Rząd klepnął podwyżkę 500+. Skąd weźmie pieniądze? To proste: ze sprzedaży wódki Polakom
Rząd przyjął we wtorek projekt ustawy podnoszącej świadczenie 500+ do 800 zł miesięcznie. Zmiany mają wejść w życie 1 stycznia 2024 roku. Dzisiaj, po tym jak program Rodzina 500+ osiem lat temu zmienił polską politykę, nie ma już odważnych, którzy stwierdzą, że nie stać nas na waloryzację świadczenia. Dlatego o pieniądzach raczej teraz nikt nie mówi, akcent sprytnie przesunięto na czas, w jakim zwiększenie kasy na jedno dziecko nastanie. O tym, skąd wziąć pieniądze, zawsze przecież można pomartwić się później.
Pieniądze na waloryzację 500+ – rozmowa na ten temat jest teraz wysoce ryzykowna. Albo można mówić, że to populizm w czystej postaci, a Polsce brakuje kasy nawet na poważną transformację energetyczną, ale wtedy trzeba raczej liczyć się z porażką przy urnach wyborczych. Można też mówić, że Polskę na tak wypasiony social stać i temat koniecznych wydatków budżetowych na ten cel po prostu pomijać. Taką taktykę przyjęli teraz politycy z jednej i drugiej strony. Kłócą się już nie o kasę a tylko o termin tej waloryzacji. O pieniądze będą martwić się potem, po wyborach. Ale nieśmiało podpowiadam, że ten strach ma jednak zdecydowanie za duże oczy. A po potrzebne dodatkowe miliardy złotych wystarczy się lekko schylić. Nie żartuję.
Wiem skąd wziąć brakujące 30 mld zł na 800+
Najpierw kilka twardych danych. Rozszerzone na pierwsze dziecko świadczenie Rodzina 500+ przeznaczone jest obecnie dla ok. 6,5 mln dzieci i kosztuje budżet państwa ok. 40,2 mld zł. Tymczasem realizacji wyborczego pomysłu PiS, który polega na podwyższeniu wartości tej zapomogi z 500 na 800 zł, ma kosztować prawie 70 mld zł. Brakuje jakieś 30 mld zł. Całkiem sporo, ale też nie na tyle dużo, żeby wszczynać alarm i sugerować, że ktoś chce nas struć kiełbasą wyborczą.
Skąd w takim razie wziąć te brakujące 30 mld zł? To proste ze sprzedaży alkoholu. Z raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) za 2021 r. wynika, że na jednego Polaka w wieku 15 lat i więcej rocznie przypada średnio 11,7 litra czystego alkoholu. To odpowiednik ok. 2,4 butelki wina lub 4,5 litra piwa co tydzień. Średnio raz w miesiącu upija się nawet 30 proc. Polaków powyżej 15. roku życia. Z kolei wśród młodszych, robi tak jeden na pięciu nastolatków.
Ta alkoholowa statystyka to też bardzo konkretne pieniądze
Polacy od zawsze dopingują budżet kraju wydatkami na alkohol. Tak było niezależnie od panującego ustroju. W 1948 r. wpływy ze sprzedaży alkoholu stanowiły 15 proc. wszystkich wpływów do budżetu. W 1975 r. było to ok. 12,5 proc., a w 1980 r. znowu ponad 14 proc. W 2020 r. Polacy w ciągu roku na alkohol łącznie wydali ok. 41 mld zł, a rok później jeszcze poprawili ten wynik na 45 mld zł. To więcej niż pochłania dzisiaj program Rodzina 500+, bez waloryzacji. W 2021 r. z kolei dochody budżetu państwa nie przekroczyły 495 mld zł, co oznacza, że wydatki na alkohol stanowiły 9 proc.
Czytaj też: Jak złożyć wniosek o 500+?
I tutaj też szukałbym tych brakujących 30 mld zł na zwiększenie świadczenia z 500 na 800 zł na jedno dziecko. Trudno przypuszczać, że Polacy nagle gremialnie przestaną pić alkohol. Nie odstraszyła ich od tego ani podwyżka akcyzy, która ma rosnąć o 5 proc. co roku do 2027 r., ani wprowadzenie opłaty cukrowej. Jeszcze we wrześniu 2021 r. za pół litra wódki o zawartości alkoholu 37–38 proc., trzeba było wydać raptem 19 zł. Teraz jest o co najmniej 5 zł drożej. Ale przecież bez problemu można sobie wyobrazić najtańszą półlitrówkę za nawet 30 zł. Że Polacy przejdą wtedy na sok porzeczkowy? Nie sądzę. A pieniądze na realizację wyborczych obietnic w ten sposób znajdą się bardzo szybko.
Małpki w odwrocie, czyli jedna jaskółka wiosny nie czyni
Ale może to jest kiepski plan? Przecież Witold Włodarczyk, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, skarży się w rozmowie z Rzeczpospolitą, że wolumen sprzedaży alkoholowych małpek (butelek wódki o pojemności do 200 ml) w latach 2020–2022 zmniejszył się o ponad 18 proc. Nieważne, że dane NielsenIQ, i tak na alkohol wydajemy coraz więcej pieniędzy.
Rosnąca inflacja, gwałtowny wzrost kosztów energii, surowców i opakowań szklanych oraz spowodowane tym zwiększenie nakładów na produkcję przyczyniły się do podniesienia cen - tłumaczy Włodarczyk.
Mniejsza sprzedaż małpek to być może tylko chwilowe zachwianie. W ciągu ostatnich dwóch dekad, jak wynika to z danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, spożycie alkoholu przez statystycznego Polaka wzrosło o ponad trzy litry do 9,7 litrów.
Jak widać, zwiększenie akcyzy i promocja spożycia to dobra inwestycja. Te pieniądze szybko przecież wrócą do budżetu (SARKAZM!).