REKLAMA

Nowe złoża w Polsce! Sprawdzamy, na ile nam wystarczą

PGNiG z dumą informuje o dwóch nowych złożach gazu. Pewnie, gdyby nie kryzys energetyczny drenujący kieszenie Polaków, nigdy byśmy o tym nie usłyszeli. Ale teraz rząd robi wszystko, żeby stworzyć wrażenie, że panuje nad tym energetycznym rozgardiaszem. Jest Baltic Pipe, węgiel do nas płynie z Kolumbii, Australii, RPA i nie wiadomo jeszcze skąd, a za chwilę podpiszemy umowy atomowe - najpierw z USA, a potem z Koreą. I do tego wszystkiego dochodzą jeszcze nowe złoża gazu. Nic tylko się cieszyć. Tyle, że tego nowego gazu jest tak po prawdzie jak kot napłakał. I to nowe odkrycie wcale nie przesądza, czy wiosną nam go jeszcze wystarczy.

zloza-w-Polsce-nowelizacja-przepisow
REKLAMA

Niemcy od miesięcy szykują się na gazową czkawkę. Kolejni ekonomiści wyliczają, ile to straci tamtejsze PKB, gdy Gazprom całkiem zakręci kurek. Nawet współtworzący koalicję w rządzie federalnym Zieloni musieli połknąć sporą żabę i zgodzić się na czasowy powrót do węgla. Wszystko przez możliwe braki w dostawach gazu. To trochę niepokojące biorąc pod uwagę fakt, że to nie kto inny, jak właśnie Niemcy mają pod względem pojemnościowym największe magazyny gazu w UE. Obecnie wypełnione w ok. 98,5 proc. Nasi zachodni sąsiedzi mogą sobie pozwolić na zapasy gazu na poziomie ok. 22 mln m sześc. (blisko 245 TWh). Na drugim miejscu plasują się Włosi (ponad 17 mld m sześc. lub ok. 193 TWh), a na trzecim Holendrzy (ok. 12,7 mld m sześc. lub 138 TWh). Jak w porównaniu do tych danych wygląda Polska? Mizernie. Nasze magazyny mogą pomieścić raptem 3,2 mld m sześc. gazu, co stanowi jedynie 15-16 proc. naszego rocznego zużycia. Ale PGNiG przekonuje, że pomimo tych dysproporcji Polska, nie tak jak Niemcy i inni, nie musi się niczego bać. 

REKLAMA

Nowe złoża gazu to kropla w morzu potrzeb

PGNiG składało takie obietnice na miesiąc przed informacją o nowych złożach gazu, co - jak sugeruje komunikat spółki - ma dodatkowo zabezpieczyć nas energetycznie. Chodzi o odkrycie nowych pokładów surowca w gminie Nowe Miasto nad Wartą (pow. średzki) oraz gminie Czempiń (pow. kościański). 

W dobie kryzysu energetycznego to ważne wydarzenie. Ale rząd je rozdmuchuje propagandowo, jak tylko może. Tymczasem te nowe złoża PGNiG raczej zauważalnej różnicy energetycznej nie zrobią. Po pierwsze łączne wydobycie może sięgnąć z tych dwóch źródeł poziomu ok. 20 mln m sześc. gazu. Jeżeli nasze roczne zużycie to 20 mld m sześc., to gaz z tych nowych złóż stanowi raptem 0,1 proc. naszego 12-miesięcznego wolumenu. Po drugie przecież to nie jest tak, że odkrywamy nowe złoża gazu, potem pstrykamy w palce i już możemy stamtąd czerpać surowiec energetyczny. Niestety, jak zawsze potrzeba pieniędzy i czasu. Zresztą PGNiG przyznaje, że proces zagospodarowania nowych złóż, po którym możliwa będzie eksploatacja, potrwa ok. trzy lata.

Gaz ziemny, czyli cisza przed burzą

Tymczasem coraz głośniej słychać głosy ekspertów, którzy gazowe kłopoty wieszczą nie teraz, zimą, kiedy Europa będzie pierwszy raz konsumować swoje nowe kontrakty energetyczne. Problemy zacząć mają się dopiero wiosną, kiedy przyjdzie znowu wypełniać opustoszałe magazyny gazu w krajach UE. Dlatego czas na prawdziwe zaciskanie pasa ma przyjść dopiero za kilka miesięcy. 

REKLAMA

I rynek rzeczywiście teraz coraz bardziej się uspokaja, co też analitycy odczytują jako ciszę przed burzą. Unijne magazyny gazu (stan na 29 października) są już wypełnione w ponad 94 proc. Niemcy pod tym względem nawet przebiły Polskę (98,5 proc. do 98,4 proc.). Znacznie spokojnie jest również na giełdzie Dutch TTF Gas Futures, gdzie obecnie 1 MWh gazu kosztuje w okolicach 130-131 euro. To ciągle bardzo drogo, biorąc pod uwagę, że rok temu o tej porze 1 MWh gazu potrafiła kosztować niecałe 39 euro, a dwa lata temu raptem ok. 15 euro. Ale przecież dopiero co dwa miesiącem z okładem byliśmy świadkami absolutnego rekordu: 26 sierpnia 1 MWh gazu kosztowała blisko 350 euro.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA