Dzieje się na rynku ropy. Obrażeni na Zachód szejkowie pożałują. Nowe naftowe potęgi gotowe pomóc UE
Po rozpoczęciu prac nad unijnym embargiem na ropę z Rosji do niezwykle ciekawej rozgrywki dochodzi na rynkach ropy. Mniejsi gracze coraz mocniej rozpychają się łokciami. Do tego stopnia, że szejkowie zaczęli się zastanawiać, czy na pewno opłaca im się zachowywać tak daleko posuniętą rezerwę. Fot. Glenn Beltz/Flickr.com/CC BY 2.0
Wprowadzenie embarga na ropę z Rosji, wydaje się przesądzone, choć do jednomyślności w UE, wciąż jest daleko. Sytuację komplikuje postawa Słowacji i Czech, które proszą o dłuższy okres przejściowy. W Pradze mówią o nawet 2-3 latach. Osobną grę prowadzą za to Węgrzy. Nie pomaga wcześniejsza polityka kilku państw, takich jak Francja, Włochy, Polska i Szwecja, gdzie niedawno obniżono podatki na paliwo drogowe, tworząc presję na większy popyt na ropę. Akurat wtedy, kiedy zaczęła być najdroższa.
Ropa: potęgi z Bliskiego Wschodu ustępują miejsca
Rozgrywka nie toczy się tylko o to, kiedy i jak UE wprowadzi sankcje wymierzone w ropę z Rosji. Pytaniem otwartym pozostaje również, kto nadrobi powstałe braki? Bloomberg donosi, że raczej w tym względzie nią ma co liczyć na potęgi z Bliskiego Wschodu. Najwięksi producenci zrzeszeni w OPEC, głównie Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, choć moce produkcyjne im na to pozwalają, nie paliły się do tej pory do zwiększenia wydobycia i dostaw do Europy, głównie z powodów politycznych. Następca tronu Saudyjskiego Muhammad ibn Salman, oskarżany przez USA o zlecanie politycznych mordów, próbuje stawiać warunki Zachodowi.
To może się wkrótce zmienić, bo wykorzystać sytuację zamierzają mniejsi producenci z Afryki, głównie Nigeria i Angola. Właśnie z tych kierunków obserwujemy wzrost dostaw na Stary Kontynent. Tylko w marcu i kwietniu do Europy z Afryki Zachodniej trafiało 1,23 mln baryłek ropy dziennie. To najwyższy poziom od lutego 2020 r. i lepszy o 40 proc. patrząc rok do roku. Przez rosnącą sprzedaż afrykańskiej ropy nastąpił spadek o 20 proc. dostaw z Azji.
Import ropy z Zatoki Perskiej może jeszcze wzrosnąć
Alan Gelder, wiceprezes ds. badań rynków ropy naftowej w Wood Mackenzie, w rozmowie z „Fortune” uważa, że sytuacja na rynku ropy jest wciąż bardzo niepewna.
Nie brakuje ekspertów, dla których wyścig o to, kto zastąpi dostawy Rosji - dopiero się zaczyna. Francuski koncern TotalEnergies rozpoczął w maju import ropy z Abu Zabi. Bardzo możliwe, że inne europejskie spółki naftowe pójdą tym śladem i też podpiszą umowy z rafineriami z ZEA. W kolejce stoi jeszcze Brazylia i USA. Import ropy z tych krajów, podobnie jak z Afryki Zachodniej, wciąż rośnie.
Możliwy jest też scenariusz, w którym Bliski Wschód jednak bardziej otworzy się na Europę. Tak się może stać, jak w przypadku embarga UE Rosja przekieruje swoje dostawy ropy na innych klientów, do tej pory obsługiwanych przez Rijad i Abu Zabi.
Cena ropy w górę
Na razie nie wiadomo, jak po nowemu ułożą się te wszystkie klocki. Pewne jest za to jedno: do tego czasu cena ropy z pewnością się nie uspokoi. I będziemy świadkami większych zawirowań. Teraz przede wszystkim przez doniesienia z Chin surowiec znowu zdrożał.
W środę zwyżka wywindowała cenę ropę Brent na poziom ponad 107 dol. Do rekordu sprzed paru dni (6 maja cena ropy skoczyła do 113 dol.) jeszcze trochę brakuje. Było to spowodowane sytuacją pandemiczną w Państwie Środka - największego importer ropy na świecie. Ale są też pierwsze oznaki przyszłych zniżek. Przemawia za tym m.in. zwiększenie zapasów ropy w USA o 8,49 mln baryłek. Nie bez znacznie jest też coraz silniejszy dolar.
Edward Moya, analityk OANDA, przekonuje że rynek ropy teraz będzie się koncentrował bardziej na tym, jak ciasne będą zapasy, a nie na ewentualnej destrukcji popytu, która może nastąpić jeszcze w tym roku.