Pamiętacie Thomasa Cooka? Rządzą tam teraz Chińczycy i chcą ostro namieszać turystom w głowach
Upadek biura podróży stanowił potężny szok dla całej branży turystycznej. Touroperator z ponad 150-letnia historią poszedł na dno praktycznie z dnia na dzień. Po kilku miesiącach powraca z nowym bardziej dopasowanym do realiów, planem działania i pragmatycznym chińskim właścicielem u sterów.
Bankructwo biura Thomas Cook w historii zapisze się zapewne jako symboliczne zamknięcie pewnego etapu związanego z masową turystyką. W czasach powszechnego dostępu do internetu, serwisów z rezerwacjami tanich noclegów i ekspansji lowcostów, sens istnienia tradycyjnych biur podróży staje pod coraz większym znakiem zapytania.
Brytyjski touroperator odczuł to dotkliwie na własnej skórze. Spółka źle znosiła konkurencję z biurami online. Zadłużała się coraz bardziej, a by spłacać dług na bieżąco, musiała sprzedawać coraz więcej wycieczek. W końcu przez pechowy zbieg okoliczności pod koniec września 2019 r., upadła pod ciężarem długów sięgających 1,7 mld funtów. Przy okazji pociągnęła też na dno powiązanego z nią kapitałowo Neckermanna, co boleśnie odczuli na własnej skórze polscy klienci.
W XXI w. model biznesowy pamiętający jeszcze czasy Imperium Brytyjskiego okazał się głęboko niewydolny. Wartość Thomasa Cooka nie ograniczała się jednak wyłącznie do placówek, samolotów i tysięcy pracowników. Biuro ma także coś, co w dzisiejszym świecie jest nie do przecenienia – wyrobioną markę i miliony oddanych klientów.
Thomas Cook będzie woził turystów EasyJetem
Tuż po ogłoszeniu upadłości, znaki towarowe spółki zostały więc wykupione przez chińską firmę inwestycyjną Fosun International (która wcześniej była zresztą jednym z udziałowców Thomasa Cooka) za śmiesznie niską kwotę 14 mln dol. Nowy właściciel zaczął od błyskawicznej kuracji odchudzającej.
W pierwszym rzędzie pod nóż poszło zatrudnienie. Chińczycy uznali, że utrzymywanie sztabu 22 tys. pracowników jest nieuzasadnione. W nowej firmie pracuje tylko 50 osób. Spółka zrezygnowała także z utrzymywania fizycznych placówek, stawiając na sprzedaż wycieczek przez internet i telefon.
Fosun uznał również, że nie ma sensu inwestować we własne linie lotnicze. Klienci Thomasa Cooka będą więc rozsyłani po świecie za pomocą maszyn należących do tanich przewoźników, takich jak EasyJet.
Fosun chce, żeby Thomas Cook odzyskał wiarygodność
Czy nowy plan ma szansę powodzenia? Przed upadkiem Thomas Cook obsługiwał 19 mln klientów rocznie. To ogromna baza konsumentów. Trzeba będzie przekonać ich jednak do tego, że mają do czynienia z tym samym, wiarygodnym biurem podróży co przed bankructwem. Dodatkowe wątpliwości budzi ogólna sytuacja w branży turystycznej, która balansuje na krawędzi plajty.
Ten drugi problem Chińczycy chcą rozwiązać w następujący sposób: po opłaceniu wycieczki, Thomas Cook przeleje pieniądze na rachunek przewoźnika, a resztę wpłaci na konto powiernicze administrowane przez Air Travel Trust.
Na swojej stronie touroperator deklaruje, że będzie mógł ruszyć te środki „tylko wtedy, gdy jesteś na wakacjach”. A to ma oznaczać, że pieniądze klientów będą całkowicie bezpieczne bez względu na kondycję finansową biura. Thomas Cook dodaje też, że będzie oferował wycieczki wyłącznie w kierunki, które nie są objęte obowiązkową kwarantanną. Firma nie będzie także robić problemów ze zmianą rezerwacji w przypadku, gdy z dnia na dzień zmienią się przepisy dot. podróży.
Fosun nie musi się jednak napalać na natychmiastowe zyski. Chińczycy na dzień dobry obcięli koszty stałe do minimum, większe straty grożą im tylko w przypadku kolejnego lockdownu i zamknięcia europejskiego nieba. W ubiegłym roku Fosun zanotował 2,1 mld zysku, przy przychodach na poziomie 20,7 mld. Na biednego nie trafiło.