REKLAMA

Budżet Polski? Czegoś takiego jeszcze nie widziałem

Bardzo dziwne rzeczy dzieją się ostatnio z polskim budżetem centralnym. Jak wyglądają w nim liczby, obserwuję od kilkunastu lat i tego, co jest teraz, jeszcze nie widziałem.

Budżet Polski? Czegoś takiego jeszcze nie widziałem
REKLAMA

W ciągu dwóch dni Ministerstwo Finansów opublikowało dwa raporty miesięczne z wykonania budżetu. We wtorek ukazały się dane za sierpień, a w środę te za wrzesień. Żaden z tych raportów nie ukazał się o czasie. Ten sierpniowy był mocno spóźniony, powinien zostać opublikowany w drugiej połowie września. W ciągu ostatnich tygodni pojawiały się wśród ekonomistów głosy pełne podejrzliwości o to, że rząd celowo wstrzymuje publikacje tego raportu, bo jest kampania wyborcza i pokaże go dopiero po wyborach. I dokładnie tak się stało, co niejako potwierdza tę nieco spiskową teorię.

REKLAMA

Muszę przyznać, że to dziwne, bo w tym sierpniowym raporcie nie widać nic nadzwyczajnego. Ot, zwykły miesiąc, ze zwykłym deficytem budżetowym nieco powyżej 3 mld zł. Wpływy podatkowe rosną, wydatki rosną jeszcze szybciej, może nie ma się czym chwalić, ale też można uznać, że podobnie wygląda większość raportów budżetowych za wiele ostatnich lat. Trudno więc powiedzieć, dlaczego rząd bał się ten raport opublikować.

Wrześniowy budżet z zawrotnymi wydatkami

Znacznie ciekawszy jest ten nowszy raport za wrzesień, który z kolei opublikowano zaskakująco szybko w porównaniu z rutyną poprzednich miesięcy. We wrześniu bowiem deficyt w budżecie państwa wyniósł 18,1 mld zł. Ciekawe jest to, że to prawie największy miesięczny deficyt w historii. Prawie, bo byłoby tak, gdyby nie grudnie. Sezonowość w polityce budżetowej w Polsce wygląda tak, że prawie co roku w ostatnim miesiącu kalendarzowym kumulują się wydatki z jednej strony z roku, który się kończy, a z drugiej strony te księgowane z wyprzedzeniem na kolejny rok. W efekcie w grudniu deficyt prawie zawsze jest kolosalny, a w rekordowym 2021 r. przekroczył nawet 76 mld zł.

Dziurę większą niż 18 mld zł mieliśmy też w grudniach w 2016, 2017, 2018, 2020 i 2022 r. Ale gdyby te wszystkie grudnie pominąć, to deficyt w tegorocznym wrześniu jest największy ever.

W efekcie deficyt liczony za ostatnie dwanaście miesięcy właśnie powrócił powyżej poziomu 70 mld zł, gdzie do tej pory był tylko raz, w 2020 r., czyli w środku pandemii.

Deficyt rośnie pomimo tego, że wpływy podatkowe wciąż mają się świetnie. Na przykład te z akcyzy w sierpniu były najwyższe w historii (7,7 mld zł), dochody z PIT są w sierpniu i we wrześniu wyższe niż rok temu o ponad 40 proc., VAT rośnie o zupełnie bezpieczne 10 proc. To wszystko jednak blednie przy wzroście wydatków o zawrotne 64 proc. rok do roku. Tak właśnie było we wrześniu, a licząc od początku roku, są one większe niż w 2022 r. o 27,3 proc. Za ostatnie 12 miesięcy to już 614 mld zł.

Wydatki budżetowe tylko we wrześniu wyniosły 62,3 mld zł i był to dopiero czwarty raz w historii, kiedy przekroczyły poziom 60 mld zł (poprzednie trzy razy oczywiście zdarzały się w grudniach). Rządy PiS kończą się więc z efektownym budżetowym przytupem.

W jakiej kondycji są polskie finanse publiczne?

Z drugiej strony to, że deficyt nam właśnie szybko rośnie, niekoniecznie oznacza, że generalnie sytuacja polskich finansów publicznych jest zła. Moim zdaniem w tej chwili jeszcze tak nie jest. Dług publiczny wciąż wynosi około 50 proc. PKB, licząc ze wszystkimi funduszami pozabudżetowymi, i jest to wielkość zupełnie bezpieczna. Wydaje się, że rynki finansowe to rozumieją i nie mają z tym dzisiaj problemu. Rząd także bez problemu znajduje chętnych do zakupu kolejnych porcji polskich obligacji na kolejnych przetargach, ostatnio popyt na nie sięgał nawet poziomów najwyższych od kilku lat. Wszystkie okrzyki o zmierzaniu w stronę katastrofy finansowej towarzyszące kampanii wyborczej i teraz przejmowaniu władzy są grubo przesadzone.

Więcej o budżecie państwa przeczytasz na Bizblog.pl:

Jakie są prognozy dla dziury w budżecie Polski?

Agencja Standard & Poor’s uważa, że większa dziura będzie w polskim budżecie istnieć przez parę lat, ale trudno tego uniknąć, zwłaszcza jeśli wydajemy masę pieniędzy na zbrojenia, a trudno oczekiwać, że ktoś je w obecnej sytuacji geopolitycznej odwoła. Te wydatki nie będą jednak trwać w nieskończoność, a z drugiej strony w kolejnych kwartałach i latach powinniśmy wychodzić z dołka koniunktury i notować coraz lepszy wzrost gospodarczy. W efekcie do 2026 r. nasz deficyt w sektorze finansów publicznych powinien spaść poniżej 3 proc. PKB, czyli zejść do poziomu akceptowalnego na rynkach finansowych i w unijnych instytucjach. Wskaźnik długu do PKB, nawet jeśli nieco urośnie w tym czasie, to na pewno nie przekroczy zakazanego poziomu 60 proc. PKB. Aby to się stało, musielibyśmy zadłużać się jeszcze znacznie bardziej niż teraz, albo wpaść w poważną i długą recesję. Scenariusze skrajne można więc wykluczyć.

REKLAMA

Ale w ramach scenariuszy prawdopodobnych warto byłoby, aby nowy rząd prowadził politykę fiskalną spokojnie i w sposób przewidywalny. Czyli ani nie ciął wydatków zbyt mocno, ani ich dodatkowo niepotrzebnie nie zwiększał. Żeby się rynki finansowe zanadto nie wystraszyły. Moim zdaniem to się powinno udać, jeśli tylko będziemy dbać o wzrost gospodarczy.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA