No na sprycie to Polakom nie zbywa. Tacy pazerni na prezenty od rządu, ale najhojniejszym wzgardzili
Do PPK miało przystąpić 75 proc. Polaków. Jakież były nadzieje, że rządowi w końcu uda się namówić Polaków, by zaczęli sami oszczędzać na emeryturę. A tu taka klapa, do PPK przystąpiło zaledwie 31 proc. pracowników i to mimo że PPK to doskonały interes, naprawdę.
Jeszcze niedawno Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju pisał na Twitterze, że „pieniądze leżą na ulicy”, trzeba tylko się po nie schylić. To o PPK właśnie. A właściwie nawet schylać się nie trzeba, bo do Pracowniczych Planów Kapitałowych zapisywany jest automatycznie każdy uprawniony, czyli w uproszczeniu każdy pracownik na etacie. Udział w PPK jest jednak dobrowolny, więc oczywiście można się z nich wypisać, ale wtedy właśnie trzeba się schylić i samemu wykonać ruch.
Paweł Borys nie żartował, te pieniądze rzeczywiście dostajemy w prezencie, bo Pracownicze Plany Kapitałowe działają tak: pracownik w ramach PPK oddaje 2 proc. swojego wynagrodzenia, kolejne 1,5 proc. dorzuca mu pracodawca, na zachętę jeszcze państwo 250 zł tytułem opłaty powitalnej. Potem te wszystkie pieniądze są inwestowane przez zarządzających PPK na rynku kapitałowym.
Gdyby potraktować tę inwestycję w taki sposób, że pracownik wkłada te 2 proc., a reszta to jego zysk, to jak policzyła firma Mercer w 2020 r. wyniósłby on między 80 a 122 proc. w zależności od tego, jaki fundusz zarządzał tym kapitałem. Nieźle! Znajdźcie mi taką inwestycję, szczególnie teraz, kiedy nasze oszczędności pożera inflacja. A mimo to Polacy odwracają się na pięcie i masowo wypisują się z PPK.
Dodatkowe ulgi podatkowe? To ciągle tylko wisienka dla nielicznych
Od miesięcy rządzący próbowali zaklinać rzeczywistość, mówiąc, że PPK się jeszcze rozkręcą, jeszcze będzie dobrze, ale nie jest. Z ostatnich danych Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii oraz PFR wynika, że tylko 31,2 proc. pracowników zdecydowało się uczestniczyć w PPK. Do 75 proc., które marzyły się rządowi droga daleka.
Ale PiS się nie poddaje. Wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda powiedział niedawno PAP Biznes, że rząd jeszcze walczy, kombinuje, konsultuje się i chce jeszcze coś zaproponować, żeby zwiększyć atrakcyjność PKK i namówić do udziału w programie więcej Polaków. Znacznie więcej. Plan rządu mamy poznać w ciągu miesiąca.
Z badań Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami wynika, że być może ulgi podatkowe mogłyby zachęcić pracowników. Jakie ulgi? Polacy nawet teraz nie rozumieją, co dostają w ramach PPK. A dostali już w ramach samej opłaty powitalnej od rządu w sumie 359,53 mln zł. Czy kolejne ulgi coś zmienią? Nic! Absolutnie nic. Ci, którzy już zrozumieli, co mogą zyskać dzięki PKK i że to dobry deal jedynie zrobią jeszcze lepszy deal. A ci, którzy się wypisali z programu, moim zdaniem i tak niczym nie dadzą się przekonać.
Polacy nie ufają rządowi, bo PO rozwaliła OFE
Najpowszechniejsza teoria brzmi: Polacy nie odkładają na emeryturę, w tym przypadku w ramach PPK, bo po pierwsze nie mają zaufania do władzy, już raz zostali oszukani na OFE, a po drugie nie mają zaufania do rynku kapitałowego.
I jak tak czytam fora internetowe, to po części się zgadza:
Rząd nawet zdaje sobie doskonale z tego sprawę. I może bronić się, że część środków z OFE zabrała Platforma Obywatelska, a nie PiS, ale to nie ma znaczenia, władza to władza.
Kilka miesięcy temu krążyły nawet plotki, że PiS rozważa wpisanie do konstytucji, że środki w PPK są prywatne, żeby Polacy mieli pewność, że nigdy nikt im tych pieniędzy nie zabierze. To byłby już desperacki krok, ale na razie o nim cisza.
Bo ktoś powiedział, że to dobrze, że kwota wolna wzrośnie do 30 tys.
Z tym brakiem zaufania do władzy już nic nie zrobimy. Może kiedyś, ale nie w tym pokoleniu. Ale moim zdaniem jest jeszcze coś, co sprawia, że Polacy odwracają się od PPK. A zdałam sobie sprawę z tego podczas ostatnich dyskusji na temat Polskiego Ładu.
Już przecieki mówiły o niespodziance, jaką szykuje PiS w postaci kwoty wolnej od podatku na poziomie 30 tys. zł. Ta wiadomość zelektryzowała wszystkich. Zachwytom nie było końca. I ja w tych zachwytach jakoś bez namysłu widziałam zrozumienie.
Tymczasem okazuje się, że Polacy ucieszyli się, bo gdzieś usłyszeli, że to dobrze i trzeba się cieszyć, ale wcale nie rozumieją, co to jest ta kwota wolna i jak na niej skorzystają? Nie wiedzą, jak to działa, na jakim poziomie obecnie jest kwota wolna, czyli tak naprawdę jak duża będzie ta podwyżka, czyli ich zysk. Ba! Wielu myśli, że kwota wolna od podatku w wysokości 30 tys. zł oznacza, że jak zarabiają poniżej 30 tys. zł to coś tam zyskają (w sumie nie wiedza co), a jak ciut powyżej, to już nie dostaną złamanego grosza.
Nie mówię tu o osobach słabo wykształconych, które mają prawo nie orientować się w takich kwestiach. Mówię o ludziach często pracujących umysłowo, z wyższym wykształceniem, którzy w dodatku na przykład doskonale rozeznani są w sprawach bieżących i w polityce. Kwoty wolnej jednak za grosz nie rozumieją, a przecież to mechanizm, który działa od lat, tylko próg kwotowy się zwiększa.
Nie ich wina, nikt im nigdy tego nie wytłumaczył.
Ale w takim razie, jakim cudem ktokolwiek poza ekonomistami i dziennikarzami ma rozumieć, na czym polega korzyści z PPK? To niemożliwe. Nie można oczekiwać, że przeciętny Polak czyta poważne gazety ekonomiczne, a w nich od deski do deski analizy. W telewizji mu raczej nie wytłumaczą, bo przeciętny news w serwisie informacyjnym trwa 3 minuty. Naiwnością ze strony rządu było więc liczyć, że Polacy, którzy nie ufają władzy w kwestii emerytur, oddadzą w ciemno kawałek swojego wynagrodzenia tylko na podstawie tego, że premier kilka razy powtórzył, że trzeba dbać o zabezpieczenie na starość. Albo szef PFR zachwala program na Twitterze. Przy okazji, trzeba też zrozumieć, że życie przeciętnego Polaka nie toczy się na Twitterze.
Tłuc informacje do głowy młotkiem zamiast rozdawać prezenty
Błagam, nie dorzucajmy kolejnych ulg podatkowych do PPK, bo one tylko jeszcze bardziej skomplikują ten program, wydamy pieniądze na już przekonanych, a ci nieprzekonani dalej nie zrozumieją, jaki prezent dostają i się od niego odwrócą.
Pora w końcu zrobić porządną kampanią informacyjną trwającą dłużej niż miesiąc. I niech nie mówi w niej premier, tylko eksperci. Ot, choćby taki Instytut Emerytalny, któremu przecież wcale z obecną władzą nie po drodze, a jednak chwali PPK, pisząc:
Wyliczenia są, pozytywne recenzje PKK są, tylko trzeba z nimi dotrzeć do Polaków i wbić tę wiedzę młotkiem.