REKLAMA

Limit cenowy na ropę to majstersztyk w wykonaniu USA, UE i G7. Zobaczcie, co się właśnie dzieje

Jeśli uznamy na chwilę, że nakładanie sankcji na inne kraje to działalność bliższa raczej sztuce, a nie nudne polityczne rzemiosło, to to, co uchwaliła właśnie Rada Unii Europejskiej, a wcześniej przyjęła grupa G7 jest moim zdaniem prawdziwym majstersztykiem. Nowatorskim, przełamującym bariery, sięgającym dalej niż wcześniejsze dzieła, jednocześnie kontrowersyjnym, przez to ryzykownym, a często też niezrozumiałym.

Limit cenowy na ropę to majstersztyk w wykonaniu USA, UE i G7. Zobaczcie, co się właśnie dzieje
REKLAMA

Limit cenowy na ropę w wysokości 60 dol. za baryłkę obowiązuje od tego poniedziałku. Już sam fakt, że przyjęto sankcje, których skuteczność będzie zależeć od tego, czy zaakceptuje je państwo nimi objęte, pokazuje, z jak kuriozalną sytuacją mamy do czynienia. Jest jednak jeszcze dziwniej, bo istnieje szansa, że Rosja na to wszystko się zgodzi. Oczywiście po cichu.

REKLAMA

Oficjalnie jak najbardziej jest przeciw. Już odgraża się, że do państw, które będą przestrzegać sankcji, w ogóle nie będzie sprzedawać ropy, nawet gdyby miało to oznaczać, że sama się w ten sposób odetnie od kluczowego źródła dochodu. Brzmi to moim zdaniem zbyt rozpaczliwie, aby faktycznie miało tak się stać. Rzeczywistość zapewne okaże się znacznie mniej efektowna i wyraźna, czyli Rosja będzie próbować nowe sankcje obchodzić i zapewne będzie miała w tym jakieś osiągnięcia, oficjalnie będzie twierdzić, że nowy system ignoruje, ale i tak będzie on działać. Najprawdopodobniej nie na 100 proc., ale nawet jeśli zadziała na 85 proc., to i tak będzie nieźle.  

Zablokować ropę z Rosji i nie podnieść cen

Rosja nie jest monopolistą na świecie. A tak zwane kraje trzecie, o które teraz będzie toczyć się handlowy bój (bo z krajów G7 i z UE rosyjska ropa z tankowców i tak znika), będą mieć dwa wyjścia. Mogą nie ulegać naciskowi z Moskwy i oferować za rosyjską ropę cenę poniżej limitu, zaliczając jednocześnie plusy w stolicach krajów G7.

Mogą też spróbować się dogadać z Rosją i płacić jej za ropę tyle, ile ona chce, narażając się jednocześnie na sankcje ze strony G7. W tej pierwszej opcji, jeśli Rosja się na te kraje wypnie i powie, że nic im nie sprzeda, kupią surowiec z Zatoki Perskiej, od USA, z Nigerii itd. Wszystko jedno skąd, źródeł jest sporo. Jedyną konsekwencją będzie to, że zapłacą więcej. Ale w tej drugiej opcji też zapłacą więcej, bo przecież zgodzą się na warunki Rosji. Dodatkowo będą mieć na pieńku z G7 i będą musiały jakoś zorganizować sobie transport i jego ubezpieczenie, bo te właśnie usługi w odniesieniu do surowca z Rosji powyżej limitu ceny są objęte sankcjami.

new TradingView.widget( { "width": 700, "height": 610, "symbol": "OANDA:BCOUSD", "interval": "D", "timezone": "Etc/UTC", "theme": "dark", "style": "3", "locale": "pl", "toolbar_bg": "#f1f3f6", "enable_publishing": false, "allow_symbol_change": true, "container_id": "tradingview_4a39c" } );

Odbiorcy mogą podzielić się kosztami z Rosją, która zapewne sama dostarczy tankowiec i wykombinuje jakąś szemraną firmę ubezpieczeniową. Tankowiec będzie zapewne stary i mocno używany, a ubezpieczyciel niekoniecznie solidny finansowo, więc cała operacja będzie obarczona większym ryzykiem. Moim zdaniem pierwszym wyborem każdego państwa na świecie będzie pozostać w zgodzie z sankcjami G7. Nie tylko ze strachu, ale przede wszystkim dlatego, że to będzie dla tych państw opłacalne.

