REKLAMA

Cena minimalna wódki. Szykuje się dzika awantura o sprzedaż alkoholu

Z jednej strony aktywiści donoszą coraz częściej na celebrytów reklamujących alkohol, a rząd przymierza się do zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw. Z drugiej strony gigant e-commerce kombinuje, jak podrzucać klientom alkohol kurierem choćby i w środku nocy. Po której stronie staną Polacy?

Cena minimalna wódki. Szykuje się dzika awantura o sprzedaż alkoholu
REKLAMA

Michał Tabaka pisał właśnie w Bizblog, że Allegro przymierza się do ruchu, na który nikt dotąd nie miał odwagi - do sprzedaży alkoholu online. Nie wiadomo jeszcze, czy coś z tego wyjdzie, bo wiadomo - do paczkomatu raczej butelki wrzucić nie można, bo kto sprawdzi wiek klienta, a przede wszystkim, to bardzo grząski grunt prawny.

REKLAMA

Ale to, co jest najbardziej zaskakujące, to fakt, że taki pomysł analizowany jest właśnie dziś, kiedy przerabiamy coraz intensywniej dyskusję o tym, jak z alkoholem walczyć i ograniczać jego sprzedaż, zamiast zwiększać dostęp.

Poszczególne miasta już jakiś czas temu wprowadziły prohibicję w godzinach nocnych. I to nie jakaś Kozia Wólka, ale Kraków, Gdańsk, Wrocław, Poznań czy Zakopane. Choć nie zawsze na terenie całych miast, ale czasem tylko dzielnic.

Teraz zaczyna się kampania na rzecz zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. I to nie w jakimś mieście, ale już w całej Polsce. Czyli idziemy kolejny krok dalej. I tu się zatrzymajmy.

Co na to Polacy?

Z właśnie przeprowadzonych badań United Surveys by IBRiS dla „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że aż 64 proc. badanych sprzeciwia się nocnej prohibicji, czyli zakazowi sprzedaży alkoholu po godz. 22.00. Natomiast 34 proc. jest „za”.

Co do stacji paliw, sprzeciw jest nieco mniejszy, ale nadal ponad połowa mówi „nie” - dokładnie 55 proc. jest przeciwko zakazowi sprzedaży na stacjach benzynowych, a 43 proc. jest „za”.

Oczywiście w grupie osób młodych w wieku 18-29 lat te proporcje wyglądają inaczej:

  • 85 proc. jest przeciwko zakazowi sprzedaży alkoholu na stacjach paliw;
  • 80 proc. Jest przeciwko ograniczeniu sprzedaży w sklepach w godzinach nocnych.

Sygnał od społeczeństwa jest więc dość jasny: Polacy chcą szerokiego dostępu do alkoholu.

Tylko problem w tym, że rząd powinien chcieć czegoś dokładnie przeciwnego. Dlaczego?

Wódka jest za tania, leczenie za drogie

Po pierwsze, wydaje wam się, że Polacy piją już grzeczniej niż w latach 90.? Nic z tych rzeczy. Może pijemy co innego niż wówczas, ale o ile w 1993 r. średnie spożycie czystego alkoholu na jednego mieszkańca wynosiło 6,52 litra, to do 2021 r. wzrosło do 9,70 litra na osobę.

Po drugie, według badania ESPAD (European School Survey Project on Alcohol and Other Drugs) w 2019 r. w Polsce 33,5 proc. osób w wieku 15-16 lat wskazało, że doznało zatrucia alkoholowego przynajmniej raz w życiu - informował jakiś czas temu w swoim tygodniku Polski Instytut Ekonomiczny.

Po trzecie, ekonomiczna dostępność alkoholu niepokojąco rośnie. W 2001 r. za przeciętne wynagrodzenie można było kupić 88 półlitrowych butelek wódki, w 2021 r. już 216 butelek.

Więcej na temat zakupów przeczytacie w tych tekstach:

A po czwarte, według szacunków PARPA koszty społeczno-ekonomiczne spożywania alkoholu przekraczają 90 mld zł - to dane sprzed kilku lat. W tym samym czasie wpływy z akcyzy na alkohol to ledwie 13 mld zł.

Czy w tej sytuacji rząd naprawdę powinien słuchać opinii publicznej?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA