Putin próbuje zacisnąć Unii gazową pętlę. Numer na gazowy hub w Turcji może jednak nie wyjść
Władimir Putin myślał, że podporządkowanie Ukrainy Rosji zajmie mu kilka dni, a uzależniony energetycznie od Moskwy Zachód ograniczy się do pomruku niezadowolenia. Stało się jednak inaczej i od kilku miesięcy jesteśmy świadkami burzenia się starego ładu energetycznego opartego na rosyjskich surowcach. Kreml jeszcze stara się ratować sytuację i namawia Turcję na gazową współpracę. Ale trendu odchodzenia od energii z Rosji już się nie da zatrzymać.
Naprawdę trudno wskazać, co właściwie Putin obiektywnie zyskał po napaści na Ukrainę. Gdyby rosyjski dyktator wstrzymał emocje i uzbroił się w cierpliwość, to mógł realnie liczyć na dalsze zwiększenie energetycznego uzależnienia Europy. Przecież Nord Stream 2 tylko czekał na administracyjną zgodę Niemiec. Przepustowość tego gazociągu to ok. 55 mld m sześc. Dla porównania: Polska w rok zużywa jakieś 18-20 mld m sześc. surowca W odpowiedzi pewnie kilka europejskich stolic pokręciłoby z niezadowoleniem nosem, chociaż z drugiej strony o dostawy gazu mogliby już być spokojni na wiele następnych lat.
Tego gazowego ładu już nie ma. Putin przeszarżował. Najpierw sam Gazprom, wierząc pewnie jeszcze w swoją moc sprawczą, zaczął zakręcać kurek z gazem krajom, które nie zgodziły się na płatność w rublach za dostawy surowca. A potem energetyczne domino posypało się już całe. Ostatnie zaś wybuchy w systemie gazowym Nord Stream jedynie udowadniają, że Moskwie cały czas zależy na destabilizowaniu europejskiego rynku energetycznego. Z drugiej strony Kreml musi szukać nowych rynków zbytu. Można też ponownie starać się złapać Zachód na gazową wędkę. Tylko że Bruksela już bardzo nie chce wchodzić drugi raz do tej samej rzeki.
Gaz ziemny: Rosja chce ograć Europę za pośrednictwem Turcji
Nie jest tajemnicą, że Rosja głównie surowcami żyje. W 2021 r. eksport energetyczny przyniósł Moskwie co najmniej 120 mld dol. To przy okazji główne źródło finansowania wojskowych wydatków Kremla. Popsucie tych relacji z Europą odbija się na Wschodzie coraz mocniejszą, gospodarczą czkawką. Dlatego Putin z jednej strony bombarduje ukraińskie miasta irańskimi dronami, chcąc pokazać głównie na potrzeby wewnętrznej polityki swoją niezłomność, a z drugiej podrywa Unię Europejską i przy okazji Turcję metodą na nowy hub gazowy. Ankara bardzo lubi ten pomysł.
Ten rosyjsko-turecki hub gazowy miałby zastąpić system Nord Stream. Pierwszy raz temat zaistniał w przestrzeni publicznej po rozmowach prezydentów Rosji i Turcji w Astanie, 13 października. Erdoganowi bardzo spodobała się taka wizja. Turecki prezydent uważa, że inwestycja powinna ruszyć jak najszybciej, najlepiej w europejskiej części Turcji. Ankara już tłoczy gaz z Rosji przez gazociągi Blue Stream i Turkish Stream. Nowy hub gazowy miałby zwiększyć jej energetyczną rolę. Trasa czarnomorska ma być też znacznie bezpieczniejsza od trasy bałtyckiej, zdaniem prezesa Gazpromu Aleksieja Millera.
Nowy europejski gazociąg receptą na gaz z Rosji?
Nie ma wątpliwości, że Putin już teraz bardzo chce poukładać rynek gazu od nowa. Kluczowe są dostawy surowca do krajów europejskich i stąd pomysł na wykorzystanie w tym celu Turcji, skoro system Nord Stream okazuje się nieprzydatny. Ale prezydent Rosji już tak długo i tak mocno przeciąga linę, że bardzo możliwe, że przesadził i obecne podrywy na Turcję niczego nie zmienią, bo są po prostu spóźnione.
Świadczą o tym chociażby ostatnie zabiegi dotyczące budowy gazociągu MidCat. Pierwotnie rurociąg z przepustowością na poziomie 7,5 mld m sześc. gazu rocznie miał transportować surowiec z Algierii przez Hiszpanię i Francję do Niemiec. W 2019 r. – ze względu na plany osiągnięcia w 2050 r. neutralności klimatycznej – zarówno Madryt, jak i Paryż zrezygnowały z tego przedsięwzięcia. Szacowany na 500 mln euro projekt miał być też zbyt kosztowny. Ale teraz temat wraca ze zdwojoną siłą.
Przed Radą Europejską ma dojść w tej sprawie do spotkania premierów Hiszpanii i Portugalii z prezydentem Francji. Początkowo Paryż negatywnie oceniał ten pomysł. Ale Emmanuela Macrona do zmiany zdania nakłania m.in. Berlin. Hiszpański rząd z kolei podkreśla, że ta inicjatywa ma charakter europejski, a Komisja Europejska już stwierdzała, że inwestycja jak najbardziej będzie kwalifikować się do finansowania ze środków unijnych.
Cena gazu spada w odpowiedzi na dywersyfikację dostaw
Starania Hiszpanii i Portugalii wcale nie dziwią. Wszak nie pierwsze to kraje, które szukają alternatywy dla gazu z Rosji. Polska już realizuje dostawy surowca przez Baltic Pipe. Od 1 stycznia 2023 r. jego przepustowość ma wynieść ok. 8,3 mld m sześc. gazu, czyli mniej więcej tyle samo, ile płynęło do nas w ramach kontraktu jamalskiego.
Pod względem dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych nie próżnują też nasi południowi sąsiedzi. Chodzi o podpisanie czesko-katarskiej umowy gospodarczej, której głównym punktem są dostawy gazu LNG. W grę wchodzi też tranzyt wodoru. Wcześniej podobną umowę o partnerstwie energetycznym Katar podpisał z Niemcami.
Jak na te zmiany na rynku gazu reaguje cena surowca? Wyraźnie spada, w czym pomagają też pewnie wypełnione w ponad 90 proc. unijne magazyny gazu. W efekcie za 1 MWh na giełdzie Dutch TTF Gas Futures trzeba zapłacić w granicach 113-116 euro. Ostatni raz tak tanio było w połowie lipca br.