REKLAMA

Widzieliście już, co się stało z cenami ropy naftowej? Wystarczyły dosłownie dwa dni

Ropa naftowa ostatnio bardzo mocno drożała, co wzbudzało sporą ekscytację w mediach, ponieważ – jak wiadomo – im droższa ropa, tym drożej na stacjach benzynowych, a jak głosi ludowe porzekadło, gdy drożeją paliwa, wtedy wszystko drożeje i nakręca inflację.

Widzieliście już, co się stało z cenami ropy naftowej? Wystarczyły dosłownie dwa dni
REKLAMA

To porzekadło zwykle nie jest prawdziwe, bo gdyby było, to ceny wszystkiego zmieniałyby się co kilka dni, ale w przypadkach naprawdę dużych wzrostów, takich jak na przykład ostatnio, faktycznie taki mechanizm może zaistnieć. Dlatego informacje o tym, że ropa Brent jest najdroższa od października 2018 roku nie brzmiały optymistycznie i sprzyjały kreowaniu smutnych wizji oraz prognoz o tym, że za chwilę będzie jeszcze drożej.

REKLAMA

Ale może jednak nie będzie. Moim zdaniem są co najmniej dwa powody, żeby tak sądzić. Pierwszy związany jest z samymi notowaniami ropy. Dotarły one w ostatni wtorek do poziomu, na którym znajduje się obecnie ciągnąca się od 2008 roku linia, powyżej której jeszcze nigdy one nie były. To tak zwana linia oporu, której istnienie często ma wpływ na zachowania tych bardziej spekulacyjnie nastawionych inwestorów na rynku.

 class="wp-image-1478794"

Ceny ropy spadły o 6 proc.

Działa to mniej więcej tak: ci, którzy kupili wcześniej i zarabiają na wzrostach, mogą zakładać, że istnieje duże ryzyko, że wzrosty się zatrzymają na tej linii, więc to dobry moment, żeby sprzedać i zainkasować zysk.

Ci, którzy chcą kupić, bo wierzą w dalsze wzrosty, często wolą poczekać, aż linia zostanie przełamana i sytuacja zrobi się jasna, wtedy kupią nieco drożej, ale przy mniejszym ryzyku, że kurs zacznie spadać, więc wstrzymują się z decyzjami. Ci, którzy chcą grać na spadki, mogą z kolei uznać, że to dobry moment, żeby wejść na rynek, bo być może kurs zawróci i zacznie spadać. Mamy więc trzy postawy, z których pierwsza i trzecia oznacza wzrost podaży, a druga oznacza tymczasowy spadek popytu. Na tych właśnie zasadach działają kreski na wykresach.

W tym przypadku też zadziałało to w ten sposób. Minęły dwa dni i kurs ropy zamiast dalej rosnąć odbił się od linii i spadł o ponad 6 proc.

 class="wp-image-1478800"

To oczywiście może być spadek chwilowy, a kolejne podejście pod linię oporu może okazać się skuteczne i linia padnie. To, co dzieje się w takich momentach na giełdach, przypomina działania wojenne: gdy jedno natarcie się nie powiedzie, następuje wycofanie sił, przegrupowanie, a następnie po pewnym czasie rusza kolejna ofensywa. Zresztą sporo renomowanych banków inwestycyjnych prognozuje, że cena ropy wkrótce sięgnie 80 dolarów za baryłkę. Warto jednak pamiętać, że po marszu w górę o 50 proc. w tym roku i 90 proc. w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, wojska popytu na rynku ropy mogą być już zmęczone i potrzebować dłuższego odpoczynku.

A jest jeszcze jedna przyczyna, która daje nadzieje na spadek cen ropy

I jest to przyczyna fundamentalna. Jest nią kłótnia pomiędzy dużymi producentami ropy, chodzi głównie o Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Ostatni skok w górę cen ropy był reakcją na brak porozumienia w kartelu OPEC, który nie dogadał się w kwestii zwiększenia wydobycia. Kartel rok temu uzgodnił, że produkcja ropy zostanie zmniejszona, bo w pandemii spadł popyt na ropę i spada jej cena. Należało więc dostosować wydobycie, tak aby cena przestała spadać. Rynek wkrótce zaczął wypatrywać końca pandemii i w oczekiwaniu na ponowny wzrost popytu ropa zaczęła znów drożeć. Dziś producenci chcą więc zwiększyć wydobycie, aby nie rosła ona zbyt mocno, bo to wbrew pozorom też nie jest dla nich dobre. Za droga ropa będzie pchać ludzi w szybszym tempie w stronę samochodów elektrycznych, a tego kartel chce uniknąć nawet bardziej niż spadków cen ropy, bo potrzebują oni czas na przygotowanie się na zmierzch ery samochodów na benzynę i olej napędowy.

Ropa podrożała, bo państwa produkujące ropę nie dogadały się, jak rozdzielić między sobą ten planowany wzrost produkcji. W efekcie na razie w ogóle go nie będzie, a skoro podaż nie wzrośnie, to cena może dalej rosnąć. Jest w tym jednak coś dziwnego. Zwykle kłótnie i nieporozumienia w ramach OPEC wywoływały spadek cen ropy, a nie jej wzrost. Rynek bowiem zakładał, że skoro się kłócą, to za chwilę zaczną się nawzajem oszukiwać, przestaną przestrzegać ustaleń i każde państwo z osobna zacznie zwiększać wydobycie, aby więcej zarobić. Spory w OPEC zawsze były zapowiedzią niekontrolowanego wzrostu podaży, a więc sytuacji, w której ceny spadają. Gdyby jeszcze doszło do wojny cenowej pomiędzy producentami, którzy przestali się ze sobą dogadywać, to ceny mogłyby pójść w dół jeszcze bardziej.

Dziś oczywiście takiego wariantu nie można wykluczyć, co powinno napędzać spadki. Co ciekawe jednak alternatywa dla tego wariantu też powinna sprzyjać spadkom ceny, ponieważ jest nią porozumienie dotyczące wzrostu wydobycia. Czyli OPEC albo się dogada i zwiększy produkcję w sposób skoordynowany, albo się nie dogada i też zwiększy produkcję, ale w sposób nieskoordynowany.

Aby ropa dalej drożała, musiałby się zrealizować bardzo specyficzny scenariusz, w którym kraje OPEC nie dogadują się i nie są w stanie wypracować nowego porozumienia z wyższymi poziomami produkcji, a jednak mimo to postanawiają uczciwie ze sobą współpracować i przestrzegać tego starego porozumienia, którego nikt już nie chce. Do tego w obecnej sytuacji produkcję zapewne ochoczo zacznie zwiększać Rosja, którą wcześniej dość trudno było nakłonić do dołączenia do kartelu w ramach tak zwanego OPEC+. Do tego Amerykanie oficjalnie zapowiedzieli, że będą naciskać na OPEC, aby zrobił coś, by ropa dalej nie drożała, bo wyższe koszty paliw mogą zepsuć odbicie gospodarcze na całym świecie, a tego nikt nie chce.

REKLAMA

To wszystko może oznaczać, że ropa wcale nie będzie już dalej drożeć i że kilka dni temu przy akompaniamencie smutnych okrzyków o nieuchronnym wzroście inflacji patrzyliśmy na szczyt jej notowań. Oby tak było.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA