Deweloperzy wygrali wojnę o ceny mieszkań. Rząd się zbłaźnił
Niektórzy właśnie odtrąbili wielki sukces rządu – niesłusznie. Politycy w błyskawicznym tempie przepchnęli ustawę, która rzekomo zmusza deweloperów do ujawniania cen mieszkań wystawionych na sprzedaż. Tylko że politycy tak się spieszyli, że uchwalili bubel.

To jest wojna. Tę wojnę deweloperom wytoczyła Polska 2050, a właściwie osobiście minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Jedną z batalii było zmuszenie deweloperów do ujawniania cen oferowanych mieszkań w ogłoszeniach i na stronach internetowych, żeby nie było tak jak dziś, że klient w internecie zobaczy guzik z napisem: „zapytaj o cenę” i musi się pofatygować osobiście do biura sprzedaży, żeby poznać szczegóły oferty. Wyglądało na to, że ta potyczka jest do wygrania z palcem w nosie, bo Polskę 2050 poparli wszyscy koalicjanci, a projekt ustawy błyskawicznie przeszedł przez Sejm i został przyjęty w czwartek 24 kwietnia.
Skończyło się na 1:0 dla deweloperów, a nie dla pani minister, choć pani minister chyba nie zdawała sobie z tego sprawy. Na platformie X pochwaliła się:
Po latach przywilejów deweloperskiego lobby nareszcie ważny krok w stronę praw kupujących. Ustawa, która nakazuje deweloperom podawać ceny w ofertach mieszkaniowych, właśnie przeszła przez Sejm! Jednogłośnie! W końcu 1:0 dla ludzi.
Przymus ujawniania cen jest, ale nie dotyczy 80 proc. mieszkań
W czym problem? W tym, że ustawa została napisana za szybko, przez ludzi, którzy najwyraźniej nigdy nie kupowali mieszkania u dewelopera, a na dodatek pojęcia o tym rynku nie mają. Bo jej zapisy wyraźnie mówią, że obowiązek ujawniania cen, w tym ceny całkowitej za lokal, ceny w przeliczeniu za metr kwadratowy i wszystkich dodatków, które ostatecznie deweloper doliczy kupującemu jak miejsce parkingowe, ogródek czy komórka lokatorka - to wszystko dotyczy ujawniania cen gotowych, wybudowanych mieszkań.
Tymczasem rzeczywistość jest taka, że deweloperzy większość mieszkań sprzedają na etapie budowy, czasem nawet jeszcze na etapie dziury w ziemi. Szacunki są różne, ale lokale sprzedawane na rynku pierwotnym jeszcze na etapie budowy to przytłaczająca większość, mówi się, że ok. 80 proc.
Więcej wiadomości na temat nieruchomości można przeczytać poniżej:
A to by oznaczało, że posłowie przegłosowali ustawę, która zmusi deweloperów do ujawniania cen zaledwie co piątego sprzedawanego przez siebie mieszkania. Wyobrażam sobie, ile śmiechu było w czwartek w siedzibie Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Ale to nie koniec tej batalii. Fakt, że ustawa to bubel, na co zaczęli zwracać uwagę prawnicy najpierw na łamach Business Insidera, rozszedł się już po rynku i z pewnością dotarł do polityków. Ci mają jeszcze szansę, żeby to naprawić, bo ustawa teraz idzie do Senatu, który może wprowadzić odpowiednie poprawki.
Jeśli Senat przepisów nie poprawi, to znaczy, że lobby deweloperskie jest wszechmocne. Zakładam jednak, że poprawi i będzie jednak 1:0 dla ludzi. A deweloperzy będą mieli dwa miesiące na wcielenie nowych przepisów w życie.
Nawet 2,6 tys. zł różnicy w cenie w zależności, kto pyta
Dlaczego to takie ważne? Ktoś może powiedzieć, że politycy tracą czas na takie bzdury, wielkie mi halo, że jak chcesz kupić mieszkanie, musisz najpierw iść pogadać z deweloperem, bo inaczej nie dowiesz się o cenie, która w ogłoszeniach internetowych zwykle jest ukrywana.
Otóż owszem, wielkie halo, bo nie chodzi tylko o fatygę, ale o przejrzystość cen. Na platformie X hulają już wyniki eksperymentu pewnego znanego krytyka deweloperów zajmującego się m.in. rynkiem nieruchomości Przemka Goldmanna.
Na przestrzeni dwóch miesięcy facet wysłał 10 różnych osób do biura znanego dewelopera we Wrocławiu, każdy pytał o cenę dokładnie tego samego mieszkania o powierzchni ok. 100 mkw. i każdy dostał inną cenę, przy czym rozbieżność sięgała aż 2,6 tys. zł za mkw.!
Połowa podstawionych kupujących to kobiety, połowa mężczyźni. Połowa chwaliła inwestycję i wykazywała chęć zakupu, połowa była sceptyczna i mówiła wprost, że obawia się korekty cen. A cena, jaką ostatecznie usłyszeli, zależała od tego, czy byli sceptyczni czy napaleni na zakup.
Jeśli przyszedłeś w świetnym humorze z żoną i zachwalałeś inwestycję, mogłeś wyjść z biura z kredytem większym o 250 tys. zł za to samo mieszkanie - pisze Goldmann.
Przejrzysta polityka cenowa naprawdę ma sens. A jak ktoś nadal wzrusza ramionami, to wyobraźcie sobie, że idziecie do sklepu po chleb i płacicie więcej niż koleś przed wami, bo macie T-shirt wyglądający na droższy, więc was stać.
Inna sprawa, że jak już zmusimy deweloperów do podawania cen, każdy klient może podczas rozmowy w biurze sprzedaży otrzymać inny rabat. I z tym już nic nie zrobimy, na to odpowiedzią może być jedynie baza cen transakcyjnych, czyli słynny portal DOM, z którym politycy strasznie się ociągają i nadal nie wiadomo, kiedy powstanie.