Mowa o jedno- i dwugroszówkach. Wyprodukowanie takiej monety może kosztować nawet pięć razy więcej niż wynosi jej nominał. NBP traci na ich produkcji co roku po kilkadziesiąt milionów złotych, Polacy nagminnie i tak ich nie dostają jako reszty w sklepie, bo pani pyta, czy może być winna grosik, ale nie czeka wcale na odpowiedź. Z drugiej strony polityków powstrzymuje ryzyko podsycenia drożyzny, bo brak miedziaków spowoduje zaokrąglanie cen w górę. Ale Amerykański prezydent właśnie pokazał, że można mieć to w nosie.
![Grosze do lamusa. Trump właśnie pokazał Tuskowi, jak to zrobić](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/bizblog/2024/09/pieniadze-monety-waluta.jpg)
Ta dyskusja o likwidacji monet o najniższym nominale trwa od kilkunastu lat. Pamiętam, jak w 2009 r. nowy ówczesny prezes NBP Sławomir Skrzypek deklarował, że likwidacja jedno- i dwugroszówek to jedna z pierwszych rzeczy, jaką się zajął przychodząc do banku. Bez efektu, być może dlatego, że wiedział, że nie można było tego zrobić wtedy. NBP musiał utrzymywać je w obiegu, bo ustawa o denominacji nakładała na niego obowiązek wymieniać stare banknoty o nominale 100 zł na monety jednogroszowe i ten obowiązek ciążył na banku centralnym do końca 2010 r. Ale 2010 r. minął i nic się nie zmieniło.
Wymień pensję na worek grosza i idź do skupu złomu
Co jakiś czas tylko media podnosiły, że to bezsensu, bo kasjerki notorycznie tych jednogroszówek nie wydają, a produkcja jednej monety o nominalne 1 gr kosztuje trzy w porywach do pięciu groszy. Dokładne wyliczenia nigdy nie były w Polsce znane, bo NBP tego nie ujawnia (nie wiedzieć dlaczego, w USA te dane są corocznie podawane). To zresztą zależy od ceny metali w danym momencie, bo tzw. miedziaki bite byłī długo z mosiądzu manganowego Mm 59 - czyli stopu zawierającego 59 proc. miedzi, 40 proc. cynku i 1 proc. Manganu. Kluczowe są tu ceny miedzi, a od 2009 r. wzrosły o prawie 200 proc.
Już dekadę temu portal złom.info wyliczał, że bardziej opłacałoby się oddać jednogroszówki do skupu złomu niż płacić nimi w sklepie, bo za kilogram jednogroszówek należałoby się w skupie jakieś 14 zł, tymczasem ich nominalna wartość to 6,1 zł, bo na kilogram składa się 610 monet.
Gdyby wówczas, w 2014 r. średnią krajową wymienić na jednogroszówki i oddać na złom, powinno się za to dostać ok. 5 tys. zł, tymczasem średnie wynagrodzenie wynosiło wtedy niecałe 3,8 tys. zł i to brutto. Dobra, zostawmy już te ciekawostki, szczególnie, że właśnie w w 2014 r. NBP postanowił ściąć koszty i zastąpił w monetach 1, 2 i 5 groszy mosiądz manganowy stalą powlekaną mosiądzem. Jest taniej, ale dalej za drogo.
Więcej o pieniądzach przeczytasz na Bizblog.pl:
Czego się boimy?
Dlaczego dotąd nic tym nie zrobiono, skoro od lat przewija się ten postulat? Argumentów natury ekonomicznej jest sporo. Po pierwsze, jak ceny zaczną być przez sprzedawców zaokrąglane do góry, czyli z 1,99 zł zrobią się 2 zł, to wpłynie na inflację (dyskusyjne, ale argument notorycznie pada).
Po drugie, owe 1,99 zł ma magiczną moc i w głowie konsumenta miedzy 1,99 zł a 2 zł jest wielka różnica w cenie. To może obniżyć sprzedaż, osłabić popyt wewnętrzny i negatywnie zadziałać na PKB. Po trzecie, są też argumenty natury prawnej - to byłoby jakieś ograniczenie swobody gospodarczej, bo polski złoty jest podzielny na 100 jednostek, ceny więc mogą być ustalane co do jednego grosza, ale gdyby groszy nie było w obiegu…
Mogą się też odpalić wielcy obrońcy obrotu gotówkowego, którzy mogą zacząć krzyczeć, że to pierwszy krok do likwidacji gotówki w ogóle, a to przecież ich święte prawo. Ech.
Tylko że te wszystkie argumenty są niewiele warte. Bo ten problem mamy nie tylko my, ale i wiele innych krajów. I kraje te dawno sobie z nim poradziły. Wielka Brytania przestała bić 25-pensówkę już 1981 r., w 1984 r. zrezygnowała z półpensówki, a w 1990 r. z monety 5-funtowej.
Australia już w 1991 r. zaprzestała bicia monet jedno- i dwucentowych, w 2012 r. z bicia jednocentówek zrezygnowała Kanada.
A teraz właśnie to samo zrobił Donald Trump - podjął decyzję o zaprzestaniu bicia jednocentówek.
To takie marnotrawstwo! — napisał na platformie Truth Social.
I tym razem ma świętą rację.
A Polska dalej nic. Na koniec jeszcze jedna ciekawostka: w 2010 r. Rosja zrezygnowała z bicia kopiejek, bo wybicie jednej kosztowało prawie pół rubla, dokładnie 47 kopiejek. Czyżby dla Polski koszt wybicia przekraczający 3-5-krotnie wartość nominalną był za słabym argumentem i czekamy, aż zacznie przekraczać ją 47-krotnie?