Czy Polsce grozi blackout?
Niestety, ale w ostatnich latach nawet energetyka stała się zakładnikiem polityki. Dlatego w sprawie ewentualnego blackoutu w Polsce najlepiej wsłuchiwać się w głos tych, którzy po prostu znają się na rzeczy. Bo reprezentanci partii rozgrywają ten temat wyłącznie dla swoich korzyści politycznych.

Temat blackoutu i ewentualnych przerw w dostawach prądu jest z nami co najmniej od czasu, kiedy UE zaczęła wdrażać neutralność klimatyczną. Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) już 31 lipca 2018 r. ogłosiły „wystąpienie zagrożenia bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej” dla części województwa wielkopolskiego i łódzkiego. Potem blackout okazał się znakomitym straszakiem dla przeciwników polityki klimatycznej UE i w ten sposób temat przerw w dostawach energii zagościł na stałe w naszych kampaniach wyborczych. I kiedy wydawało się, że temat nieco przycichł, poważne niedobory prądu nawiedziły Półwysep Iberyjski. I zaczęło się od nowa.
W obliczu niedawnych blackoutów oraz niepewności towarzyszącej sezonowi letniemu ochrona Obywateli i zapewnienie stabilnych dostaw energii muszą być absolutnym priorytetem państwa. W czasach dynamicznych procesów dekarbonizacji i transformacji energetycznej apelujemy o odpowiedzialność i rozsądek – transformacja nie może odbywać się kosztem bezpieczeństwa energetycznego i społecznego - takie stanowisko zajęła Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa (GIPH), która namawiała Prezydenta Polski do zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego w tej sprawie.
Blackout w Polsce na usługach populizmu
Coś faktycznie jest na rzeczy, bo z raportu pt. „Informacja na temat planów inwestycyjnych w nowe moce wytwórcze w latach 2020–2034” Urzędu Regulacji Energetyki (URE) wynika, że w tym czasie z eksploatacji ma być wyłączone 18,8 GW mocy. Przedsiębiorstwa energetyczne chcą oddać do użytku łącznie ok. 14,2 GW nowych mocy. A to oznacza ubytek na poziomie 4,6 GW. Głównym pokarmem dla blackoutu w Polsce jest jednak populizm.
Blackout w Polsce, przy bezkrytycznej realizacji polityki kreowanej przez organy Unii Europejskiej, to tylko kwestia czasu - przekonywał w maju Janusz Olszowski, prezes GIPH, który uważa, że utrzymanie węgla jako wiodącego elementu krajowego miksu energetycznego jest niezbędnym zabezpieczeniem interesu narodowego.
Dlatego ewentualne przerwy w dostawach prądu stanęły na czerwcowej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, podczas której prezydent Polski Andrzej Duda kolejny raz mówił o działaniach, dzięki którym u nas nie dojdzie do sytuacji, jaka ostatnio nawiedziła Hiszpanie i Portugalię.
Więcej o blackoucie przeczytasz w Bizblogu:
Musimy spojrzeć krytycznie na nasz system energetyczny, ponieważ oczywisty jest wpływ odnawialnych źródeł energii na stabilność systemu oraz wytrzymałość sieci. Pojawia się pytanie, na ile odnawialne źródła - przy bardzo dużej produkcji energii elektrycznej - mogą stać się źródłem zaburzeń stabilności sieci - stwierdził w trakcie tych obrad prezydent Duda.
Przy okazji zwrócił uwagę na brak jednej, spójnej strategii energetycznej rządu. Z jednej strony są atomowe starania Ministerstwa Przemysłu, z drugiej presja Ministerstwa Klimatu i Środowiska na odnawialne źródła energii. A nad tym wszystkim dodatkowo unosi się, podpisana już w maju 2021 r., umowa społeczna z górnikami, która zakłada produkcję węgla jest przez niespełna ćwierć wieku. Tymczasem związkowcy nie od dziś kreślą jak najczarniejsze scenariusze.
Już w 2026 roku w naszym systemie zabraknie mocy, grożą nam wyłączenia prądu, czeka nas ciemność - straszy Jarosław Grzesik, przewodniczący Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność”.
OZE, czyli chłopak do bicia zawsze pod ręką
Może się wydawać, że przeciwnicy unijnej polityki klimatycznej i Europejskiego Zielonego Ładu, na blackout, który nawiedził Półwysep Iberyjski, tylko czekali. Pozwoliło im to przeprowadzić frontalny atak na OZE. Nieważne, że naukowcy już wcześniej ustalili relację między odnawialnymi źródłami a przerwami w dostawach prądu. Badacze z Uniwersytetu Tennessee, po analizie ponad dwóch tysięcy wielkoskalowych blackoutów oraz danych meteorologicznych z 278 miast w 48 amerykańskich stanach w latach 2001–2020, stwierdzili, że wzrost udziału OZE wcale nie zwiększa ryzyka blackoutu. Co więcej: częstotliwość przerw w dostawie prądu maleje wraz ze wzrostem penetracji odnawialnych źródeł energii. Czyli im większy jest udział OZE w sieci, tym mniej odnawialnych źródeł energii przyczynia się do przerw w dostawie prądu.
Wyniki naszych badań przyczyniają się do debaty na temat integracji OZE i bezpieczeństwa systemu energetycznego, oferują wskazówki dotyczące badania odporności systemu energetycznego i stanowią punkt odniesienia dla ambitnych celów OZE o wysokiej penetracji w przyszłości - czytamy w artykule poświęconemu tym badanim, który opublikowano na stronach Nature Energy.
Okazuje się, że wbrew podejmowanej cały czas często w Polsce narracji, OZE nie miały też nic wspólnego z ostatnim blackoutem, który nawiedził Półwysep Iberyjski. Szukając przyczyn tej awarii bardziej słuszne jest wskazywanie na konieczność modernizacji infrastruktury i dostosowania jej do zmieniających się warunków energetycznych.
Kluczowa lekcja jest taka, że zapewnienie stabilności, niezawodności i odporności sieci zdominowanej przez zmienne źródła energii odnawialnej wymaga czegoś więcej niż tylko zwiększenia liczby paneli słonecznych i turbin wiatrowych. Technologie te powinny być wspierane przez sieć specjalnie zaprojektowaną tak, aby uwzględniała ich cechy i zmienność - twierdzi Raul Bajo Buenestado, spec od ekonomii energetycznej.
Właśnie w tym kierunku zmierza przyjęte w tym tygodniu przez rząd hiszpański prawo, które ma ułatwić lepszą integrację odnawialnych źródeł energii. Regulacje umożliwiają elektrowniom wiatrowym i słonecznym udział w kontroli napięcia sieci i tworzeniu kopii zapasowych systemu energetycznego.
Przerwy dostaw prądu w Polsce? Ekspert wyjaśnia
Niestety, obecnie energetyka, podobnie jak wiele innych dziedzin naszego życia, stała się zakładnikiem coraz bardziej kłamliwej i populistycznej polityki. Dlatego tym lepiej wsłuchiwać się w głos samych ekspertów. Ci zaś o możliwym blackoucie w Polsce mówią dosyć jednoznacznie.
Obecnie nie grozi nam blackout, choć stan krajowego systemu elektroenergetycznego nie jest wciąż optymalny - twierdzi w rozmowie z Bizblog.pl Jędrzej Wójcik, Koordynator Programu Elektroenergetyka w Forum Energii.
Jednocześnie Wójcik przypomina, że wciąż część elektrowni konwencjonalnych (węglowych, gazowych i wodnych) w Polsce wykorzystuje chłodzenie wodą w obiegu otwartym (czyli z rzeki lub jeziora), co czyni je wrażliwymi na suszę i wysokie temperatury. I trzeba pamiętać, że niski poziom wód lub zbyt wysoka ich temperatura mogą sprawić, że jednostki te nie będą pracowały z pełną mocą, a w skrajnych przypadkach – nogą nawet przestaną stanąć.
Taka sytuacja miała miejsce chociażby w sierpniu 2015 r., kiedy ograniczenia dotknęły m.in. elektrowni w Kozienicach i Połańcu, co doprowadziło do wprowadzenia przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne tzw. stopni zasilania, czyli ograniczeń dostaw prądu dla przemysłu - wspomina analityk z Forum Energii.
Tylko, że w ciągu tych ostatnich 10 lat nasz system elektroenergetyczny bardzo się zmienił. Jeszcze latem 2015 r. dostępnych było zaledwie 100 MW mocy zainstalowanej w fotowoltaice. Dekadę później, czyli latem 2024 r., w krajowym systemie elektroenergetycznym zainstalowanych było 20 tys. MW tych instalacji - czyli 230 razy więcej. Z kolei w sierpniu 2015 r. zapotrzebowanie na moc elektrowni konwencjonalnych w środku dnia wynosiło średnio ok. 18 GW. W ubiegłym roku wartość ta wynosiła już tylko 10,5 GW, ponieważ istotną część generacji w tym czasie przejęły farmy fotowoltaiczne.
Rozwój fotowoltaiki w Polsce jednak nie zwalnia. Od sierpnia ubiegłego roku przybyło kolejnych około 3 GW nowych mocy. Oznacza to, że sytuacja sprzed 10 lat nie powinna się powtórzyć - obecny poziom mocy osiągalnej z instalacji PV znacząco zmniejsza obciążenie, jakie w warunkach suszy wcześniej spoczywało na jednostkach konwencjonalnych - zaznacza Jędrzej Wójcik.
Musimy uważać na niską elastyczność systemu
Czy w takim razie blackout w Polsce jest niemożliwy? To nie do końca prawda. Jak tłumaczy ekspert z Forum Energii: obecnie to nie niedobór mocy jest największym zagrożeniem, ale niska elastyczność systemu elektroenergetycznego – rozumiana jako ograniczona zdolność do szybkiego dostosowywania poziomu generacji do zmiennych zapotrzebowania i produkcji energii elektrycznej z pogodozależnych źródeł OZE, takich jak fotowoltaika czy wiatr.
System wciąż w dużej mierze opiera się na starych blokach węglowych, które charakteryzują się długim czasem rozruchu i ograniczoną zdolnością do regulacji mocy - zwraca uwagę Wójcik.
Szczególne wyzwanie, jak przekonuje analityk z Forum Energii, stanowić ma wieczorny szczyt zapotrzebowania, czyli wtedy, kiedy produkcja z fotowoltaiki gwałtownie spada, a zapotrzebowanie na energię rośnie, zwiększając presję na jednostki konwencjonalne. Problem niskiej elastyczności systemu uwidacznia się m.in. w wysokiej cenie energii w godzinach szczytowego zapotrzebowania – nawet 2–3 razy wyższej niż średnia – oraz w rosnącej skali ograniczeń produkcji z OZE. Już w połowie czerwca 2025 r. poziom tych ograniczeń niemal zrównał się z całorocznym poziomem z zeszłego roku. Jaka jest recepta na tę chorobę?
Aby system działał stabilnie i efektywnie kosztowo, potrzebne są szeroko zakrojone inwestycje – w bateryjne magazyny energii, elastyczne jednostki gazowe do bilansowania, a także w efektywność energetyczną budynków, pompy ciepła i magazyny ciepła. Pozwoli to lepiej wykorzystać tanią energię z OZE i wesprzeć bilansowanie systemu, ograniczając ryzyko zakłóceń i obniżając koszty dla odbiorców - nie ma żadnych wątpliwości Jędrzej Wójcik.