REKLAMA

Czesi szydzą ze starań Polski. Z hukiem wraca sprawa Turowa

Po dwóch latach od podpisania czesko-polskiej umowy w sprawie kopalni Turów w Warszawie może panować przekonanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tymczasem w Pradze uważają, że jest odwrotnie. Nasi południowi sąsiedzi otwarcie kpią z podpisanego porozumienia w lutym 2022 r. I wskazują, że odkrywka po polskiej stronie granicy w dalszym ciągu wypłukuje im wody gruntowe i niszczy domy.

Turow-wyzszy-poziom-wod-gruntowych
REKLAMA

Na początku lutego 2022 r. rząd Mateusza Morawieckiego musiał zjeść kolejną żabę. Wcześniej słyszeliśmy zapewnienia, że pretensje Czechów do działalności kopalni Turów są wyssane z palca i o żadnym odszkodowaniu nie może być mowy. Potem było już gorzej, bo Praga widząc nonszalanckie podejście Warszawy, skierowała skargę do TSUE i zaczęło robić się coraz bardziej nieprzyjemnie. Z tego powodu zmieniło się szefostwo Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które już pod rządami Anny Moskwy zaczęło się z naszymi południowymi sąsiadami układać. I chociaż krzyku po polskiej stronie było co nie miara, to skończyło się tak, jak tego od początku chcieli Czesi. Wypłaciliśmy im w sumie 45 mln euro rekompensaty (z czego 10 mln euro trafiło do kraju libereckiego), zobowiązaliśmy się do budowy bariery i wału podziemnego. I teraz po dwóch latach w Polsce najchętniej o tym całym zamieszaniu wokół kopalni Turów chcielibyśmy zapomnieć. Ale nie Czesi. 

REKLAMA

Od czasu sfinalizowania bezwartościowej umowy dwa lata temu rząd nie zajął się bieżącymi problemami nękającymi sąsiednie społeczności w regionie. Dla osób mieszkających w pobliżu kopalni życie po zawarciu umowy pozostaje tak samo trudne jak wcześniej - nie ma wątpliwości Nikol Krejcova, działaczka czeskiego Greenpeace.

Kopalnia Turów dalej ma niszczyć czeskie i niemieckie domy

Z okazji dwuletniej rocznicy podpisania porozumienia z Polską w sprawie kopalni Turów działacze na rzecz ochrony środowiska zorganizowali protest przed rezydencją premiera Czech Petra Fiali. Szef czeskiego rządu przy tej okazji otrzymał fotoksiążkę „3 kilometry od beznadziei”, przedstawiającą ludzi mieszkających w pobliżu kopalni, jako wizualne przypomnienie, w jaki sposób sąsiedztwo polskiej odkrywki odbija się na ich codziennym życiu.

Pomimo zobowiązań zawartych w porozumieniu czesko-polskim Turów w dalszym ciągu wyczerpuje zasoby wody i powoduje rozległe zniszczenia w domach ludzi wzdłuż czeskiej granicy - twierdzi Nikol Krejcova.

Więcej o Turowie przeczytasz na Spider’s Web:

W podobnym tonie wypowiadają się też Niemcy z Zittau. Tamtejsze samorządy skierowały sprawę do sądu. Twierdzą, że miasto może opaść nawet o metr, o ile dalej będzie kontynuowane wydobycie odkrywkowe wzdłuż Nysy.

Dalsza działalność kopalni bez ważnej licencji stopniowo pogłębia niekorzystne skutki dla ludzi po niemieckiej stronie granicy w miastach takich jak Zittau. Mieszkańcy odczuwają pęknięcia w swoich domach i czują się bezsilni w obliczu lekceważenia lokalnych społeczności przez PGE - przekonuje prof. dr Felix Ekardt, przewodniczący zarządu niemieckiej organizacji ochrony środowiska i przyrody BUND Sachsen.

Trzeba opracować plan zamknięcia kopalni?

Do tej pory Polska nie chciała słyszeć o żadnych planach zamykania kopalni Turów. Cały czas stoimy na stanowisku, że taki scenariusz oznaczałby dziurę energetyczną na poziomie 7 proc. Kompleks daje prąd ok. 3 mln gospodarstw domowych. Jego brak mocno zachwiałby polskim systemem energetycznym. Ale aktywiści klimatyczni są innego zdania i przypominają przy okazji, że w całej Europie węgiel ulega nieodwracalnemu upadkowi.

Brak planu przejściowego to kolejny cios dla regionu Turowa. Szybkie działanie jest niezbędne, aby dostosować się do szerszej europejskiej trajektorii dekarbonizacji i zapobiec regionalnemu spadkowi – uważa Michał Zabłocki, działacz w Beyond Fossil Fuels.

REKLAMA

Najbardziej ma pokutować to, że do tej pory nie ma żadnej konkretnej strategii energetycznej, tak dla samego Turowa, jak i dla całego regionu.

Nieopracowanie planu zamknięcia kopalni jest nie tylko szkodliwe dla dobrostanu mieszkańców stojących w obliczu zniszczeń mieszkaniowych i wyczerpania zasobów wody; utrudnia także regionalną odnowę gospodarczą, wykluczając ten obszar z dostępu do wielomiliardowego unijnego funduszu na rzecz sprawiedliwej transformacji – mówi Radosław Gawlik, prezes Stowarzyszenia EKO-UNIA.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA