Wygląda na to, że wakacje kredytowe mogą dotyczyć też frankowiczów. I jest to bardzo dziwne
Pół Polski i cały rynek finansowy w naszym kraju żyje ostatnio projektami zmian przygotowanych przez rząd, które wprowadzają różne formy pomocy dla kredytobiorców, którzy przeżywają domniemane cierpienia w związku ze wzrostem rat kredytowych. Najważniejszą zmianą, bo obiecującą największą ulgę finansową, jest pomysł wakacji kredytowych. Wygląda na to, że posiadacze kredytów frankowych też będą mogli się na nie załapać, choć w Szwajcarii stopy procentowe nie rosną.
Zgodnie z wielokrotnymi zapowiedziami rządu wakacje kredytowe mają być zarezerwowane dla posiadaczy kredytów hipotecznych, których raty gwałtownie rosną. Jest więc to w założeniu rozwiązane niedostępne dla posiadaczy tak zwanych kredytów frankowych – to zupełnie logiczne, ponieważ w Szwajcarii stopy procentowe nie rosną, tak więc raty kredytów oprocentowanych po szwajcarsku też nie rosną. To znaczy, oczywiście mogą rosnąć albo spadać w zależności od tego, co się dzieje z kursem franka, ale to zupełnie inna historia. W kontekście planowanych wakacji kredytowych kluczowe jest to, że nie rośnie oprocentowanie tych kredytów.
A jednak jeden z zapisów w projekcie ustawy (chodzi o artykuł 77) brzmi tak: Na wniosek konsumenta […] kredytodawca […] zawiesza wykonanie umowy o kredyt hipoteczny w rozumieniu ustawy zmienianej w art. 66, udzielony w walucie polskiej.
Czy to nie wyklucza kredytów frankowych, skoro mowa jest o walucie polskiej? No właśnie nie, ponieważ o ile mi wiadomo w zdecydowanej większości przypadków „kredyty frankowe” to tak naprawdę kredyty w złotych, tyle że dodatkowo wyposażone w klauzule indeksacyjne, czy też waloryzacyjne, które powodują, że wysokość rat zależy od kursu franka. Ale to nie zmienia faktu, że kwota kredytu na takiej umowie jest zazwyczaj określona w złotych, jest to więc kredyt udzielony w walucie polskiej. Ekonomicznie jest to raczej bez znaczenia, bo późniejsze spłaty rat i tak zależą od kursu franka, ale w przypadku prawa i konkretnej ustawy ma to znaczenie zasadnicze.
To, że kredyt frankowy jest tak naprawdę w walucie polskiej, jest zresztą logiczne – gdyby nie był w walucie polskiej, banki nie potrzebowałyby w umowach kredytowych dodatkowych klauzul służących do opisu sposobów przeliczenia, indeksowania, czy też waloryzowania, które swoją drogą okazały się abuzywne i przez nie kredyty te często są unieważniane w sądach, przyczyniając się do potężnych strat po stronie banków. Potrzeba przeliczania wynika właśnie z tego, że walutą kredytu jest tak naprawdę złoty.
Znikający zapis
Ciekawa jest zmiana, jakiej dokonano w projekcie ustawy dotyczącej wakacji kredytowych. Na etapie prac rządowych wspomniany wyżej artykuł brzmiał nieco inaczej (i miał inny numer). Wtedy wyglądało to tak: Na wniosek konsumenta […] kredytodawca […] zawiesza wykonanie umowy o kredyt hipoteczny niebędący kredytem walutowym w rozumieniu ustawy zmienianej w art. 66.
Tutaj zamiast „kredytu udzielonego w walucie polskiej” mamy „kredyt niebędący kredytem walutowym”. Tego zapisu już nie ma. Nie wiemy, dlaczego zniknął, ale mam tu pewną mało sensacyjną teorię. W obydwu wariantach artykuł odnosi się do „ustawy zmienianej w art.66”. Jest nią ustawa o kredycie hipotecznym z 2017 roku. Otóż w całej tej ustawie nie ma definicji kredytu walutowego. Trudno więc orzec co oznacza „kredyt walutowy” w rozumieniu tej właśnie ustawy. Prawdopodobnie to nic nie oznacza. Stąd wcześniejszy zapis mógł prowadzić na prawne manowce. Z pewnością jednak jego zaletą było znacznie lepsze wykrystalizowanie intencji rządu – od razu było widać, że tu nie ma chodzić o kredyty walutowe. Sęk w tym, że „kredyt walutowy” to nazwa bardziej potoczna, znana, często używana, ale bez definicji w prawie. A przynajmniej w tej konkretnie wskazanej ustawie. Być może gdzieś w innym miejsce polskiego prawodawstwa taka definicja istnieje, może istnieje w jakimś wyroku jakiegoś sądu, ale przepisy o wakacjach kredytowych odnoszą się tylko do ustawy o kredycie hipotecznym, gdzie tej definicji nie ma.
Próba wykluczenia frankowiczów
Pewnie dlatego wpisano w projekt „kredyt udzielony w walucie polskiej”. Tyle, że akurat taki zapis nie wystarczy moim zdaniem do tego, aby wyeliminować z dostępu do wakacji frankowiczów.
W tym kontekście bardzo ciekawie brzmi też zapis o tym, jak w ogóle na te wakacje się zapisać. Okazuje się, że wymagana jest do tego aktywność tylko po naszej stronie, a bank nie ma tu nic do powiedzenia. Artykuł 77, pkt. 7 wygląda tak: Z dniem doręczenia kredytodawcy wniosku, wykonanie umowy zostaje zawieszone, na okres w nim wskazany.
Czyli wysyłamy wniosek, najlepiej przez bankowość elektroniczną, klepiemy enter i gotowe. Bank wprawdzie ma nam to wszystko potwierdzić ze swojej strony, ale w tym samym artykule niżej jest napisane, że „brak potwierdzenia nie wpływa na rozpoczęcie zawieszenia wykonania umowy”. Chociaż warto też zauważyć, że w projekcie nie ma ani słowa o sytuacji, w której bank uzna, że nie ma żadnych wakacji (na przykład dlatego, że to kredyt frankowy) i zamiast uznać brak raty z naszej strony, zacznie nam naliczać odsetki za zwłokę. Wtedy pewnie ze sprawą będzie można pójść do sądu i wygrać, ale oczywiście dopiero po trzech, czy pięciu latach.
I tak trzeba zapłacić
Pozostaje też do rozstrzygnięcia kwestia tego, czy w ogóle warto z tych wakacji kredytowych korzystać. W przypadku kredytów w złotych można mieć nadzieje na to, że za parę lat stopy procentowe znów spadną, a dziś są na wyjątkowo wysokim poziomie. Przeczekanie więc akurat tego okresu może mieć sens. Raty, których teraz nie zapłacimy, nie znikną – i tak trzeba będzie je kiedyś uiścić, ale można mieć uzasadnioną nadzieję, że wtedy oprocentowanie będzie znowu niższe, więc i raty będą mniejsze.
W przypadku kredytów frankowych ten czynnik nie występuje, bo oprocentowanie wciąż jest rekordowo małe, a nie da się wykluczyć, że za kilka, czy dziesięć lat będzie już wyższe. Kurs franka też może przecież dalej rosnąć, w tym kontekście sytuacja jest nieprzewidywalna. Tutaj więc chyba większy sens miałoby szybsze spłacanie kredytu niż odsuwanie niektórych rat na później (pomijam tu wątek pójścia do sądu i unieważnienia kredytu w CHF, żeby nie mieszać tematów, bo to zupełnie osobna sprawa). Wakacje kredytowe dla frankowiczów, nawet jeśli będą dostępne, to niekoniecznie muszą mieć z ich punktu widzenia dużo sensu.
Nie zmienia to faktu, że głęboka rozbieżność pomiędzy tym, co rząd zamierzał osiągnąć, a tym, co zapisał w projekcie ustawy, istnieje. Można ją zapewne skorygować w trakcie prac w Sejmie, na przykład zapisując, że ustawa nie dotyczy kredytów denominowanych, lub waloryzowanych kursami walut obcych. Ale kto wie, być może posłowie, wśród których nie brakuje frankowiczów, postanowią pozostawić sobie i innym taką interesującą furtkę. W każdym razie, jak to mówią na komendach rejonowych: „sprawa jest rozwojowa”.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.