TSUE rozjechał polskie banki. To dla nich najgorszy dzień od wielu lat. Złotówkowicze też już pewnie płaczą
Europejski trybunał stanął jednoznacznie po stronie frankowiczów i mówi: bankom nie należy się żadne wynagrodzenie za to, że pożyczyły pieniądze na zakup mieszkania na podstawie nielegalnej umowy. Żadne! Bo nie pozwala na to europejskie prawo. Ha! Ale za to jakby frankowicz miał ochotę jeszcze czegoś dodatkowo żądać od banku, to śmiało, droga wolna. Dziś chyba nie tylko banki, ale i złotówkowicze wyrywają sobie włosy z głowy, że naiwni płacą bankom odsetki od pożyczonych pieniędzy, a nie musieliby, gdyby nie byli tacy grzeczni.
Frankowicze tryumfują, chociaż to jeszcze nie wyrok TSUE, a dopiero opinia Rzecznika Generalnego Trybunału, o którą TSUE poprosił w ubiegłym roku. Wyrok zapadnie dopiero za jakieś pół roku, ale prawda jest taka, że na 90 proc. będzie on właśnie taki, jak dzisiejsze stanowisko Rzecznika - historia pokazuje, że w 90 proc. przypadków właśnie tak jest.
I wszyscy to wiedzą, rynek też, bo WIG-Banki po opublikowaniu opinii Rzecznika Generalnego zaczął nurkowanie, choć wcale nie wyjechał do Egiptu na wakacje, więc to nic przyjemnego. Przed 10.48 w czwartek WIG-Banki był jeszcze na plusie, tu po 10.48 spadł o 2,7 proc. I to przy znacznie zwiększonych obrotach.
Czyżby inwestorzy się tego nie spodziewali? Ależ spodziewali się, że TSUE będzie prokonsumencki. Tylko że TSUE okazał się mega prokonsumencki.
Frankowicze otwierają szampana
Co dokładnie powiedział Rzecznik Generalny w Luksemburgu? Nie, bankom nie należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, jeśli sąd unieważni umowę kredytową, bo zawierała niedozwolone zapisy.
To oznacza, że frankowicze mieli przez lata darmowy kapitał na zakup mieszkań. A banki na lewych umowach sporo wtopiły. Bo przecież zamiast pożyczać kasę frankowiczom, mogły ją zainwestować gdzie indziej i zarabiać. A tak nie zarobiły nic i jeszcze straciły, bo kasę pracującą u frankowiczów zjadała im inflacja. Co z tego, że odzyskają, to, co pożyczyły, jak to jest dziś mniej warte? Dobrze, że dwucyfrową inflację mamy dopiero od niedawna, inaczej bankowcom wystarczyłoby tylko na waciki.
A frankowicze? Zrobili interes życia. Nie dość, że mieli pieniądze na zakup mieszkania za darmo, to jeszcze te ich mieszkania ostro w ciągu ostatnich kilkunastu lat zyskały na wartości.
Kredytobiorcy, którzy przestraszyli się ryzyka walutowego, teraz żałują
Nie tylko bankowcy, a wraz z nimi pewnie KNF, który jako jedyny przed TSUE trzymał stronę banków, przekonując, że to nie przystoi tak rozdawać pieniądze za darmo. Dla odmiany Komisja Europejska, polski rząd, Rzecznik Finansowy i Rzecznik Praw Obywatelskich trzymali stronę frankowiczów, uważając, że jak ktoś leciał w kulki, podsuwając nielegalne umowy, nie można dać mu jeszcze nagrody pocieszenia.
No dobra, te instytucje tak naprawdę analizując przepisy unijnej dyrektywy 93/13, uznały, że nie pozwala ona na wypłatę bankom wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Ale właściwie sprowadza się to do tego samego.
No ale włosy wyrywają sobie pewnie też złotówkowicze. Bo kto był ostrożny i bał się ryzyka walutowego, a mógł przecież wziąć kredyt we frankach zamiast w złotych, wyszedł dziś na frajera, bo ta ostrożność właśnie wyszła mu bokiem. Mógł mieć coś za darmo, ale okazja przeszła koło nosa.
To nie koniec prezentów dla frankowiczów
Rzecznik TSUE powiedział więcej: nie dość, że wynagrodzenie za korzystanie z kapitału nie należy się bankom, to może należeć się frankowiczom. Tu jednak rozstrzygnięcie będzie należało do polskich sądów.
Za co to wynagrodzenie? – zapytacie. Przecież to bank pożyczał pieniądze, a kredytobiorca z nich korzystał. Otóż mogło zdarzyć się również tak, że to bank korzystał z pieniędzy frankowicza.
Mowa o takich sytuacjach, w których raty z powodu wzrostu kursu frankach szwajcarskiego wzrosły tak bardzo i były płacone tak długo, że klient oddał banków znacznie więcej niż pożyczył. I to bank po unieważnieniu umowy musi mu oddać nadpłacone pieniądze. Ale tymi nadwyżkami przecież w międzyczasie mógł sobie obracać. Ha! No i tu wjeżdża Rzecznik TSUE mówiąc: kredytobiorca może iść do sądu się bić, żeby bank mu jeszcze za ten przetrzymywany kapitał zapłacił.
Głowa wybucha, co? I to nie tylko teoria, bo Arkadiusz Szcześniak - prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu - którego to właśnie sprawa sądowa trafiła do TSUE, już to nawet zrobił - pozwał swój bank o to, by zapłacił mu za to, że ten bez umowy korzystał z jego pieniędzy, przez to sam stracił okazję do korzystania z nich, a cała ta kasa w dodatku straciła w międzyczasie swoją siłę nabywczą.
Jak już pozbieracie resztki mózgu, który wybuchł, to zwróćcie jednak uwagę na to, jak Rzecznik TSUE argumentuje stanowisko: przedsiębiorca nie może czerpać korzyści z tego, że działał bezprawnie, to by oznaczało, że narzucanie konsumentom nieuczciwych warunków się bankowi opłaca. I to ma sens.
A że to może zagrozić stabilności sektora finansowego w Polsce i doprowadzić do wybuchu kryzysu w naszym kraju? To nie moja sprawa, ja mam dbać o konsumentów zgodnie z literą prawa. Tak mniej więcej mówi Rzecznik TSUE.
Ale będzie zabawa.