń". Z długami w bankach i pękającymi posadzkami, ścianami oraz perspektywą remontu za 100 kafli na dokładkę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA