REKLAMA

Politycy mają prezent dla tysięcy frankowiczów z okazji wyroku TSUE: nowy 100-procentowy podatek

Zaczyna się ostra gra. Politycy i bankowcy naprawdę solidnie przestraszyli się wyroku TSUE, który zapadnie za pół roku, a już w czwartek Rzecznik Generalny TSUE zasugeruje, jaki on będzie. Jeśli będzie pozytywny dla kilkuset tysięcy frankowiczów, a tego należy się spodziewać, to może się skończyć porządnym kryzysem finansowym. Żeby tego uniknąć, politycy chcą zniechęcić frankowiczów do sądowych batalii. Proponują: jeśli wygrasz z bankiem w sądzie, zapłacisz 100 proc. podatku od wygranej.

frankowicze banki sąd
REKLAMA

Frankowicze wstrzymali oddech. Rzecznik Generalny TSUE w czwartek 16 lutego wyda opinię na temat tego, czy po unieważnieniu przez sąd umowy kredytowej bankom należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. To najbardziej drażliwa kwestia we frankowych sporach i najbardziej jak na razie niejasna. Kluczowa jednak nie tylko dla banków, ale być może dla całej polskiej gospodarki.

REKLAMA

Gdyby TSUE stanął jednoznacznie po stronie frankowiczów i uznał, że o żadnym wynagrodzeniu za korzystanie z kapitału nie może być mowy, to by oznaczało, że frankowicze przez lata mieli darmowe pieniądze.

Kredytobiorcy mogą zagrozić polskiej gospodarce

Nie o kwestie sprawiedliwości tu chodzi. Bo dla banków oznaczałoby to ogromne straty. „Puls Biznesu” pisze, że w efekcie zawiązania ogromnych rezerw na straty z kredytów frankowych kapitały banków tak by się skurczyły, że jeden bank miałby poważny problem z utrzymaniem stabilności, a kilka innych takim scenariuszem zagrożonych. Banki utraciłyby możliwość kredytowania gospodarki, a to skończyłoby się kryzysem finansowym.

Stawka jest duża. I ten scenariusz naprawdę może się zmaterializować, bo TSUE prezentuje od dawna mocno prokonsumencką postawę. To zresztą było widać wyraźnie nawet w październiku, po której stronie może stanąć Trybunał, gdy obyło się posiedzenie w tej sprawie. 

Do Luksemburga pofatygował się osobiście przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski, żeby przekonać sędziów, że zamknięcie bankom drogi do żądania od frankowiczów opłaty za korzystanie z pieniędzy to zbyt radykalne rozwiązanie. Jego zdaniem nie można dopuścić do tego, żeby to frankowicze zgarnęli całą stawkę w tym sporze, bo może to doprowadzić do załamania polskiego sektora bankowego, a w efekcie również do załamania gospodarczego Polski.

Mówimy o gigantycznych środkach rzędu 100 mld zł. Tyle straciłyby banki, gdyby europejski trybunał zamknął im drogę do dochodzenia od frankowiczów wynagrodzenia za korzystanie z kapitału – szacuje KNF.

Jastrzębski ponoć niewiele wskórał. Według relacji środowisk frankowych, które miały na miejscu prawnika, sędzia TSUE miał zapytać, czy wobec tego polski rynek finansowy jest oparty na nieuczciwości? I czy nie należałoby tego naprawić? To wiele mówi o nastawieniu TSUE.

Frankowicze nie mogą wygrać. Prezydent wchodzi do gry

No i w Polsce kilka osób się tego poważnie przestraszyło. Ponoć od grudnia trwają prace nad tym, żeby ratować sytuację w Polsce, jeśli TSUE rzeczywiście pokusi się o wyrok radykalnie korzystny dla frankowiczów.

Plan jest taki, by kwestię frankową rozwiązać ustawowo, co od lat się nie udawało. Banki byłyby zmuszone przedstawić wszystkim frankowiczom ofertę przewalutowania na takich zasadach, jakie trzy lata temu zaproponował KNF . W grę wchodziłoby zatem przeliczenie kredytu na takich zasadach, jakby od początku był zaciągnięty w złotych. Inaczej mówiąc, całe ryzyko walutowe, które się zmaterializowało, bierze na siebie bank.

Kilka lat temu frankowicze daliby się pokroić za taki deal. Ale odkąd wygrywają masowo w sądach, zaczęli taką opcja gardzić. A dodatkowo nie każdy taką opcje ma, bo ugody na takich zasadach oferuje głównie PKO BP i jeszcze kilka banków z niewielkim portfelem kredytów frankowych.

No dobrze, ale co dalej? Każdy dostanie propozycję takiej ugody, ale i dziś widać, że nie każdy chce z niej korzystać i woli iść na całość, czyli do sądu. No więc ustawa, nad którą ponoć toczą się prace, chce tę falę pozwów zatrzymać, mówiąc: nie przyjmiesz ugody i pójdziesz do sądu, będziesz musiał zapłacić 100 proc. podatku. Miałby to być podatek od wzbogacenia, a więc od różnicy między wyrokiem sądu a ofertą banku.

I to już jest bardzo ostra gra. Oczywiście taki podatek wcale nie ratowałby tych nadszarpniętych kapitałów banków, bo fiskus nie przeleje pieniędzy z podatków na konta banków. Ale batalia w sądzie po prostu zrobiłaby się kompletnie nieopłacalna.

Zastanawiacie się, jakim prawem? A takim, że mamy w Polsce przepisy o bezpodstawnym wzbogaceniu i odwołanie do zasady sprawiedliwości społecznej. A ta sprawiedliwość byłaby wtedy, gdyby frankowicze zostali potraktowani na równi z kredytobiorcami złotowymi, czyli jednak coś za kapitał musieli płacić, a nie mieć go za darmo. Taką właśnie sprawiedliwość daje plan ugody wymyślony przez KNF.

Kto wymyślił podatek dla frankowiczów, nie jest jasne

Prace zainicjowali w grudniu 2022 r. bankowcy, ale mają się one toczyć w instytucjach odpowiedzialnych za stabilność sektora finansowego. Tylko że nikt nie chce tego oficjalnie potwierdzić. Plotki też głoszą, że zajmuje się tym Kancelaria Prezydenta, prezydent zresztą w kampanii wyborczej w 2015 r. obiecywał rozwiązanie problemu frankowego, tyle że to miało kredytobiorców obłaskawić, a nie ich pogrążać.

Tymczasem prezydent jest nawet gotów podpisać się pod ustawą i wziąć ciężar na siebie, tylko potrzebuje zaplecza politycznego w parlamencie, by projekt ustawy przeprowadzić przez proces legislacyjny. I tu wjeżdża coś, co obniży wam ciśnienie: na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi małe szanse, że jakakolwiek partia zdecyduje się na tak mocny cios w kilkaset tysięcy kredytobiorców-wyborców.

Z drugiej strony nikt też nie będzie chciał ryzykować wybuchu kryzysu finansowego przed wyborami. Ale ten argument akurat jest marny, jeśli spojrzycie w kalendarz i trochę policzycie. 

16 lutego poznamy tylko opinię Rzecznika Generalnego TSUE, wiążący wyrok zapadnie dopiero około pół roku później, czyli najwcześniej w połowie sierpnia. A wybory parlamentarne zostaną ogłoszone najprawdopodobniej w którąś niedzielę października, najdalej w pierwszą niedzielę listopada. 

Ale od samego wyroku TSUE świat jeszcze nie zacznie się walić, dopiero od kolejnej fali pozwów i niekorzystnych dla banków wyroków. To wszystko nie wydarzy się na raz jednego dnia. Dwa miesiące to też raczej za mało, żeby Polska zatrzęsła się w posadach. A więc ta bomba, jeśli wybuchnie, to już po wyborach.

REKLAMA

Ugody załatwią sprawę frankowiczów

Pytanie, czy naprawdę jest sens panikować, że korzystny dla frankowiczów wyrok TSUE tak wstrząśnie Polską? KNF mówi, że straty banków mogą sięgnąć 100 mld zł. Ale tylko przy założeniu, że wszyscy frankowicze pójdą do sądu, a raczej tak się nie stanie. Część nie ma na to ochoty, siły ani pieniędzy i zamiast szlajać się przez lata po sądach, podpisze ugodę. Przeniesienie całego ryzyka walutowego na bank to całkiem niezły deal.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA