REKLAMA

Producenci wódki i piwa płaczą, bo Polacy w końcu piją mniej. A od nowego roku będzie jeszcze drożej

W tym roku Polacy na alkohol wydadzą ponad 40 mld zł. To znowu więcej niż w 2020 r., a jednak producenci wódki i piwa płaczą. Dlaczego? Bo wzrost wydatków wynika głównie z tego, że alkohol jest coraz droższy. I trochę z tego, że rosną inne kategorie alkoholi, ale wódki i piwa Polacy kupują jednak mniej niż rok wcześnie. A będzie pewnie jeszcze gorzej. I bardzo dobrze! Może w końcu nauczymy się, że dostępność wódki na stacji benzynowej to nie prawo człowieka.

ceny alkoholu inflacja
REKLAMA

Jak wynika z danych firmy NielsenIQ, o których pisze „Rzeczpospolita”, w ciągu roku – od października 2020 r. do października 2021 r. rynek alkoholu w Polsce skurczył się o 3 proc., biorąc pod uwagę ilość, a nie wartość sprzedaży. Głównymi winnymi tego spadku są piwo i wódka, którym sprzedaż ilościowo spadła o 4 proc.

REKLAMA

Dane sprzedaży za dziesięć miesięcy roku są mało optymistyczne dla branży mocnych alkoholi. Wielkość sprzedaży spadła o niemal 4 proc. w stosunku do pandemicznego roku 2020, w którym Polacy bynajmniej nie wypili więcej niż w poprzednich latach

– mówi Krzysztof Kouyoumdjian, rzecznik CEDC, producenta m.in. marki Żubrówka.

Zatrzymałabym się tu na chwilę, bo rzecznik wspomina o branży mocnych alkoholi, ale przecież chodzi mu o wódkę, bo sprzedaż whisky i wina akurat rośnie. I biorąc pod uwagę kulturę picia w Polsce, mnie taka tendencja akurat cieszy. No bo czy znacie kogoś, kto delektuje się wódką? Ja nie. Wódką ludzie się raczej upijają, a to z kulturą picia ma niewiele wspólnego.

Taka kultura picia w Polsce, która zresztą, jak widać, się zmienia, winna jest temu, że w przeciwieństwie do wielu innych krajów, w Polsce nie można napić się ani piwa, ani wina na ulicy czy w parku, robiąc sobie piknik w niedzielne popołudnie. Bo nauczyliśmy się, że alkohol to zło i demoralizuje. No cóż, jak służy do upicia się w bramie, to pewnie racja.

Wracając do rzeczy, branża spirytusowa leje łzy, bo w przyszłym roku znowu wiatr w oczy – wzrośnie akcyza na alkohol, i jak pisaliśmy niedawno w Bizblogu, od nowego roku za najtańsze pół litra zapłacimy o jedną czwartą więcej. A to nie koniec, bo plan na podwyżki akcyzy jest już klepnięty na kolejne pięć lat. Nic dziwnego, że producenci walczą o swoje. Najpierw weszli na wojenną ścieżkę między sobą – piwo kontra wódka, a teraz zaczynają straszyć fiskusa.

Spodziewam się mocnego powrotu czarnego rynku obrotu alkoholem, który stanie się atrakcyjny ekonomicznie. Już na bazarze można kupić 1 l spirytusu za 25 zł. To mniej więcej cena 0,5 l wódki z segmentu economy w sklepach. Straci na tym Skarb Państwa z tytułu nieodprowadzonej akcyzy, VAT i innych podatków, a co najważniejsze, nielegalny alkohol jest niebezpieczny dla zdrowia i życia

– mówi Ryszard Woronowicz, rzecznik Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.

Łzy leją też producenci piwa. 

W pierwszych trzech kwartałach produkcja i sprzedaż piwa zmniejszyła się o ok. 5 proc. Szacujemy, że łącznie rynek piwa zmniejszył się już o ok. 3,5 mln hl w stosunku do 2018 r. Piwo jest spośród napojów alkoholowych najbardziej wrażliwe cenowo, a coraz wyższa inflacja powoduje spadek siły zakupowej konsumentów i konieczność ograniczania różnych wydatków, np. używek, wyjść do restauracji itp.

– mówi Bartłomiej Morzycki, dyrektor generalny Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego – Browary Polskie.

Skoro inflacja i tak daje się we znaki, czy to powód, by akcyzy nie zwiększać? Najmniejszy!

W Polsce powinien zostać tylko co piąty punkt sprzedaży alkoholu

Kilka ciekawych argumentów dawał dwa lata temu wieloletni prezes Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych Krzysztof Brzózka w wywiadzie z Grzegorzem Sroczyńskim. Gotowi?

Po pierwsze:

Biznes alkoholowy wydał mnóstwo pieniędzy, żebyśmy obecność flaszki wódki na każdej stacji benzynowej traktowali niemal jak element praw człowieka. Polacy na puncie dostępności wódki mają podobnego fioła jak Amerykanie na punkcie dostępności broni

– mówił Brzózka

Po drugie:

Jeśli wziąć międzynarodowe standardy zdrowia publicznego, to w Polsce powinien zostać co piąty punkt sprzedaży alkoholu. To nie jest normalna sytuacja, że w samej Bydgoszczy jest więcej punktów sprzedaży niż w całej Norwegii

- twierdził były szef PARPA.

Po trzecie:

Alkohol jest w Polsce za tani. I wciąż tanieje. Jeśli porównać rok 2001 i 2016, to możemy kupić dwa razy więcej wódki, bo zwiększyły się płace. Tymczasem alkohol powinien drożeć razem ze wzrostem siły nabywczej obywateli

- to znów Brzózka.

Po czwarte: według kalkulacji PARPA z początku 2020 r. społeczno-ekonomiczne koszty nadużywania alkoholu w Polsce to ok. 31 mld zł rocznie. Tymczasem wpływy z akcyzy na alkohol w 2020 r. to zaledwie 13,5 mld zł

I po piąte: według raportu „Health at a Glance, 2021” cytowanego niedawno przez OKO.press, w 2009 r. W Polsce wypijaliśmy 10,5 litra  czystego alkoholu na głowę rocznie. Dekadę później spożycie wzrosło o 0,5 litra, a w tym samym czasie, średnia konsumpcja w krajach OECD spadła z 9,1 na 8,7 litra na głowę.

REKLAMA

I po szóste: liczba zgonów związanych bezpośrednio ze spożywaniem alkoholu wśród mężczyzn wzrosła w Polsce z 3 256 w roku 2002 do 7 604 w roku 2017. Wśród kobiet wzrost ten był jeszcze bardziej widoczny - liczba kobiet, które zmarły z powodu marskości wątroby zwiększyła się w Polsce między 2002 a 2017 rokiem aż siedmiokrotnie.

Nie będę płakać razem z branżą spirytusową. Z browarniczą też nie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA