REKLAMA

Podwyżki stóp są zbyt szybkie? Przecież uratowały tysiące Polaków przed katastrofą

Gdyby ryzyko stóp procentowych właśnie się nie zmaterializowało, całe rzesze młodych Polaków pakowałyby się w kredyty hipoteczne, na które ich nie stać. No chyba że sądzicie, że byłoby ich stać na raty wyższe o 70 proc.? To dopiero byłaby katastrofa! Na szczęście się nie zdarzy, bo program gwarancji wkładu własnego ruszy dopiero 27 maja i teraz pewnie i tak nikt z niego nie skorzysta.

adam glapinski
REKLAMA

A było tak blisko. W ubiegłym roku PiS ogłosił program gwarantowania wkładu własnego kredytów hipotecznych, by pomóc młodym Polakom, którzy mają zdolność kredytową, ale nie mają oszczędności na wkład własny. Taka polityka mieszkaniowa państwa: nie stać cię na kredyt, bierz i nic się nie bój. A że Komisja Nadzoru Finansowego od lat mówi, że tak nie można, bo to niebezpieczne, gdy ktoś nie ma żadnych własnych oszczędności? Nieważne, my tu przecież realizujemy politykę mieszkaniową.

REKLAMA

Zmień pracę, weź kredyt

Nic w tym zresztą dziwnego, że PiS politykę mieszkaniową prowadzi w taki sposób. Zmień pracę i weź kredyt – to strategia obowiązująca w Polsce od lat. Po prostu politykę mieszkaniową w Polsce prowadzą banki, nie państwo. Państwo jedynie potrafi wymyślać sposoby, jak nam ułatwiać drogę do tych banków.

W ciągu ostatnich dwudziestu lat państwo wydało na ten cel ok. 7 mld zł. A największy paradoks polega na tym, że w taki sposób wspierało potrzeby mieszkaniowe 20 proc. najlepiej zarabiających Polaków. To oni bowiem zaciągają kredyty hipoteczne, bo ich zwyczajnie na to stać.

I tak nie dość, że Polska na politykę mieszkaniową wydaje żenująco mało, bo zaledwie 0,5 proc. PKB rocznie, co czyni ją najmniejszą kategorią wydatków państwa, to jeszcze na najem subsydiowany wydajemy zaledwie 0,1 promila rocznie.

Dla porównania, w Wielkiej Brytanii na najem subsydiowany przeznacza się ok. 15 razy więcej, w Niemczech – 6-krotnie więcej, a bliższych nam Czechach – 3-krotnie więcej – podkreślał niedawno na antenie TOK FM Mirosław Barszcz, były minister budownictwa i były wiceminister finansów.

A więc pomagamy bogatym, biedni niech sobie sami radzą.

Ale wróćmy do pułapki kredytowej, której cudem uniknęliśmy

Ustawa o gwarantowanym kredycie mieszkaniowym, która ma pozwolić Polakom zaciągać kredyty hipoteczne, choć nie mają wkładu własnego dotąd wymaganego przez prawo, właśnie lada chwila wchodzi w życie – dokładnie 27 maja.

Bank Gospodarstwa Krajowego będzie mógł gwarantować do 20 proc. kwoty kredytu, lecz nie więcej niż 100 tys. zł. To nie oznacza, że BGK te 20 proc. wkładu własnego spłaci za nas, tylko go zagwarantuje, a kredytobiorca będzie mógł dzięki temu się zadłużyć, ale na 100 proc. wartości nieruchomości.

To oznacza, że zaciągnie większy kredyt, na który oczywiście musi mieć zdolność kredytową, czyli zarabiać wystarczająco dużo. Dzięki Bogu ustawa wchodzi w życie dopiero teraz, bo dzięki temu pewnie będzie martwa.

Przypomnę, że ten pomysł omijania bezpieczników zainstalowanych w systemie przez nadzór powstał, kiedy stopy procentowe były historycznie niskie. I politycy zdawali się nas utwierdzać w przekonaniu, że długo takie będą, skoro chcieli namawiać młodych do zadłużania się, choć ich sytuacja finansowa nie spełnia wymogów.

Szczerze? Gdyby program wystartował kilka miesięcy wcześniej, przed podwyżkami stóp, chętnie zobaczyłabym, jak młodzi, którzy może i mieli zdolność kredytową w czasie stóp na poziomie 0,1 proc., a dziś już jej nie mają, kiedy raty kredytów wzrosły średnio o 70 proc., pozywają Skarb Państwa, że wpuścił ich w pułapkę.

Bo myślicie, że jak ktoś nie zgromadził oszczędności na wkład własny zarabia na tyle, żeby udźwignąć taką podwyżkę raty? Nie sądzę. Politycy też powinni być ostrożniejsi, a zamiast tego kusili: bierz, piękny kawalerze, a jak urodzi ci się drugie dziecko, spłacimy za ciebie 20 tys. zł. A jak trzecie to nawet 60 tys. zł. Bierz, bierz…

Banki i kredytobiorcy powinni dostać więcej czasu

Przemysław Litwiniuk, jeden z członków Rady Polityki Pieniężnej publicznie przyznał, że jego zdaniem RPP podnosi stopy procentowe zbyt gwałtownie. Nawet nie chodzi o to, że Rada stóp podnosić nie powinna. Powinna, ale nie tak szybko. Powinna dać więcej czasu zarówno sektorowi bankowemu, jak i kredytobiorcom na przystosowanie się do nowej sytuacji.

A jednocześnie – żeby było jasne – Litwiniuk nie bagatelizuje inflacji, z którą trzeba walczyć. Jeszcze niedawno sugerował, że szczyt inflacji może sięgnąć 17 proc. Dziś nie wyklucza nawet 20 proc.

Ale to tempo podwyżek stóp.

REKLAMA

W kontekście uruchomienia właśnie programy gwarancji kredytowych to tempo to zbawienie dla wielu, którzy teraz nie wpakują się w kłopoty. A mogli. Na szczęście nie zdążyli.

To też być może jedyny zupełnie ewidentny dowód na to, że Rada postąpiła słusznie z tymi błyskawicznymi podwyżkami. Dobrze by było, żeby politycy dobrze odczytali tę lekcję.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA