Zerowy PIT nie cieszy się zbyt dobrą opinią od samego początku. Trudno się temu dziwić – idea całkowitego zwolnienia z podatku jednej grupy opłacona podatkami ściągniętymi z innej, nie mogła wzbudzić powszechnej aprobaty. A teraz doszły jeszcze ostrzeżenia, że zerowy PIT może być użyty jako narzędzie do oszukania skarbówki.
Nawet 16 tys. zł rocznie może zarobić firma, która będzie zawierać fikcyjne umowy z młodymi pracownikami – donosi "Rzeczpospolita".
Dziennik wyjaśnia, że przedsiębiorca może podpisać fikcyjną umowę zlecenia np. ze studentem i wpisać do niej kwotę, która mieści się w jego limicie rocznych przychodów zwolnionych od podatku (czyli 85 528 zł). Następnie zaradny biznesmen dolicza umowę do kosztów prowadzonej działalności.
Pod stołem
Jaką korzyść ma z tego student? Przedsiębiorca dzieli się z nim oszczędnościami, dając mu pod stołem kilka tysięcy złotych.
Za takie pieniądze niejeden student podpisze wszystkie papiery potrzebne do stworzenia fikcji zatrudnienia na zleceniu – tłumaczy gazecie jeden z księgowych.
Na pierwszy rzut oka procedura wygląda jak raj dla januszy biznesu. Prosty myk zapewnia ponad tysiąc złotych zarobku miesięcznie. A jeżeli zatrudni armię studentów, oszczędności będą dużo większe.
Praktycznie, to jednak trudne do wyobrażenia. Na takie ryzyko mogliby się skusić głównie biedaprzedsiębiorcy, u których najwyższe płace nie przekraczają 4-5 tys. zł brutto.
I teraz wyobraźmy sobie, że nagła taka firma zatrudnia kilku studentów. Każdy na dzień dobry dostaje w granicach 8 tys. Dziwne? Nawet bardzo.
Czekając na pierwszą wizytę fiskusa
Tak samo mogą sobie pomyśleć pracownicy skarbówki. A przecież możemy sobie wyobrazić, że w związku z wejściem w życie zerowego PIT-u dla młodych, zostaną wyczuleni na kwestie związane z próbą nadużywania nowych przepisów.
Biorąc pod uwagę potencjalne korzyści i ryzyko, rozsądniej byłoby już zielone pole na ruletce, oznaczone numerem 0. Szanse na powodzenie podobne, ale przy okazji nie łamie się prawa.