REKLAMA

Zakaz handlu w niedzielę. Biedronka nabroiła, oberwą Żabki, a ty zapomnij o zakupach w dzień święty

Rząd stracił najwyraźniej cierpliwość do zagrywek sieci handlowych i mówi: Basta! Teraz będziemy kontrolować was cały czas i bez cienia litości. Głównym sprawcą tego harmidru jest oczywiście Biedronka, która miała zamiar przerobić swoje placówki na czytelnie i udawać, że klienci przychodzą do niej wypożyczać książki. Teraz oberwie się wszystkim, którzy otwierają swoje sklepy w niehandlowe niedziele. Z Żabkami na czele.

Zakaz handlu w niedzielę. Biedronka nabroiła, oberwą Żabki, a ty zapomnij o zakupach w dzień święty
REKLAMA

Gdy Biedronka zaczęła wstawiać do sklepów standy z książkami i zmieniła w aplikacji godziny otwarcia sklepów w niedziele, wydawało się, że mamy do czynienia z kolejną kapitulacją państwa. Gdyby Jeronimo Martins nie wycofało się z pomysłu w ostatniej chwili, do omijania przepisów o zakazie handlu w niedziele niechybnie dołączyłyby kolejne duże sieci i całe uszczelnianie prawa poszłoby na marne.

REKLAMA

Nieoczekiwanie wajcha poszła w drugą stronę. Już w pierwszą zapowiadaną przez Biedronkę niedzielę w miasto ruszyli inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy. Odbili się od zamkniętych drzwi, bo dyskont wystraszył się strajku pracowników i zrezygnował ze swoich planów. Państwo dało wtedy pierwszy sygnał, że nie zamierza biernie przyglądać się, jak czytelnie stają się nowymi placówkami pocztowymi.

Tym razem zakaz handlu ma obowiązywać na poważnie

Świadczą o tym dobitnie słowa minister pracy i polityki społecznej. Marlena Maląg na spotkaniu z przedstawicielami handlowej Solidarności miała według relacji związkowców zapewniać, że sklepy, które raz zostały przyłapane na łamaniu prawa będą kontrolowane wielokrotnie. Za uporczywe łamanie przepisów może im grozić nawet milion złotych kary.

Szefowa resortu pracy zadeklarowała też, że wystąpi do PIP z wnioskiem o zwiększenie liczby kontroli.

No i trzeba przyznać, że robi się ciekawie. Biedronka ledwie zamarkowała otwarcie sklepów, a już zdążyła sprowadzić na całą branże lawinę. Do tej pory sieci handlowe kombinowały bowiem, jak ominąć zakaz w subtelny sposób.

Jeden sklep Intermarche urządził w środku poczekalnię dla pasażerów i przekonywał, że jest dworcem autobusowym. Marka Al. Capone wstawiła do wybranych placówek rakiety tenisowe i chciała uchodzić za wypożyczalnię sprzętu sportowego. Carrefour położył obok żelków książki, reklamując się jako klub czytelnika. Były to jednak pojedyncze inicjatywy.

Jeronimo Martins chciało działać masowo

Już w pierwszym rzucie otwarcie zapowiadały setki sklepów. Mam wrażenie, że teraz ten pomysł może umrzeć na dobre. Rozmach PIP pokazała, odwiedzając 7 sierpnia ponad 250 Biedronek. Inspektorzy udowodnili, że koncentrując się na jednej sieci, są w stanie skontrolować niemały odsetek sklepów.

REKLAMA

Biedronka taktycznie zamilkła i pewnie czeka na rozwój wydarzeń. Wiele wskazuje, że będzie wyglądał on następująco: inspektorzy ruszą w miasto sprawdzać, czy sklepy otwarte w niedziele nie łamią przepisów. Wejdą do placówek należących do dużych sieci, które kombinują jak powyżej, ale też do drobnych sklepikarzy korzystających z wyjątku, jakim jest sytuacja, w której właściciel staje za ladą.

Z takiego myku korzystają na przykład franczyzobiorcy Żabki. Czy rzeczywiście wszyscy z nich obsługują klientów samodzielnie albo wyłącznie z pomocą rodziny? To się okaże. Strzelam za to, że Biedronce podziękują wszyscy franczyzobiorcy, bo jakby nie patrzeć wizyty panów z PIP mogą być w najbliższym czasie częste, upierdliwe i dość stresogenne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA