Nad Wisła zadebiutuje niedługo sieć Popeyes Louisiana Kitchen. W Polsce brand jest mało rozpoznawalny, ale na całym świecie posiada kilka tysięcy lokali, więc media od razu zaczęły zastanawiać się, czy będzie w stanie zagrozić pozycji sieci McDonald's. Szczerze? Jakoś tego nie widzę, bo są co najmniej dwa powody, przez które ekspansja fast foodu może się skończyć spektakularną klapą.
Na papierze Popeyes wygląda świetnie. Mniej więcej, jak skład polskiej reprezentacji przed pierwszym gwizdkiem rozpoczynającym tegoroczny mundial. Ale tak w sporcie, jak i w biznesie, posiadanie pieniędzy i dotychczasowe sukcesy nie są gwarantem powodzenia. Robert Lewandowski i spółka zagrali trzy urągające godności widzów spotkania w fazie grupowej, z Francją zaśpiewali po łabędziemu i pożegnali się z mistrzostwami.
Z nowym fast foodem na mapie Polski może być podobnie
Choć teoretycznie nic nie wskazuje na jego porażkę. Ekspansja zagraniczna idzie świetnie. Amerykanie poza swoim macierzystym rynkiem są obecni w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Hiszpanii. Z mniej rozwiniętych rynków można je także znaleźć w Indiach albo Wietnamie. Łącznie Popeyes smaży swoje kurczaki oraz krewetki w 30 krajach, w których posiada 3800 lokali.
A teraz wchodzi do Polski. Firma ma już swoją siedzibę we Wrocławiu Pierwsze lokale mają zostać otwarte w 2023 r. Fast food jednocześnie pojawi się także w Czechach. Plany zakładają, że w obu krajach uda się w ciągu najbliższej dekady dobić do liczby 600 restauracji.
Ambitnie, pomyślałem. Chyba nawet aż nadto, bo lokale gastronomiczne zmagają się dzisiaj z wieloma problemami. Wśród nich na pierwszy plan wychodzą ceny energii. Kryzys związany z kosztami prądu potrwa co najmniej kilka ładnych lat. Podobnie, przynajmniej w Polsce, będzie z wysoką inflacją, która skutecznie studzi zapędy konsumentów do stołowania się na mieście.
W tej całej sytuacji widać tylko jeden plus. W najbliższym czasie Popeyes nie powinien mieć trudności ze znalezieniem wolnych lokali komercyjnych. W trakcie kryzysu gospodarczego będzie ich aż nadto. I tu nasuwa się następne pytanie - czy ktoś do tych pomieszczeń będzie chciał wejść, by sprzedawać jedzenie.
Przedsiębiorcy będą ostrożni
Popeyes, tak samo jak McDonald's, opiera się na franczyzie. O ile jednak McDonald's ma opinię pewniaka i zainwestowanie w lokal ze złotymi łukami kojarzy się z szybkim zwrotem i potężnymi zarobkami, to jego mniej znany konkurent może napotkać pewien opór.
Franczyza ma tę główną zaletę, że przedsiębiorca zamiast rozkręcać biznes od zera od razu wchodzi pod skrzydła znanej marki. Tu tego atutu zabraknie, bo ze smażonymi kurczakami Polakom kojarzy się raczej KFC.
Popeyes, by dobrze rozkręcić interes, będzie potrzebował kilkudziesięciu śmiałków. Biorąc po uwagę ekstremalne warunki, z jakimi zmaga się nad Wisłą gastronomia i niepewność co do kierunku zmian podatkowych szykowanych przez rząd, znalezienie ich będzie naprawdę potężnym wyzwaniem.
Popeyes z pewnością nie wygryzie McDonald's. Może za to doprowadzić do płaczu ewentualnych franczyzobiorców, którzy nie do końca przemyślą zamiar porwania się na własną restaurację.