To jest właśnie w tym limicie piękne. Zwykłe sankcje, polegające na jakimś zakazie, zwykle wywołują pewne niezadowolenie na rynku, bo tworzą dodatkowy problem. Wszyscy wiedzą, dlaczego te sankcje trzeba nałożyć, ale jednocześnie biznesowo robi się niewygodnie. Przykładem jest chociażby bieżąca sytuacja z dostępnością węgla w Polsce. W przypadku limitu ceny na rosyjską ropę sytuacja po stronie wszystkich odbiorców się poprawia, a nie pogarsza. Oczywiście pod warunkiem, że Rosja mięknie i nie odcina dostaw. Ale nie powinna tego robić, bo z jej punktu widzenia lepiej nadal sprzedawać ropę trochę taniej, niż strzelić kosztownego focha i w ogóle jej nie sprzedawać. Foch więc zapewne będzie pod publiczkę, a w tle biznes dalej będzie się jakoś kręcić.

Te sankcje są takie dziwne, bo naprawdę chodzi w nich głównie o to, co stanie się w krajach zachodnich, a nie w Rosji. Jeżeli wszystko pójdzie tak, jak to sobie najpierw wymyślili Amerykanie, a potem przekonali do tego całą resztę G7 i Unii Europejskiej, to uda się jednocześnie wyraźnie ograniczyć dochody Rosji i uniknąć wzrostu cen ropy na rynkach. Czyli zjemy ciastko i będziemy mieć ciastko. Przy zwykłych sankcjach to nieosiągalne, bo wtedy ropa na pewno by podrożała.

Dziś ropa zniknie z rynków G7, ale tak naprawdę rynek ropy jest globalny, więc jeśli surowiec z Rosji będzie mógł znajdować nabywców w Azji, Afryce czy Ameryce Południowej, to globalnie bilans popytu i podaży się nie zmieni. A limit ceny uchroni wszystkich przez wzrostem ceny, wszyscy kupujący będą więc zainteresowani, aby ten system działał i nie będą chcieli go obchodzić. Oszustwa będą bowiem wiązać się ze wzrostem kosztów, a nie z ich spadkiem. To właśnie jest w tym genialne.  

Limit cenowy na ropę pomoże też Ukrainie

Z punktu widzenia Ukrainy to może wydawać się niemoralne i cyniczne, ale moim zdaniem to właśnie Ukraina z takiego układu może wynieść najwięcej korzyści w dłuższym terminie. Zachowanie stabilności rynku i zabezpieczenie przed manipulacjami cenowymi ze strony Kremla wytrąci bowiem z jego ręki groźne narzędzie. Rosja nie będzie mogła dążyć do windowania cen ropy i tym samym doprowadzić do zmęczenia zachodnich społeczeństw kosztami wojny.

Dzięki temu zachowujemy większe szanse na utrzymywanie się w tych społeczeństwach wysokiego poparcia dla nieustającego wspierania Ukrainy. Jest to istotne zwłaszcza w krajach położonych dalej od Rosji niż te w Europie Środkowej, ale najnowsze badania pokazują, że limit cen ropy przyda się też i u nas.

Przede wszystkim jednak jest to ważne w Stanach Zjednoczonych, w których gdyby kolejne wybory prezydenckie wygrał na przykład Donald Trump, to mógłby on dość szybko dać się przekonać Rosji, że biznesowo lepiej opłaca się przestać wspierać Ukrainę. A jego szanse na wygraną będą większe, jeśli Zachód wciąż będzie mieć problem z wysokimi cenami surowców i z wysoką inflacją, którą drożejące surowce generują.

REKLAMA

Aby wspierać Ukrainę aż do zwycięstwa, trzeba mieć do tego poparcie polityczne w swoim kraju. Aby je mieć, trzeba wygrywać wybory. Pozbawienie Rosji możliwości manipulacji ceną ropy zmniejsza ryzyko chaosu w gospodarce, a więc zwiększa szanse na zwycięstwo w wyborach tych, którzy dziś w USA, Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemczech wspierają Ukrainę. Dlatego ostatecznie limit cenowy nałożony na rosyjską ropę opłaci się Ukrainie, nawet jeśli dziś pozwoli utrzymać Rosji część dochodów.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA