Rząd chce obniżki cen biletów PKP. Rychło w czas, bo Polacy poczuli już miętę do Ryanaira
Premier Mateusz Morawiecki zadecydował, że ceny biletów na polską kolej powinny spaść w ciągu dwóch tygodni. Rząd ma dosypać pieniędzy z budżetu, by Polacy mogli jeździć po stawkach z ubiegłego roku. Być może to ostatni dobry moment na taki ruch, bo kierowcy i pasażerowie linii lotniczych już sobie policzyli, że pociąg bywa najmniej opłacalnym środkiem transportu. A w dodatku czołowy lowcost Europy – Ryanair – przeżywa ostatnio nad Wisłą swoje złote czasy.
PKP Intercity narzeka na wysokie ceny energii elektrycznej. W pierwszej połowie stycznia spółka podniosła ceny biletów. I to wcale nie symbolicznie, bo przewozy przewozów Express InterCity Premium podrożały średnio o 17,8 proc., Express InterCity o 17,4 proc., a Twoje Linie Kolejowe, czyli popularne TLK, o 11,8 proc.
Rozwiązaniem mogłoby być obniżenie VAT z 8 proc. do 0 proc. Rzecznik rządu Piotr Müller mówi jednak, że każdy kraj ma określoną pulę takich „zerówek” i rezygnacja z pobierania podatku od towarów i usług na kolei oznaczałaby, że jakaś inna branża zostałaby poszkodowana. Gabinet premiera Morawieckiego postawił na cięcie VAT-u na żywność i ta decyzja jest ponoć nieodwołalna.
Z tego względu szef rządu naciska na Ministerstwo Infrastruktury w sprawie obniżenia cen biletów w inny sposób. Państwo miałoby dosypać do budżetu PKP Intercity trochę pieniędzy, aby zrekompensować mu podwyżki prądu. Dzięki temu koszt poruszania się po torach spadnie, a kolejarze będą mogli wrócić do starych, przedkryzysowych cenników.
Zmiana cen na kolei ma nastąpić w ciągu dwóch tygodni
Premier wie, czego żąda, bo przekonywanie pasażerów do podróży pociągami może trwać długie miesiące jeśli nie lata, za to zniechęcić da się ich w try miga. Wystarczy, że pan Kowalski zapłaci 200 zł za przejazd, jego pociąg opóźni się o godzinę, potem utknie w szczerym polu, a na koniec dostanie burę od zdenerwowanego konduktora.
Przez pewien czas na korzyść przewozów kolejowych mogła przemawiać cena podróży. Dzisiaj jest o to coraz ciężej, a internauci wymieniają się coraz to nowymi i bardziej szokującymi cennikami. Warszawa-Poznań - 249 zł.
Szybko okazało się, że podobne trasy można pokonać szybciej i taniej za pomocą alternatywnych środków transportu. Przejazd na trasie Kraków-Wrocław autobusem jest o prawie 40 minut krótszy niż koleją i ponad 20 zł tańszy.
O dziwo, podobnie jest z samolotami
Zerknąłem sobie na kilka przykładowych połączeń. Ryanairem na trasie Warszawa (Modlin)-Szczecin polecimy już za 60 zł w jedną stronę. Czas podróży? Jedna godzina z minutami. Wsiadając w pociąg tę samą trasę zrobilibyśmy w 7-8 godzin, płacąc za to 77 zł (albo 38 zł, ale przy wyjeździe o piątej rano).
Podobnie sprawy mają się z trasą Wrocław-Gdańsk. Cena biletu lotniczego to 60-90 zł, kolejowego – 50 zł. Różnica nie jest więc duża w przeciwieństwie do czasu, jaki zajmuje podróż. W tym pierwszym wypadku jest to godzina, w drugim – około 5 godzin.
Szefowie irlandzkiego przewoźnika zarzekają się wprawdzie, że z PKP Intercity rywalizują tak naprawdę tylko na kilku połączeniach w całym kraju, ale to chyba przesadna skromność. Tym bardziej, że lowcost ma rezerwy. Przykład? Gdy w IV kwartale ubiegłego roku Ryanair uruchomił trasę Kraków-Poznań, okazało się, że średnie wypełnienie samolotu to 80 proc., o czym donosił „Rynek Lotniczy".
Polacy poczuli po prostu do Irlandczyków wyjątkową miętę, o czym świadczą chociażby wyniki z III kwartału 2022 r. Ryanair właśnie pochwalił się, że udało mu się zwiększyć udział w polskim rynku z 27 proc. do 38 proc. Poza Włochami nigdzie w Europie nie udało mu się zanotować podobnego wzrostu. Może więc pomysł z wyhamowaniem apetytu na podwyżki w PKP wcale nie jest taki głupi?