Ban na ropę z Rosji to kpina! Do Polski wciąż płynie wartkim strumieniem
Już w marcu zeszłego roku premier Mateusz Morawiecki obiecywał zakończyć do końca roku import surowców energetycznych z Rosji. Z gazem i węglem jakoś poszło, ale gorzej jeżeli chodzi o ropę. Raz, że Orlen ma cały czas obowiązujący kontrakt z Tatnieft, a dwa - brakuje podstaw prawnych i trzeba czekać na unijne sankcje, które zaczną obowiązywać dopiero za jakieś trzy tygodnie.
Myśleliście, że po tym, jak rząd Mateusza Morawieckiego obraził się na ropę z Rosji, to trzeba ją sprowadzać z innych kierunków, co pewnie też więcej kosztuje? Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że rozwód z ropą z Rosji jak na razie jest tylko na papierze. Dostawy do Polski są bowiem cały czas realizowane. Moskwa dalej więc czerpie z tego korzyści, chociaż już nie tak duże, jak wcześniej.
Ropa z Rosji cały czas płynie do Polski
Analitycy są zgodni: ten finansowy wynik Rosji można jeszcze obniżyć o dodatkowe 120 mln euro dziennie. Pomóc ma w tym unijny zakaz importu ropy rafinowanej, rozszerzenie limitu cenowego na ropę rafinowaną, a także redukcja importu ropy rurociągami do Polski. Bo, jak się okazuje, jeden kontrakt na dostawy ropy z Rosji do Polski cały czas obowiązuje. Chodzi o umowę Orlenu z rosyjskim Tatnieftem, która wygasa dopiero w grudniu 2024 r.
Tym samym nie ma podstaw prawnych do porzucenia przez Polskę ropy z Rosji. Najwcześniej, bo już 5 lutego zacznie obowiązywać embargo na import z Rosji wszystkich produktów naftowych. Jak zauważa BiznesAlert.pl, dzięki nałożonym restrykcjom na północną nitkę ropociągu Przyjaźń, dalej mogłyby być realizowane dostawy do Czech, Słowacji i na Węgry.
Niemcy: to tylko deklaracja kanclerza
Realizowane cały czas dostawy ropy z Rosji także do Niemiec odpowiadają również za ostatnią awanturę polityczną u naszych zachodnich sąsiadów. Serwis mdr.de przypomina, że owszem, w zeszłym roku w Radzie UE ustalono ban na ropę z Rosji, ale pozostawiono jednocześnie możliwość realizacji dostaw do poszczególnych krajów UE, o ile te nie będą mogły znaleźć alternatywy. I z takiej możliwości skorzystała nie tylko Warszawa, ale Berlin też. Właśnie z tego powodu na rząd Olafa Schulza lecą teraz gromy. Bo od ogłoszenia embarga na ropę z Rosji minęło ponad pół roku i Niemcy dalej stoją w rozkroku.
Przypomnijmy, że od 5 grudnia - zgodnie z ustaleniami G7, UE i Australii - obowiązuje limit cenowy na ropę z Rosji na poziomie 60 dol. za baryłkę. Putin w odpowiedzi 27 grudnia podpisał dekret, na mocy którego zakazuje sprzedaży ropy krajom, które się na taki limit zgodziły.
Rosja cały czas zarabia na paliwach kopalnych
Aktywiści z think tanku CREA od początku wojny na Ukrainie, wywołanej przez Rosję liczą zarobki Moskwy z tytułu importu paliw kopalnych. Teraz okazuje się, że po blisko 11 miesiącach ten bilans jest całkiem pokaźny. Rosja w sumie z tego tytułu uzyskała ok. 270 mld euro przychodu. Połowa tej kwoty jest po stronie UE. Bruksela w tym czasie najwięcej (82,3 mld euro) wydała na ropę z Rosji, ponad 50 mld euro na gaz ziemny i 3,2 mld euro na węgiel. Największym importerem paliw kopalnych z Rosji pozostają Chiny (stan do 9 stycznia 2023 r.), na drugim miejscu plasują się Niemcy, a na trzecim Turcja.
Polska zajmuje w tym zestawieniu wysokie, siódme miejsce. W tym czasie wydaliśmy 8,3 mld euro na zakup ropy z Rosji, 2,6 mld euro na gaz i 282 mln euro na węgiel.